Dolina bez wyjscia, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Thomas Mayne ReidDOLINA BEZ WYJCIANAJWYŻSZE GÓRY NA WIECIECzyż potrzebujemy wam mówić, gdzie leżš góry Himalaje, olbrzymim wałem oddzielajšcespiekłe płaszczyzny Indii od zimnych płaskowzgórzy Tybetu? Już z poczštkowej geografiiwiecie, że góry te sš najwyższe na całej kuli ziemskiej, a szczyty ich bielejš wiecznymniegiem.Uczony przyrodnik mógłby wam opowiedzieć mnóstwo ciekawych rzeczy o składziegeologicznym tych gór, o faunie ich i florze, to jest o zwierzętach i rolinach, właciwych tymstrefom. Tomy już o tym zapisano, a wcale nie wyczerpano przedmiotu. W podręcznikachgeograficznych Himalaje zowiš zwykle łańcuchem gór, a jednak nazwa ta nie jest dla nichstosowna. Pod nazwš łańcucha rozumiemy szereg wyżyn, cišgnšcy się nieprzerwanymwydłużonym pasmem; tymczasem góry himalajskie, jakkolwiek pokrywajš przestrzeńogromnš ze dwakroć sto tysięcy mil kwadratowych na długoć jednak nie majš więcejnad tysišc mil. Za to rozkładajš się szeroko, a w kilku miejscach przerwane sš w poprzekgłębokimi kotlinami, przez które przepływajš rzeki ogromne, kierujšce się ku południowi,podczas gdy góry cišgnš się od zachodu na wschód. Podróżnik patrzšcy na Himalaje odstrony południowej, z indyjskiej płaszczyzny, widzi przed sobš wał nieprzerwany, ale to jestzłudzenie wzroku. Wyżyny te moglibymy sobie raczej wyobrazić jako bezładnenagromadzenie krótkich pasm, rozchodzšcych się na wszystkie strony wiata. Klimat i płodytej rozległej górzystej przestrzeni przedstawiajš wielkš rozmaitoć. Na spadzistociach,przytykajšcych do nizin indyjskich, i w głębokich dolinach wewnętrznych rolinnoć zbliżasię zupełnie do zwrotnikowej; widać tam palmy, bambus, wspaniałe paprocie drzewiaste.Wyżej cokolwiek pojawiajš się drzewa stref umiarkowanych, potężne dęby, kasztany,orzechy, figowce, a nawet sosny. Dalej idš różaneczniki, czyli rododendrony, brzozy iwrzosy, które zastępujš trawy na miejscach odkrytych.Na koniec na wyniolejszych stokach rosnš już tylko mchy i porosty, sięgajšce granicywiecznych niegów, zupełnie tak samo jak w okolicach podbiegunowych. Podróżnik, który zindyjskich płaszczyzn lub z dolin wewnętrznych posuwa się coraz wyżej ku wierzchołkomHimalajów, może w cišgu niewielu godzin przejć przez wszystkie klimaty kuli ziemskiej ioglšdać okazy najrozmaitszych rolin.' Nie wyobrażajcie sobie, że górzysty ten obszar jest bezludnš pustyniš; sš tam krainyzamieszkałe: Bhutan, Sikkim, sławna dolina Kaszmiru i Nepal leżš poród Himalajów.Mieszkańcy himalajskich wyżyn nie należš do jednego szczepu, po większej częci znaczniesię różniš od Hindusów. Na wschodzie, w krainie Bhutan i Sikkim przebywa lud pochodzeniamongolskiego, obyczajami zbliżony do mieszkańców Tybetu, wyzna-jšcy tę samš religięBuddy i wierzšcy w bóstwo Dalaj-Lamy. W zachodnich okolicach osiadły różne plemionaindyjskie i mongolskie; można tam napotkać wyznaw-ców trzech religii azjatyckich:mahometan, buddystów i braminów.Ludnoć ta jest jednakże bardzo nieliczna w stosunku do obszarów ziemi, które zajmuje.Częstokroć też podróżnik przebywa tysišce mil, nie widzšc po drodze twarzy ludzkiej anidymu ogniska. Zwłaszcza w bliskoci wiecznych niegów sš rozległe pustynie, nietkniętestopš człowieka lub rzadko tylko nawiedzane przez miałych myliwych. Wiele tam jest takżemiejsc zupełnie niedostępnych; nie potrzebujemy dodawać, że na najwyższe wierzchołki, jakDhawalagiri, Kindżin-dżanga, Czamulari i inne, Wedrzeć się nie zdołali najodważniejsipodróżnicy; prawdopodobnie nawet na tych wyżynach człowiek nie mógłby żyć długo zpowodu wielkiego zimna i rozrzedzenia powietrza.Góry Himalaje znane już były ludom starożytnym, nazywano je za czasów greckich irzymskich Imaus i Emodus, jednakże w nowożytnej Europie jeszcze do niedawna bardzomało o nich wiedziano. Portugalczy-cy i Holendrzy najwczeniej osiedlili się w Indiachwschodnich, lecz ci nie zajmowali się wcale górami, a i Anglicy przez czas długi nie zwracalina nie uwagi. Przerażajšce opowiadania o dzikich obyczajach ludów, zamieszkałych wródgór himalajskich, odstraszały podróżnych. W czasach dawniejszych pojawiło się zaledwieparę opisów zachodnich okolic tej górzystej krainy, a i te były bardzo niedokładne, i prawieaż do dni naszych musiano na tym poprzestać.Dopiero w XX stuleciu kilku odważniejszych Anglików zapuciło się w głšb puszcztajemniczych, a bogactwa przyrody, zwłaszcza rolinnoci, które tam wykryli, sowicie imwynagrodziły podjęte trudy. Jednym z pierwszych był znakomity botanik Hooker. Znalazł onna tych wyżynach mnóstwo rolin nowych, nieznanych, wzbogacił naukę i wskazał drogęinnym poszukiwaczom, którzy dla celów mniej wzniosłych zaczęli zwiedzać krainy hinduskiei uganiać się za osobliwymi rolina-mi. Mówimy tu o ogrodnikach, usiłujšcych przyswajaćdla ozdoby ogrodów i cieplarni piękne zamorskie gatunki kwiatów. Rolinnoć himalajskaprzedstawia dla nich tę korzyć ogromnš, że z łatwociš zastosować się daje doumiarkowanego klimatu europejskiego. Dużo 'krzewów i ziół, przeniesionych stamtšd, możeżyć u nas na wieżym powietrzu.Tacy poszukiwacze pięknych rolin nieraz przysłużyli się bardzo nauce, chociaż przedewszystkim mylelio własnej korzyci. Imiona ich nie sš zapisane w rocznikach naukowych, zazwyczaj tonš wniepamięci, a jednak i oni zasługujš na wdzięczne wspomnienie. Ileż to razy skromnywysłaniec ogrodu botanicznego narażał się na największe niebezpieczeństwa, przeskakiwałhuczšce potoki, zawieszał się ponad przepaciami, wspinał na lodowce, zapuszczał w bagna itrzęsawiska, żeby zdobyć jaki kwiat osobliwy, jaki nowy gatunek różanecznika, storczykalub wrzosienia.Zamierzamy włanie opowiedzieć wam dzieje takich nieustraszonych poszukiwaczy rolin,którzy zapucili się. w głšb Himalajów, w puszczę bezludnš i nieznanš, przetrwali mężniedziwne, nadzwyczajne przygody, tysišczne niebezpieczeństwa, a zawsze umieli sobie radzić inie upadali na duchu.WIDOK ZE SZCZYTU GÓRY CZAMULARINa północy Kalkuty, w tej częci himalajskich wyżyn, którš oblewa szerokim łukiem rzekaBramaputra, wród bezładnego nagromadzenia ostrych, skalistych cyplów, lnišcychlodowców, wznosi się bielejšcy, wiecznym (niegiem pokryty szczyt Czamulari. Gała taokolica jest dzikš, nagš pustyniš, chłód straszny wieje z poszarpanych grzbietów skałpotężnych, które się skupiły dokoła tego olbrzyma. Nie on jeden wiecznym niegiem jestprzysypany; i orszak jego piętrzšcy się dumnie ponad chmury przez rok całyprzyodziany jest w wie-tnš szatę białš.A teraz wyobramy sobie, że stoimy na samym wierzchołku góry Czamulari, i rzućmy okiemw dół, a ujrzymy o kilka tysięcy metrów niżej najosobliwszš w wiecie kotlinę. Ma onakształt regularnej elipsy, jest doć rozległa, a dokoła opasana, jakby murem olbrzymim,prostopadłymi prawie skałami, wznoszšcymi się na kilkaset stóp wysokoci ponad dnemkotliny. Mur ten ma jednostajnš, czerwonawš barwę granitu, dalej za piętrzš się na kształtbaszt i wieżyc szeregi pozębio-nych cyplów, po większej częci niegiem ubielonych.Wzrok wasz zatrzymałby się niezawodnie na tej dolinie, która pięknociš swojš i wdziękiemnieporównanym odbija od całego tego dzikiego otoczenia. Kształt jej przypomina kraterwulkanu, ale zamiast żużli, popiołów i zastygłej lawy widzimy tam wszędzie wieżšzielonoć, kępy drzew liciastych i kwitnšcych krzewów, a w miejscach odsłoniętych łšczkibujnš trawš porosłe. U stóp skał wysokich, opasujšcych dolinę, cišgnie się ciemny ršbek lasu,a po samym rodku rozlewajš się wody jeziora; zwierciadlana jego powierzchnia odbijanieżyste szczyty okoliczne i najwyższy cypel góry Czamulari.Gdybycie mieli dobrš lunetę, ujrzelibycie tam rozmaite zwierzęta pasšce się na łškach,ptactwo przelatujšce z drzewa na drzewo lub unoszšce się ponad jeziorem. Uroczy tenkrajobraz wyglšda na park starannie urzšdzony; mimo woli szukalibycie oczyma mieszkanialudzkiego, jakiej wspanialej willi, białych cian, wynurzajšcych się sporód zieleni. I wrzeczy samej ujrzelibycie lekki obłoczek dymu, unoszšcy się spomiędzy gromadki drzew, aprzypatrujšc się uważniej, dostrzeglibycie małš chatkę, bardzo skromnš, wcale niestosownšdla tego wspaniałego otoczenia.Widok ten zachęciłby was niezawodnie do zwiedzenia tego czarujšcego ustronia, leczszukajšc drogi, prowadzšcej do wnętrza doliny, przekonalibycie się ze zdziwieniem, żeolbrzymi mur, otaczajšcy jš szczelnie dokoła, nigdzie nie ma przerwy. Z jednej stronywprawdzie jest szczelina w skale, a nagromadzone w niej głazy piętrzš się jeden na drugim nakształt schodów, lecz przejcie to prowadzi na grzbiet olbrzymiego lodowca, który w pobliżujest pęknięty, i szpara szeroka roztwiera się ponad bezdennš przepaciš. Ptak chyba mógłbyprzelecieć na drugš stronę.Jakże więc owi mieszkańcy, którzy tam chatkę zbudowali i rozpalili ognisko, dostali się dodoliny bez wyjcia? Skšd się w niej wzięły zwierzęta czworonożne? Posłuchajcie, aopowiemy wam; wszystko to się stało, nie ma w tym czarów, tylko osobliwy zbiegokolicznoci.Karol Linden był synem ogrodnika i zawczasu sposobił się do tegoż zawodu. Nie był tojednak młodzieniec bez wykształcenia, przeciwnie, ukończył wyższe studia i znał dokładniebotanikę, a inne gałęzie wiedzy przyrodniczej nie były mu obce. Jak każdy młodzieniecmarzył on o dalekich wycieczkach do krajów niezna-nych, o nowych odkryciach i naukowychzdobyczach. Możecie sobie wyobrazić radoć jego, gdy się dowiedział, że pewien bogatyogrodnik z Londynu szuka odważnych ludzi, których chce wysłać do Indyj w celuposzukiwania osobliwych rolin ozdobnych. Karol nie wahał się ani chwili. Ponieważ rodzicejego już nie ż...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]