Dodd Christina - Zamki na niebie+, ebooki, Dodd Christina, Dodd Christina

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Christina
Dodd
na niebie
Zamki
ROZDZIAŁ
1
Anglia, rok 1166
Miała wszystkie zęby.
Rajmund odetchnął ciężko. Owinięta była w tyle
warstw ubrania, że ledwo ją rozpoznał. Opierała się
wszystkimi siłami swego drobnego ciała, lecz na tle
sinych ust wyraźnie widać było białe zęby. To ozna­
czało, że jest w dobrym zdrowiu i wystarczająco mło­
da, by rodzić dzieci.
Próbował podsadzić ją na konia, ale wywinęła się
z jego objęć i upadła na leśną ścieżkę. Podniosła się
natychmiast, a jej wola ucieczki zrobiła na nim
ogromne wrażenie. Rajmund nie odpuścił jej jednak
- zbyt wiele miał do stracenia, by zawracać sobie gło­
wę babskimi fochami. Brnęła w śniegu, który okrywał
ziemię jak mgiełka, a on złapał ją i owinął peleryną
tak ciasno, że na próżno wierzgała nogami i rękami.
Podrzucił ją do góry, przerzucił przez siodło. Wsiadł
na konia, zanim odzyskała oddech. - Spokojnie, Ju­
lianno, spokojnie - powiedział łagodnie i poklepując
ją po plecach, ponaglił konia.
Mimo tej łagodności walczyła dalej. Kopiąc noga­
mi na wszystkie strony, próbowała ześliznąć się z sio­
dła. Ten opór wydał mu się niezrozumiały. Niezrozu­
miałe było też to, że pragnął ją pocieszyć, jak gdyby
była dzikim ptakiem, którego on próbuje oswoić.
5
A może współczucie wzbudził w nim fakt, że nawet
nie krzyknęła. Od chwili, gdy wynurzył się zza drzew,
nie wydała z siebie nawet jednego dźwięku. Opierała
się tylko z dzikim uporem.
Kto wie, może po prostu nie mogła mówić. Była
zawinięta jak kukła, jej głowa obijała się o koński
brzuch i Rajmund zaczął się zastanawiać, czy oddy­
cha. Nachylił się i dotknął jej twarzy. Te same mocne
zęby, które tak wcześniej podziwiał, wbiły mu się głę­
boko w ciało. Przeklął i wyszarpnął dłoń, zaszokowa­
ny jej gwałtownością. Nie mógł powiedzieć, że jest
zdziwiony, bo czy nie wydawała mu się podob­
na do dzikiego stworzenia? Sam zawinił niedbało-
ścią, oblizał więc kroplę krwi i wsunął dłoń pod pa­
chę, by ją ogrzać.
Jej ciężki oddech rozdzierał ciszę i zamarzał w po­
wietrzu. Wydawało się, że nagie, pokryte szronem
drzewa zdzierają z nieba śnieg, który sypał nieustan­
nie, cienką warstwą bieli wypełniając przestrzenie
między suchymi liśćmi. Do diaska! Był mróz i z każ­
dą chwilą robiło się coraz zimniej. - Zaraz tam bę­
dziemy - powiedział głośno i przytrzymał ją mocno,
ponieważ znów zaczęła się miotać.
Gdy wjechał na szczyt wzgórza, uderzył go stru­
mień zimnego powietrza. Zaparło mu dech. Burza
śnieżna już nie wisiała w powietrzu - była faktem.
Świat ograniczał się do białego korytarza, który
otwierał się tuż przed nim i zamykał, kiedy tylko
przejechał. Leśna chata była niedaleko, lecz Raj­
mund martwił się o kobietę, leżącą nieruchomo
na końskim grzbiecie. Nachylił się nad nią, chcąc ją
ogrzać ciepłem swego ciała.
Schowany zza wzgórzem domek, pełen drew
na opał i suchego prowiantu, już wcześniej okazał się
podarunkiem od Boga. Domyślał się, że to lady Julian-
6
na z Lofts kazała zaopatrzyć go dla wędrowców. A on,
Rajmund, wykorzysta to schronienie, by ją porwać.
- Jeszcze parę kroków, milady. - Oddech zamarzł
na szalu osłaniającym usta. Uznał, że uczciwie będzie
ją ostrzec, gdyż jego dotyk zdawał się napełniać ją
odrazą. Zeskoczył z siodła i pociągnął ją na dół. Pró­
bowała ustać na nogach, ale nie mogła - kolana ugię­
ły się z zimna czy ze strachu. Pociągnął ją za sobą jak
niedźwiedź swoją zdobycz i szeroko otworzył drzwi. -
Już jesteśmy - powiedział niepotrzebnie. - Przywiążę
tylko konia. W środku jest ogień. Gdybyś zechciała
usiąść na słomie, dopóki nie skończę...
Patrzyła szeroko otwartymi oczyma, jak Rajmund
opuszcza rygiel i czmychnęła do małego pomieszczenia
na tyłach. Przez szpary w przepierzeniu widział ją krą­
żącą po niewielkiej izdebce. Wyglądała jak oszalała.
W zagłębieniu na środku chaty palił się ogień. Dym
wydobywał się przez niewielki otwór w strzesze i topił
wpadające płatki śniegu. Płomienie przyciągnęły Ju­
liannę; wyciągnęła dłonie do ognia i rozglądała się
w oszołomieniu. Szpary w ścianach pozatykano szma­
tami, okno zakryto kocem. Proste łóżko okryte futrami
stało w jednym rogu, a w drugim znajdowała uprząż.
Jedyne drzwi znajdowały się za jego plecami, były więc
Chciał dać Juliannie trochę czasu, by mogła przy­
zwyczaić się do nowego otoczenia, niespiesznie więc
karmił i oporządzał silnego wałacha. W końcu nie
mógł już dłużej zwlekać. - Przytulnie tutaj, milady.
Przetrzymamy burzę.
Zamrugała, chcąc pozbyć się płatków śniegu top­
niejących na rzęsach i popatrzyła na niego. Cóż ta­
kiego zobaczyła, że skrzywiła się z niesmakiem? Był
tylko mężczyzną, chociaż może wyjątkowo wysokim.
- Powinnaś zdjąć ubranie, jest mokre - powiedział.
7
i Oczekiwał, że znów będzie uciekać, ale ona wyda­
wała się zahipnotyzowana jego widokiem i patrzyła
na niego tak, jakby był wygłodzonym niedźwiedziem.
Wzdrygnęła się, kiedy zdjął z jej ramion ciężki
od śniegu płaszcz. Ściągnął z dłoni rękawice, zastana­
wiając się, co też znajduje się pod ciężkim kapturem
i szalem opadającym na twarz.
Wiedział, że spędzi z tą kobietą resztę życia i czuł się
rozdarty. Od kiedy król Henryk przyrzekł mu jej rękę,
Rajmund często się zastanawiał, jak ona wygląda. Za­
raz ją zobaczy, cóż znaczyło więc jeszcze parę chwil.
Drżała i to przegnało chwilowe tchórzostwo. Roz­
wiązał jej kaptur, odwinął szal i zdał sobie sprawę, że
jest nie tylko młoda i zdrowa.
Bez wątpienia nie była zasuszoną wdową. Ani ka­
leką, czy też ponurą wiedźmą. Lady Julianna miała
gładką skórę, była wysoka i ładna. Może nie piękna,
ale jego oczekiwania były początkowo tak niewielkie,
że mógłby ją za taką uznać. Kosmyki błyszczących
miedzianych włosów wymykały się spod kapelusza
i spadały falą na czoło. Jej usta były zbyt pełne, jak
na szczupłą twarz, której wysokie kości policzkowe
i kwadratowa szczęka nadawały wygląd rzeźby. Oczy
o kolorze bławatków nawet nie mrugnęły. Nie chcia­
ła by ją rozbierał ani masował dłonie przywracając
krążenie. Oczy wysyłały jasny sygnał: chatka to wię­
zienie, a on jest najpodlejszym ze strażników.
Mimo woli obudziło się w nim współczucie. Raj­
mund z Avarache zbyt dobrze wiedział, co to niewola.
- Jesteś taka blada - powiedział. Okrągła, fioleto­
wa blizna szpeciła jej policzek, ale postanowił to
przemilczeć. - Zmarzłaś na kość?
Przyglądała mu się jak osaczona wilczyca.
- Twoje piegi są jak kawałeczki cynamonu w przej­
rzystym winie. - Podniósł dłoń, by dotknąć fascynują-
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl