Dobraczynski Jan - Marcin powraca z daleka, Ebook 18

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jan DOBRACZYSKIMarcin powracazdalekavn)Cz pierwszaO tego psa o mao nie doszo do prawdziwej wojny trojaskiej.; Rzeczwygldaa nastpujco: pani Ziemska miaa jamnicz'k Kasi i Kasi urodziy si trzy szczenita.liczne, rasowejamniki.Pani Ziemska bardzo lubia psy,wic zamiast ogosi, i ma dosprzedania rasowe szczenita, obiecaa da pieski tym swoim znajomym, o ktrych wiedziaa, e naprawdbd si nimi opiekowali.Marcin, ktremu ciotka, dugo i gorco proszona, pozwoliawzi pieska, mia obiecanego czekoladowego jamnika zmabia atk na piersi.Marcinnie wtpi, e ze szczeniaka wyronie wspaniay pies, nieodstpny towarzysz wszystkich wycieczek i zabaw.Kiedy siurodzi,mia mordk pomarszczonjak jabko, ktre si potoczyo pod szaf i przeleao tam kilkamiesicy; garbaty nos izamknite lepki wygldaytak, jakbypiesek zaciska je z caej siy.Mae uszka sterczay podobnedo rokw.PaniZiemska wyja pieska z koszyka, w ktrymlea przy boku matki, i daa, cienkopopiskujcego, dorkMarcinowi.Powiedziaa:Ten, jak podronie, bdzie twj.Wiem, ebdziesz simim troskliwie zajmowa.U takiego przyrodnika jak ty na pewno pieskowi bdzie dobrze.Bd sibardzo stara, ebymu byo dobrze zapewni Marcin.Nazwgo Bobik.Nazwij,jak chcesz mwia paniZiemska aletymczasem oddaj go matce.Jest bardzo o maezazdrosna.Rzeczywicie Kaka, zwykle agodna i witajca Marcinaaskawymmerdaniemogona,teraz patrzya na niego gniewnie, a w jej brzowychoczach zapalay si opalizujce byski.Z wskiego pyska dobywao si guchecharczenie.Nie mgsi szczeniakowiprzyjrze, tylko pogadziwszy go palcem powylizanym przez matk karku odda pani Ziemskiej, a onauoya go w koszykuobokinnych.Natychmiastprzesta piszcze i z energiodsuwajc rodzestwo zacz si pcha dopenegocycka.Tego dnia rano Edek, ktry mieszka w tym samym domuco pani Ziemska, przybieg do Marcina z hiobow wieci, e'dwa szczeniaki zdechy."Wyobrasobieopowiada Kaka je zadusia.Tylko jeden zosta.Ale ten, cozosta, tona pewno twj." Mimo tego zapewnienia Marcin, ryzykujcspnienie doszkoy, pognado pani Ziemskiej, aby si przekona naocznie, e to wanie jego pies wyszed cao z katastrofy.Biegnc jak szalony, wpad w furtce na Ank Szawelsk.Nie byoosoby, ktr by mniejchtniezobaczyw tymmiejscu.Midzy nim a Ank toczy si od dugiego juczasuniewygasajcy spr.Chodzili do jednej klasyi napewno bylinajzdolniejszymi w niej uczniami.Kade z nich miaolicznegrono przyjaci, ktre ich otaczao niby mae armie; zresztprzyjacimi Marcina byli prawie wyczniechopcy, aAnkidziewczta.Konkurencja midzy Marcinem aAnk nie ograniczaa si do godzin lekcyjnych; rywalizowali ze sob w harcerstwie,naobozach iwycieczkach, atake w pracach kka przyrodniczego.Byli pierwsi w zbieraniu rnychh eksponatwab, fraszek, jaszczurek i zajmowali si gabinetem przyrodniczym, w ktrym trzeba byo karmi rybki, biae szczury i chomiki.Wanie za t opiek nad gabinetem przyrzeka obdarzy ich pieskami.Pani Ziemska, ktra jako niedawno emerytowana sekretarka szkoy, wiedziaa o wszystkim, co si tam dzieje. Anka pojawia si jeszcze przed lekcjami u pani Ziemskiej, niewtpliwie przygnana t sam nowin. Ty tu czego? Rzuci ostro chopiec, zastpujc jej drog. A ty? zapytaa. Wymina go, obrzucajc pogardliwym wzrokiem.Ja do mojego psa. Nie ma ju twego psa. Marcin nie bez niepokoju zobaczy w szarych oczach Anki wyrazzoliwego triumfu. A wanie, e jest, ty gupia idiotko. Inne Kaka zadusia, a mj yje. Tak mwi Edek. Zostawi dziewczynk, ktra ju zreszt wychodzia, w ogrdku, a sam zastuka do drzwi mieszkania pani Ziemskiej.Drzwi byy otwarte, ale kiedy wszed do pokoju, wypada mu na przeciw z ujadaniem Kaka. Musiaa by strasznie zdenerwowana tym, co si stao, bo nie zwracajc najmniejszej uwagi na dug znajomo usiowaa chwyci Marcina za nog. Nadbiega pani Ziemska i zapdzia j do koszyka. Marcin widzia, jak czarneciao sukiowino si wowym ruchem wok maego brzowego waeczka.To ty, Marcinie?spytaa pani Ziemska.A nie spnisz si do szkoy?Pewno dowiedziae si o wszystkim od Edka?Tak, od Edka.Ale mjBobik yje, prawda?Mylisz o tym brzowym piesku?Tak, onjeden przey.To wanie jego daa mi pani.Rzeczywicie, mj kochany, obiecaam go tobie.Ale obiecaampieska take twojej koleance, Ance.Pewno j spotkae,bo tu przed chwil bya.Trzeciego mia dostapanTomala.On poczeka do nastpnego razu.Ale wy musicie si z Ankporozumie, ktre z was wemie szczeniaka.Niechciaabymadnegoz was skrzywdzi.Skoro mi go pani daa, toon jest mj wybuchnMarcin.Daam taksamo Ance.I tonie jej wina, e tamten nieyje. ---Ona bardzo si cieszya.Ja si take cieszyem.I nawet wybraem dla niegoimi.Onju wie, jaksi nazywa.Nie ma mowy, ebym go jej, odda.-Pani Ziemska poprawia okulary na nosie.Musiaabyzaskoczona twardym tonem,jakimmwi chopiec., Mj kochany rzeka powiedziaam, e musisz w tejsprawie porozmawiaz Ank.Nie bd samadecydowaa.Piesek powinien i tam, gdzie mu bdzie lepiej.Zreszt jeliIedno z was dostanie psateraz, to drugiemu dam znowego-miotu.A moe byciewzili tymczasem pieska na spk?Nie ma mowy rzuci z gniewem.Tomj pies.Proszci bardzo, mjkochany, niekrzycz.To nie byjeszcze twj pies.W gosie pani Ziemskiej brzmiaa nagana.Wci poprawiaa okularylekko trzsc si rk.Pani Ziem-ska nie miaa wasnych dzieci i moe dlatego uwaaa,e chopcy powinni byzawsze grzeczni i nie wolno im pod-nosi gosu przy starszych.Powiedziaam ci,aby si uoy z Ank.To mia, grzeczna dziewczynka i myl,edojdziesz z ni do porozumienia.Ja nie bd w tej sprawie decydowaa.A teraz id, bo musz sizaj swoj robot i nie Ziemskiej.mogci zostawi samego zKak.Jest tak rozdraniona, e mogaby ci ugry.Zreszt jest ju sma i jeli niechceszsPni si na pierwsz lekcj, musisz zaraz biec.-Anki oczywicienie byo ju w ogrdku.Pobieg, ile siw nogach, i wpad do klasy w chwili, gdy rozleg si dzwonek.tum uczniw kbisi midzy awkami jak zwykle przed.pierwsz lekcj.Rzuci teczk na pulpit, roztrci otaczajcychgo kolegw i stan przed Ank, ktra ukadaa ksiki naswojej awce.Ty kretynko!wrzasn.Jeli ci si wydaje, eukradniesz psa, to si grubo mylisz.Nie dam ci go, rozumiesz?Ankabez sowa obrcia si plecamido Marcina.Chcc Jz wrci twarz kusobie, chwyci za brzeg fartuszka na ramieniu.Guzikprysn midzy stoczonychuczniw,a ramiczko opado.Anka nie mylaa by duna: chwycia niadaniwk i zakrciani nad gow.Marcin dostaby prostow twarz, gdyby si nie zasoni.Ogarna go furia; skoczywyrwa jejniadaniwk, rzuci j na ziemi, wycign rk aby chwyci dziewczynk za wosy.Zatrzyma si jednakiusyszawszynad sob grony gos pani Kamiskiej.Od razuoprzytomnia.Rka mu opada, cofn si w stron swojejawki.Co si tu dzieje?pani Kamiska obiega wzrokiemiistojc w awkach klas.Policki, prosz do mnie.Co imbyo?Dlaczego chciae uderzy Szawelsk?Pani Kamiska byamod nauczycielk, ale posiadaa do energii, by trzyma w ryzach niesforn w powszechnej opiniklas.Wiedziaa, e jest lubiana: potrafia by wesoa iprzy.jazna, interesowaasi yciem uczniw,atwo nawizywaliz nimi kontakt.Nigdynie bya stronnicza.Marcina lubia i bya pewna, e potrafi da sobie z nim rad, chocia w pokojunauczycielskim zdania na temat chopca byy podzieloneMarcin wyszed na rodek klasyi sta przednauczycielk czerwony, z opuszczon gow, z oczami utkwionymi w czubkioobtukiwanych od czstego kopania piki trampek.Mw, o co wamposzo?zapytaapani Kamiska.Widziaam, jak podniose rkna Ank.No? Mw.Miabodwagnapa na dziewczynk,to miej odwag odpowiidzie namoje pytanie.Ona chce buchnmego psa.mruknwreszcie.Mw po ludzku, ebymmoga zrozumie.2 paniKamiskazazwyczaj mona byo mwi jzykieAuczniowskim, ale nie wtedy, gdy rozsdzaajak sprawaChce mi zabra psa poprawi si.Jakiegopsa?Psa, ktrego mi daa pani Ziemska.Szawelsk chce ci zabra twego psa?To nie jest jego pies powiedziaa z awki Anka.Kamiesz!obruszy si Marcin.Pies jestmj!Prosz by cicho!.Jednoi drugie!zawoaa nauczycielka.Szawelsk, chod tu do mnie.Powiedz ty,o cochodzi.Dziewczynka bya nieco wysza od Marcina.Miaa wosyciemne, opadajcegrzywk na brwi, nosek lekko podniesionynadawa twarzy wyraz troch arogancki.Spod opadego ramiczka fartuszka wyglda pikny sweterek.O nim to Ankaopowiadaaprzed paroma dniamikoleankom, e pochodziz Parya, i za tochwalenie sidostaa bur od pani Kamiskiej.Zanimodpowiedziaa nauczycielce, obrzucia Marcinaspojrzeniem, w ktrym byawyszo i pogarda.Pani Ziemska zacza obiecaa mi szczeniaka.Jemutake.Byy trzy szczeniaki,ale dwa zdechy.Wicpani Ziemska powiedziaa, ebymy zdecydowali, kto z nas tego psawemie.Ale on wcale o tym nie rozmawia, tylko rzuci sina mnie.Bo pies jestmj!krzykn Marcin.Dlaczego twj?Bo ja wanie jegodostaem.I juwybraemdla niegoimiCo ty na to, Anka?Dziewczynka wyda usta.Niewane, prosz pani, e wybra.To si nie liczy.Dlaczego si nie liczy?Bo tylkojeden pies zosta.Tak powiedziaa pani Ziemska.A zreszt, prosz pani, czy on zajby si naprawdpsem?Jeszcze bygo zamorzy godem.Pani Kamiskazauwaya, e Marcin zacisn usta, jakbyhamujcwybuch.W klasie rozlego si kilka gniewnych gosw.Nauczycielka zmarszczya brwi.Nie masz racji, Aniu rzeka.Jestem pewna, e jeliMarcin bdzie mia} psa, potrafi si nim naleycie zaj.Skoro pani Ziemska chciaa mupsa da, to znaczy, ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl