Doktor z wyľszych sfer, E-book PL, Romans, Boswell Barbara

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BARBARA BOSWELL
Doktor z wyŜszych sfer
Bachelor Doctor
Tłumaczyła: Hanna Walicka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Salę operacyjną zapełniali studenci medycyny, obserwujący pracę
słynnego neurochirurga, doktora Treya Weldona. Zanim lekarz podjął się
wykonania eksperymentalnego zabiegu, który dawał pacjentowi cień nadziei na
przeŜycie, sytuacja wydawała się prawie beznadziejna.
– Tłoczno tu dzisiaj – zauwaŜyła jedna ze studentek. – To chyba był
najciekawszy pokaz. KaŜdy chce zobaczyć mistrza w działaniu.
– Słynne metody doktora Weldona! – entuzjazmował się inny adept sztuki
lekarskiej.
– Uciszcie się! Właśnie zaczyna mówić – szepnął ktoś, z szacunkiem
wymawiając nazwisko chirurga.
Lekarz wyjaśniający tajniki zniekształceń tętnic doprowadzających krew
do mózgu, które mogą spowodować nadciśnienie lub wylew, usłyszał te
komentarze i odruchowo skierował wzrok na szefową instrumentariuszek
swojego zespołu, Callie Sheely.
Ich wzrok spotkał się tylko na ułamek sekundy, lecz to wystarczyło, by
Trey zauwaŜył iskierki rozbawienia w duŜych, ciemnych oczach dziewczyny,
która teŜ słyszała uwagi wymieniane przez studentów. Wiedział, Ŝe musiała
uśmiechać się pod maską. Sam równieŜ się uśmiechnął. Miał pewność, iŜ ta
pielęgniarka podobnie jak on traktuje podniecenie studentów
wyolbrzymiających zawodowe sukcesy szefa.
Jeszcze niedawno nie widział w takich uwagach niczego zabawnego i nie
traktowałby studenckich zachwytów jako przesadzonych, bowiem w ciągu lat
pracy bez przerwy słyszał pochwały i przyjmował je jak coś oczywistego. Tak
było do czasu, gdy w klinice zaczęła pracować Callie Sheely. Od niej mógł się
spodziewać róŜnych ekstrawagancji takŜe w dziedzinie komplementów. Trey
wrócił myślą do chwili, gdy zauwaŜył Callie w gronie młodszych kolegów,
głośno wypowiadających pochlebne opinie na jego temat.
Gdy potem spytał, co ona o nim sądzi, tylko uśmiechnęła się z
politowaniem. Przyznała, iŜ bawiło ją, Ŝe ludzie tak mu schlebiali.
Trey dobrze pamiętał swoje zdziwienie jej szczerością. Wcześniej nikt nie
robił przy nim podobnych uwag, Callie Sheely zaś posuwała się do
impertynencji. Jednak zamiast się zirytować, sam zaczął dostrzegać
humorystyczne aspekty sytuacji i podzielać rozbawienie dziewczyny.
– Oni naprawdę tak pana podziwiają – powtarzała, a wtedy spoglądał na
nią rozbawiony, z niedowierzaniem uświadamiając sobie nową reakcję.
Uwagi pielęgniarki budziły w nim uśpione wcześniej poczucie humoru.
Śmieszyła go myśl, iŜ kiedykolwiek mogło mu zaleŜeć na zachwytach
młodszych kolegów.
Teraz, jeśli ktokolwiek prawił mu komplementy, doktor Weldon
wymieniał porozumiewawcze spojrzenie z panną Sheely i był pewny, Ŝe się
świetnie rozumieją.
Zawsze miał podzielną uwagę, potrafił wykonywać jednocześnie kilka
czynności. Teraz uniósł lekko palec, a Callie natychmiast podała instrument,
którego potrzebował – skalpel do mikronacięć, bo dzisiejsza operacja miała taki
właśnie charakter.
Podczas zabiegów rzadko musiał o coś prosić tę pielęgniarkę. Wiedziała,
co robić nawet w przypadku nieoczekiwanych komplikacji. Doskonale
pamiętała, co było wcześniej uŜywane podczas podobnych operacji, a kiedy
Trey wprowadzał eksperymentalne rozwiązania, wcześniej omawiał z nią
wszystko, ustalając krok po kroku kolejne działania. Callie doskonale
asystowała przy operacjach.
Doktor Weldon podziwiał jej zdolności i opanowanie. Z nikim innym nie
pracowało mu się równie dobrze. Callie działała podobnie jak on sam. To było
coś zupełnie nowego. Zaskakiwała go intuicją. Na sali operacyjnej działali jak
jeden doskonały organizm.
Uniósł wzrok, by znów napotkać spojrzenie dziewczyny. Miała oczy
emanujące inteligencją i ciepłem, najpiękniejsze, jakie widział w całym swoim
Ŝyciu.
– Czy są jakieś pytania? – zwrócił się do studentów, przerywając tok
własnych myśli.
Te poświęcone Callie nawiedzały go ostatnio coraz częściej. Myślał o niej
w sali operacyjnej i w domu, a takŜe podczas rozmów z kolegami. Upominał
sam siebie, Ŝe w zawodowych kontaktach nie powinno być na to miejsca.
ZaleŜało mu teŜ, by ich stosunki miały charakter czysto słuŜbowy.
Jednak nieoczekiwane nawroty myśli o Callie Sheely zaczynały go
niepokoić.
– Czy są jakieś pytania? – W głosie doktora Weldona zabrzmiała nuta
zniecierpliwienia.
Zdawał sobie sprawę, Ŝe przyczyną jego nastroju nie jest przedłuŜające
się milczenie studentów.
– A więc mogę załoŜyć, Ŝe wszyscy wszystko zrozumieli – rzekł z lekkim
sarkazmem.
W końcu ktoś zadał jakieś głupie pytanie, więc Weldon ze stoickim
spokojem zaczął wyjaśniać wątpliwości. Świadomie odpędził wszystkie myśli o
niezwykłych oczach pielęgniarki. Zabronił sobie rozmyślania o jej zdolnościach,
intuicji i poczuciu humoru. Chciał wierzyć, Ŝe Callie wcale nie zawróciła mu w
głowie.
Byli tylko kolegami z pracy i nikim więcej, nawet nie przyjaciółmi, bo ci
spotykają się równieŜ poza kliniką. Pragnął, by tak pozostało.
Szefowa instrumentariuszek wsłuchiwała się w kaŜde słowo doktora
Weldona. Jak zawsze, poruszał ją tembr głosu tego męŜczyzny. Tylko Trey
wydawał się uwodzić, gdy mówił o zniekształceniach tętnic i sposobach ich
operowania.
Callie Sheely obserwowała chirurga przy pracy, starając się uprzedzić
kaŜde jego Ŝyczenie. Nawet uwodzicielski ton lekarza nie rozpraszał jej uwagi.
Nigdy nie słyszała podobnego tembru – głębokiego, hipnotyzującego,
wprowadzającego w erotyczny trans. Tak mówili tylko męŜczyźni pochodzący z
klasy wyŜszej i urodzeni w Wirginii.
To było niesprawiedliwe. Jej szef był nie tylko przystojny i utalentowany,
ale jeszcze dysponował głosem, na którym mógłby zbić majątek, czytając w
radiu romanse. A ona była skazana na słuchanie go, więc musiała wyrobić w
sobie odporność na jego czar.
Callie znała obowiązujące zasady. Była tylko współpracownicą Treya,
jego podwładną. Wiedziała, Ŝe lekarz postrzegał ją jedynie w ten sposób, jeśli w
ogóle zauwaŜał.
Ich wzajemne stosunki przypominały jej te z czytanych w dzieciństwie
mitów greckich, w których bogowie zamieszkujący Olimp nie zniŜali się do
kontaktów ze zwykłymi śmiertelnikami. Zupełnie jak przedstawiciele wyŜszych
sfer, do których zaliczał się doktor Weldon. Callie urodziła się w jednej z
proletariackich rodzin Pittsburgha i nie wierzyła w bajki o Kopciuszku. Zdawała
sobie sprawę z dzielących ich barier środowiskowych.
Westchnęła, pragnąc, by Trey umilkł, a w sali operacyjnej włączono
muzykę, którą mogli wybierać wszyscy członkowie zespołu doktora Weldona.
Dziś była kolej Quiany Turner, drugiej pielęgniarki, a to oznaczało głośne,
młodzieŜowe rytmy, właśnie takie, jakie Callie pragnęła usłyszeć.
Ale Trey kontynuował wyjaśnienia, a ona poddawała się czarowi jego
głosu i z zachwytem obserwowała zręczne ruchy skalpela, którym Weldon
posługiwał się jak prawdziwy mistrz. Wszyscy uwaŜali go za niekwestionowaną
gwiazdę kliniki; w podobnym tonie pisały o nim lokalne gazety. W klinice
pracował od półtora roku i uznano go za najzdolniejszego chirurga w całym
Pittsburghu.
Callie przechowywała wszystkie artykuły prasowe na jego temat, by raz
na zawsze wbić sobie do głowy, jak wiele dzieli ją od doktora Weldona. Przede
wszystkim róŜniło ich pochodzenie. Rodzina Weldonów naleŜała do
arystokracji, która swoje posiadłości w Wirginii nabyła jeszcze w czasach
kolonialnych, i na jej majątek pracowały całe generacje, podczas gdy
przodkowie Callie uprawiali ziemię na Starym Kontynencie jako ubodzy
wieśniacy. I choć dziś róŜnice klasowe nie miały tak wielkiego znaczenia jak
dawniej, Callie zdawała sobie sprawę, iŜ Weldonowie przywiązują wagę do
kwestii pochodzenia. Na pewno nie zaaprobowaliby takiej plebejuszki jak ona.
Wywnioskowała to z publikacji na ich temat i okazjonalnych komentarzy Treya.
Syn Winstona i Laury Weldonów – imiona jego rodziców poznała z prasy
– nie mógł mieć nic wspólnego z córką Jacka i Nancy Sheelyów, której
dziadkowie wydobyli się z krańcowej biedy, wyjeŜdŜając z Irlandii i Rosji, by
tylko trochę lepiej Ŝyć w Pittsburghu. Ich odwaga i samozaparcie przyniosły
poprawę losu dzieciom oraz wnukom, lecz nie wprowadziły rodziny Sheelyów
do klasy średniej. Tymczasem Weldonowie od paru wieków zaliczali się do
arystokracji.
– Proszę trzymać wyŜej, dobrze? – na dźwięk głosu Treya Callie omal nie
upuściła zwitka gazy.
Na szczęście miała szybki refleks.
– Ja? – spytała, starając się ukryć zaskoczenie.
Lekarz przerwał objaśnianie przebiegu operacji, by wydać jej polecenie.
Nigdy wcześniej nie musiał tego robić. Przez osiem, dziewięć godzin asystowała
mu przy zabiegach, zapominając o głodzie, pragnieniu czy innych potrzebach
fizjologicznych, i nigdy nie wydawał jej poleceń, bo rozumieli się bez słów.
– Panno Sheely? – Doktor Weldon wydawał się lekko zaniepokojony
reakcją Callie.
– Nic mi nie jest – odpowiedziała zakłopotana faktem, Ŝe sprawia
wraŜenie pielęgniarki, która mogłaby coś upuścić. – Naprawdę – zapewniła
pospiesznie.
Trey skinął głową i powrócił do zabiegu.
– Obserwować Weldona przy operacji mózgu to jak uczestniczyć w
mistrzowskich popisach wirtuoza – zauwaŜył Jimmy Dimarino, młody chirurg
od roku pracujący w klinice, który zamierzał specjalizować się w neurochirurgii.
Jimmy starał się jak najczęściej asystować Treyowi i zawsze wypytywał
Callie o terminy operacji słynnego kolegi. Wiedział, Ŝe jako szefowa zespołu
pielęgniarek pracujących dla Weldona jest najlepszym źródłem informacji.
Oboje znali się jeszcze ze szkoły podstawowej i wciąŜ mieszkali po sąsiedzku.
Łączył ich nawet krótki młodzieńczy romans, lecz teraz pozostawali jedynie w
przyjaźni, a Jimmy darzył Callie podziwem za jej wspaniałą pracę w zespole
dokonującym skomplikowanych zabiegów neurochirurgicznych.
– Niewydolność tętnic została zlikwidowana – oznajmił Trey. – W ten
sposób uniknęliśmy niebezpieczeństwa uszkodzenia tkanki mózgowej i pacjent
powinien szybko wrócić do zdrowia.
Słowa te zostały wygłoszone z taką pewnością, Ŝe Callie aŜ uśmiechnęła
się pod maską. Gdy uniosła oczy, napotkała utkwiony w sobie wzrok doktora
Weldona. Przez chwilę oboje nie odwracali spojrzeń.
– Panie Fritche, proszę bliŜej – rzucił Trey w kierunku jednego z
asystujących mu młodych lekarzy.
Scott Fritche, od roku praktykujący neurochirurgię, przybliŜył się do stołu
operacyjnego, korzystając z szansy pogłębienia zawodowych doświadczeń.
Callie pozostała na swoim miejscu, współpracując teraz z młodym lekarzem.
Sprawnie podawała potrzebne narzędzia, nim zdąŜył o nie poprosić. JuŜ
wcześniej kilkakrotnie mu asystowała, zanim został stałym członkiem zespołu
Weldona, ale nigdy nie widziała go w tak złej formie jak dzisiaj.
– Przysięgam, Ŝe końcówka zajęła Fritchowi więcej czasu niŜ Treyowi
cała operacja – zauwaŜyła Quiana Turner, gdy obie z Callie opuszczały salę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl