Dokad wracaja latawce, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Maria BorowaDokąd Wracają LatawceILUSTROWAŁA TERESA JASKIERNY— Nie bądź babą, Agatko — powiedział szorstko Jacek i Rafał umilkł natychmiast.Nie był babą. Może wtedy, na schodach, choć tamto zagubienie Jacek wybaczył mu od razu. Ulgowo, bo Rafał nie należał jeszcze do nich i wolno mu było nawet płakać.Ale nie teraz. Wygładził przełknięciem ostatnią szorstkość w gardle i podrzutem ramion przykrył nagły brak tchu. Zostanie. Jacek niech idzie, skoro chce. Latawca nie wyjmą z szafy; jutro Rafał go połamie, podrze, potnie, zniszczy na zawsze. Wyrzuci. (Latawiec w taki upał, zwariowałeś, Agatko?)Anna zawsze była zazdrosna o Jacka. Nikt tego nie zauważył, nawet ona sama, ale Rafał wiedział. Takie rzeczy wyczuwa się szóstym zmysłem lęku. Anna mogła zagrozić Rafałowi. „Ona" — powiedzieli tamte chłopaki. Więc wchodził między nią i Jacka jak ćma w światło. Niepotrzebnie. Bo Jacek odszedł, choć Anna została.— Głupiś, Rafale — stwierdziła wczoraj Anna.Doklejona starannie hermolem porcelanowa głowa pieska odpadła po raz dziesiąty i Rafał poddał się.— Nigdy się nie łam, choćbyś pękł. Ja tak robię i w nocy śpię spokojnie.Był niemądry, ale nie z powodu, o którym mówiła Anna. Chłopaki pletli głupstwa, a on wierzył. Taka zwyczajna Anna! Jak każda inna dziewczyna. Jacek odszedł, bo jego nie chce, nie Anny. Na latawcu Rafał namalował dwa koślawe stworki. Idą razem i lecą w niebo. Lotnicy. Oni dwaj. Bez Maćka, dla którego Rafał możezrobić jeszcze jednego latawca.#5— Agatka! — prychnęła raz pogardliwie Anna. — Jacek i Agatka.— On jest Rafał — powiedział spokojnie Jacek. — Rafał. Zapamiętaj.Anna zapamiętała. Jacek nie...Latawiec był rudy z zielonym ogonem. Oni też byli zieloni. Nie znalazł innych farb. U Maćka nie chciał żebrać, to miał być prezent tylko od niego, Rafała. I to, co chciał dziś powiedzieć Jackowi. Bo przemyślał wszystko dokładnie i wie. Wiedział...— Sam jesteś, Rafał? Gdzie babcia? Ruchem odwróconej głowy wskazał sufit.— U Magnolii? Nie mówisz poważnie?!— Poważnie. Łazienka zalana.— Aaa! Ta nimfa wiecznie włazi w szkodę. Jacka nie ma? Wzruszył ramionami. Anna nie czeka na odpowiedź i to jest dobre.Inna dziewczyna by czekała. Ślepa. Stół, lampa, piesek z doklejoną głową, Rafał i cała pusta reszta.— Masz zmartwienie, generale?— Nie. Tak. Za dużo mówisz. To mnie właśnie martwi.— W porządku, mądralo.Anna nie jest złem najgorszym. Żeby tylko nie gadała tyle. Dziewczyna. Wścibska dla zasady. Usiadła na Rafała tapczanie, gryzie jego, Rafała, długopis, zaraz go połknie. Mruży brązowe oczy i patrzy nie wiadomo na co. Teraz spyta, czy Rafał nie jest głodny.— Jadłeś kolację, Rafał?Spytała. Kobiety są dziwne, nawet babcia myśli, że jedzenie jest lekarstwem na każde zło. Na deszcz, film od lat osiemnastu, anginę, rozwalone kolano i na to, że Jacek...— Jadłem.Oczy ma Anna jak świeżo łuskane kasztany. Wilgotne i krągłe. Błyszczące. Rafał nie wie, co takimi oczami widać. Odbija się w nich piesek z doklejoną głową, czy strach tego pieska, że go jednak cisną do kosza?— Opowiem ci bajkę, chcesz? Zgaszę tylko światło. Bajki lubią tajemnicę i mrok, wtedy... O, jest babcia. Dobry wieczór. Go u gwiazdy?— Osobiste trzęsienie ziemi z potopem włącznie.#6Babcia ma oczy inne niż Anna. Różnokolorowe. Raz szare, raz niebieskie, to znów zielonkawe z rdzawymi plamkami. Czasem te plamki i zielonkawość błyszczą jak oczy Anny, czasem gubią się w nagłej utracie blasku. Rafał podchodzi wtedy i palcami przykrywa ich zmęczenie. Kiedy nacisnąć mocno powieki, w ciemności zapalają się słońca. Złotoczerwone fajerwerki i mozaikowe kwiaty czarodziejskiego kalejdoskopu. Potem trochę tego blasku zostaje w oczach i rdzawe plamki znów błyszczą łagodnie. Rafał oddycha z ulgą. Już jest dobrze.— Jakie mam oczy, babciu? Takie jak twoje?— Własne. Rafałowe. W sam raz.Jacek ma oczy stanowcze. Rafał boi się ich trochę. Im dłużej jest z Jackiem, tym boi się więcej. Wtedy na schodach, kiedy Jacek nachylił się nad nim, i kiedy Rafał zobaczył oczy Jacka po raz pierwszy, nie zląkł się ich wcale. Samego Jacka też nie. „Nikogo nie obchodzi, co tu robię. Podoba mi się, to siedzę, wieeesz?" I nic nie miał wobec tego do gadania, kiedy Jacek usiadł obok niego...— Anna. Dobrze, że jesteś. Nasza Magnolia... — Babcia wzdycha.— Powiedziałam na nią „ohydna baba" i jeszcze gorzej. Zbankrutuję przez tę gejszę, babciu. Ostatnie pieniądze...— Przez siebie. Ty, Rafał, nie waż się być echem. Nic nie słyszałeś. Anna prędzej mówi, niż myśli. Ale dziękuję ci za uczciwe przestrzeganie reguł naszej gry.— Nie ma za co. Frajda i dla mnie, bankruta, bo cały dom ci się poddał, babciu. Trzy domy.— Tata też?— Przede wszystkim. Tylko Jacek wierzgnął, chce zostać nowym patronem skautingu, „zawsze bez skazy..."— Harcerstwa — poprawił machinalnie Rafał.— Spudłowałeś, mistrzu. Jacek jest retro w swoim uporze. Sam nie wie, że można z nim zwariować. Babciu, on dla zasady gotów popełnić samobójstwo przez zamianę w posąg. Wiecie co? Przyszła mi do głowy genialna myśl. Opodatkujmy go! Dziesięć złotych dziennie, no, niech będzie tygodniowo, za upór. Babciu, zgódź się, błagam!Anna plecie jak zwykle. Wojuje z Jackiem nawet za jego plecami. W oczy — prowokuje systematycznie i zaciekle. Rafał na miejscu Jacka dawno by ją sprał albo wyrzucił przez okno. Jacek obrał inną7metodę. Jest obojętnie uprzejmy. Udaje, że nie widzi wściekłości Anny. Wściekłości, która ma tysiąc odmian. Dziewczyny to zupełne wariatki. Gdyby Rafał nie miał innego zajęcia, mnóstwa rzeczy do zrobienia, zająłby się obserwowaniem Anny. Anny obrażonej, złej, zaciętej, milczącej, prychającej jak kotka, wrzeszczącej, bankrutującej co drugi dzień, purpurowej i bladej, pełnej wstrzymywanych łez i bezsilnego buntu. Anny kapitulującej. Liczby pojedynczej wobec potęgi ich trzech mających po swojej stronie cały świat. Anny potulnej wobec tego faktu. Poddającej się mocy oczu Jacka. Uznającej jego wyższość nad sobą. Rozumiejącej, że jest tylko dziewczyną włażącą niepotrzebnie i zbyt często w ich ważne męskie sprawy. Taką Annę można by zaakceptować. Uznać nawet za potrzebną. Niech już będzie, skoro musi być. Głupi! Bał się Anny i co? Starał się jej nie lubić, tysiąc razy chciał, żeby zniknęła, Jacka zabrał mu i tak ktoś inny zupełnie. Obcy. Dlaczego nie Anna?!— Usnąłeś, Rafał?— Tak.Agat poderwał się, jakby chciał zaprzeczyć, ale Rafał przycisnął mu silnie łeb do poduszki i odwrócił się do Anny plecami. Niech sobie idzie wreszcie, da mu spokój i niech się nie waży go żałować. Może się litować nad sobą, proszę bardzo, jest czego. Okularnica odbiła Annie Jacka, zabrała go sobie i już!Jutro Rafał pójdzie do szkoły jakby nigdy nic. Świat się nie zawalił przecież. Pani go wezwie do tablicy i każe rozwiązywać jakieś piekielnie trudne zadanie. Tym razem Rafał będzie głupi jak osioł, nie w głowie mu lekcja i pani, nawet dwójka w dzienniczku. Nic.— Ty, Rafał, jesteś potęgą w matematyce — stwierdził kiedyś z uznaniem Jacek. — Założę się, że nie dasz się nikomu. Żadnemu chłopakowi w klasie. Co, stary?Da się jutro. A może i pojutrze. Na złość Jackowi. „Założę się!" Jacek to lubi, a jakże.— Założę się — zwiesił nos nad awangardowo czerwoną poręczą schodów i nad Rafałową schowaną w kolana głową — że wszystko będzie w porządku. Twoja babcia, bracie, jest silna, organizm ma, że ho, ho. Nigdy nie chorowała (łże, nie widział babci na oczy!), ani się obejrzysz, będziesz ją miał w domu z powrotem. Złaź teraz z tej kamiennej drabiny i marsz do chałupy. A, poznajmy się... to jest8Maciek, twój sąsiad z góry, aż spod dachu. Ja jestem Jacek. Obywatel tej samej planety co ty, obaj narodowości polskiej. Niekarani. Harcerze. Nie masz się czego bać.On się boi?! Wstał i, nie patrząc na Jacka, zaprowadził ich do pustego, ciemnego mieszkania. Agat piszczał w kącie, szczeniak był wtedy dygotliwy i nie po psiemu wystraszony. Jacek wyszczerzył do niego zęby w szerokim uśmiechu, podniósł do góry, poklepał, podrapał delikatnie za uchem (skąd wiedział, że Agat to lubi?) i oddał Maćkowi.— Zajmij się nim, ja małym.Małym był on, Rafał. Jacek wlał w niego pół szklanki gorącej herbaty, wcisnął na siłę kawałek bułki z serem (babcia nie pozwalała mu pić herbaty, a sera nie cierpiał), wsadził w usta jakieś gorzkie świństwo w tabletce i termometr pod pachę. Co Maciek robił z Agatem, tego Rafał nie wiedział. Pewnie coś podobnego, bo zobaczył potem szczeniaka w koszyku, przykrytego po czarny nos i kosmate uszy wełnianą, najlepszą „rękawicą" babci — taką ściereczką do zdejmowania gorących garnków z kuchni. Chciał powiedzieć, że tym nie, Agat śpi pod szarą welwetową kołderką, ale właśnie Maciek złożył ją starannie i wkładał do babcinego pudełka z włóczką. Rafał westchnął, nie wiadomo dlaczego dopiero teraz uspokojony zupełnie, chciał o coś spytać Jacka, o coś na pewno ważnego, ale nie zdążył i zasnął.— Duptuś — powiedział pieszczotliwie Jacek. — Spłakał się i zmarzł. Gnaj, Maciek, po mamę. Ja tu zostanę za siostrę czuwającego miłosierdzia.A może Jacek nic nie powiedział, może to już się Rafałowi śniło.Tej pierwszej nocy, kiedy Rafał został sam z Jackiem, działo się wiele różnych rzeczy. Anna mu dokładnie opowiedziała, Jacek nie chciał nic mówić, śmiał się tylko i szczuł Rafała Agatem. Psiak szalał, łaził Jackowi po rękach, drapał się na piersi, fikał na podłogę i znów się gramolił na wysokie kolana. Rafała gryźć nie umiał, ślinił Jacka palce różowym językiem i piszczał, zachłystując się zwariowanym szczęściem.Anna złożyła sprawozdanie po babsku-dziewczyńsku dokładnie. Tak na marginesie, jak mówi ta sama Anna — ani babcia, ani mama Anny i Maćka nie są babami. Baby plotą i plotkują, one nie. Anna czasem jest babą, ale pożyteczną, gdyby nie ona, nikt by Rafałowi9nie opowiedział tak dokładnie, co wtedy się działo, kiedy obaj z Agatem usnęli.— Maciek przyleciał z wywieszonym językiem, że wyłow... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl