Dom nad rozlewiskiem, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Małgorzata KalicińskaDOM NAD ROZLEWISKIEM2006Podobieństwo do osób występujšcych w tej ksišżce jest całkowicie przypadkowe, lecz jeli kto uzna, że jest inaczej, to także ma rację.Podziękowania i dedykacje te wszystkie miłe aplikacjeDziękuję: Zdzisławowi Romanowskiemu - dziennikarzowi i pisarzowi, oraz Ewie Gruszeckiej - doskonałej polonistce z Żoliborza - za poprawki, uwagi i kopa w zadek na odwagę;Janowi Grzegorczykowi - duchowi opiekuńczemu - za cierpliwoć i życzliwoć.Ksišżkę dedykuję mojej Mamie i wszystkim nam, mamom i babciom - kobietom tworzšcym dom. Wdzięczna jestem mojej córce Bace za wiarę w to, że dam radę, za pomoc i duchowš asystę non stop.Rozdział 1Rozpędzona kula niegu, czyli moje życie w piguleZjadam już piętnastš liwkę. Zrywam je z drzewa w ogrodzie mamy.liwy sš leciwe, doć niskie, powykręcane ze staroci. Przedwojenne? Sięgam po owoce bez wysiłku i nawet nie wycieram ich o spodnie. Jak takš liwkę węgierkę nacisnšć odpowiednio, pęka na pół, ukazujšc zielonobursztynowe wnętrze. Węgierki, te prawdziwe węgierki, sš słodkie, majš specyficznš, lekkš goryczkę i niepowtarzalny aromat! Pod fioletowš skórkš, cierpkš i gorzkawš, tkwi mięsista niespodzianka, rozlewajšca się w ustach słodko-kwano, jeli sš dojrzałe, i bardzo słodko, jeli sš po prostu - dojrzałe. Tylko z takich węgierek powidła sš wietne. Bršzowe, skarmelizowane, gęste.Jest wrzesień. Objadam się tymi liwkami, bo zrywam je na powidła i krótkie dżemy. Już nie mogę się doczekać smażenia, gadania, mycia spirytusem słoików. Całego tego obrzędu. Pónopopołudniowe słońce grzeje mnie w plecy. Lekki, ciepły wcišż wiaterek szemrze w gałęziach. Tak tu spokojnie...Już ponad rok, odkšd tu jestem, i nie wyobrażam sobie, jak mogłam żyć w Warszawie - miecie rozpędzonych samochodów, rozpędzonych ludzi? Wród krzykliwych reklam, obcego mi coraz bardziej wiata, którego byłam fragmentem... rozpędzonš kulš? Jak spędziłam tyle lat bez mamy, liwek, Rozlewiska, Kaczki Obrażalskiej, Piernackiego, Kaki, Funia, Mazur...?***- Dzieci! Czy wycie, kurwa, pogłupieli?!Prezes był naprawdę zły. Widać było, jak mu żyłka nabrzmiała przy kołnierzyku. Kiedy chyba bym co powiedziała, uspokoiła go, bo takie uniesienie grozi zawałem. On jest w grupie ryzyka. AA. Nie, nie alkoholik. Owszem, lubi dać w rurę, jak sam mówi, ale to AA to akurat od: Ambitny Aktywny. Do tego dochodzi kawa - za mocna, za słodka, za dużo. Papierosy - za mocne, za dużo, za często. Stres ponad miarę. Zero umiejętnoci odpuszczenia, zluzowania.Wszystko jest na hiperpowadze, hiperobrotach i w hipertempie.Rozwiedziony. Niedawno, bo żona była z tych wytrwałych, ale jak długo można czekać na faceta? Penelopa czekała dwadziecia lat, a ta, Zofia jej było, nie miała tyle cierpliwoci. Do dwudziestej sama. Na ferie z dziećmi sama. Do teciów na dwudziestolecie sama, bo firma była w Krakowie na festiwalu. Z Jakiem do ortodonty sama. Kamilę rodziła sama, bo on - Prezes - był wtedy z Ważnym Klientem na golfie. W końcu miły kolega z dawnych, licealnych czasów rozgonił tę jej samotnoć. I już!Cóż, Prezes też więty nie był, ale taki znowu latawiec też nie, choć chciałaby dusza do raju. No, bo kiedy?! Gdzie?! Przecież na dupy też trzeba umieć latać! Mieć chociaż czas. Czasem jakš skubnšł, ale tak po towarzysku. Biedny pracoholik.Fakt. Żyjemy dzięki firmie, a firma to my. Czyli: Prezes, Wiktor (Wiceprezes, czyli Vicek) i personel. W nim - ja. Kilka dobrych komputerów, najlepsze drukarki, kawiarka i kuchenka, bo niektórzy nie lubiš napojów z tej durnej maszyny nalewajšcej bezdusznš kawę do bezdusznych kubeczków.- Nie te kolory zamawiał klient! Czy wy, kurwa, picie? Pani Jola dopiero co zwróciła mi uwagę! - indyczył się wcišż Prezes.Za często ostatnio używa tej kurwy. No, ale kurwa weszła na salony! Nawet wielkie damy, aktorki, dziennikarki szczycš się tym, że używajš plugawego języka. Nasz Prezes to taka wielka dama i uważa, że mu z tym do twarzy. A niech tam!Trzy małpy we mnie - Nie mówię, Nie widzę, Nie słyszę. Z racji stażu to ja rzadko biorę udział w takich akcjach. Nie muszę... Mam czterdzieci parę lat i wiem (cholera jasna!), że jestem najstarsza w firmie. Nie przypilnowałam Sławki i czuję się winna jej błędu. Sławka ma nos jak gałka hamulca od karuzeli, bo poryczała się w poczuciu winy jak mała. Kiedy też tak reagowałam. Sšdziłam, że tak wyglšda odpowiedzialnoć - przejmować się własnymi błędami, do łez. Ojca to strasznie wkurzało i powiedział mi kiedy, że odpowiedzialnoć to skupienie, rzetelne wykonanie, powięcenie czemu maksimum uwagi, i wtedy nie potrzeba beczeć. Tak, pryncypialny to on był. Matematyk, w systemiezero-jedynkowym.Sławka młoda jest i włanie bierze w dupę od życia, jakby powiedział tato.Czasem tak się wyrażał i zaraz potem tłumaczył, że u niego w partyzantce tak się mówiło, i żeby nie było, że on tak mówi, to tylko cytat!.Pracuję w firmie, jakich tysišce na wiecie. Agencja Reklamowa Hop-Art Media Sp. z o.o. Czyli: Eksport, import, aport i rapaport. Tańczy, piewa i stepuje, krawaty wišże i przerywa cišże. Robimy za pienišdze wszystko. Wszystko!Nie, nie jestemy jednakowoż Agencjš Towarzyskš, choć i u nas rzšdzi pienišdz i młodoć. Wszędzie rzšdzi pienišdz i młodoć! Ja też muszę być młoda, bo inaczej jak mam być kreatywna? Nikomu do łba nie przychodzi, że można mieć osiemnacie lat i być psychicznym starcem. Można być na emeryturze i tryskać pomysłowociš, być nowoczesnym i kreatywnym.Kiedy wygłosiłam taki tekst, że - sšdziłam - powalę wszystkich na kolana: Wielcy tego wiata, twórcy wiekopomnych dzieł, które pozostanš na długo w ludzkiej pamięci, to na ogół twórcy z dowiadczeniem i życiowš mšdrociš, jakiej nabywa się latami, pracujšc, obserwujšc i mylšc. Wemy na przykład Beksińskiego, Dudę-Gracza, Kiliana, Preisnera, Szop...- Gosiu, kochanie - odezwał się przy wszystkich Prezes - nasze dzieło ma przetrwać kampanię reklamowš. Przynieć forsę nam i producentowi. Potem nasze wiekopomne dzieło może sobie ić na mietnik.Moja błyskotliwa inteligencja już wie, że Prezesowi zawsze przyznaje się rację, więc zwarłam kły i, patrzšc na niego jak na bohatera, rzekłam:- Tak... W naszej branży tworzymy rzeczy o chwilowej wartoci. To fakt!Wieczorem, w domu, wcišż czułam się tak, jakbym go publicznie pocałowała w dupę. Wtedy włanie zdałam sobie sprawę, że muszę uważać, iż moja pozycja jest zagrożona, bo ja nie jestem startujšcš do żłobu siusiarš, a dojrzałš kobietš, która musi udowodnić swojš wartoć nie tylko tym, co robi, niestety, lecz także tym, jak wyglšda i jak myli.- Dzieci! - Prezes tak czule do nas mówi, kiedy jest zły - rozejrzyjcie się, jak wyglšdajš pracownicy agencji reklamowych. To najlepsze młode kadry! Włanie ta dziedzina wymaga odwagi, nowatorstwa, ataku! Jestemy żołnierzami, zdobywamy w imieniu klienta rynek. To walka. Trzeba być na topie!Siedziałam i wydawało mi się, że słucham współczesnego Jaruzelskiego. Pieprzenie. Zaraz się zbłani, więc podrzucam:- Myleć i widzieć trzeba nowoczenie!- Włanie. Słusznie Gosia podpowiada. Macie urzšdzać sobie pranie mózgu!- ...burzę - ratuję go.- No, mówię. I nadšżać! Bo kto ma to zrobić, jak nie młody narybek? To wy! Załatwiam wam wyjazdy, szkolenia, ale macie sami kontrolować stan! To era młodych! Widzieć, słyszeć i wyprzedzać! Top, trendy! To droga do sukcesu!O Matko! Ale pieprzy. A Leonardo da Vinci? Był stary i nienowoczesny, ale jak on mylał! Nie mogę się wychylać. Żal mi Prezesa. Chce dobrze. Głupi nie jest, bo utrzymujemy się w siodle, ale po co takie zebrania?Na ostatniej imprezie Dużego Klienta nawalił się z Dużym u Hawełki w Krakowie. Pili Tequilę Bum-bum. (Tequila z seven-up wstrzšnięta i wypita haustem. Jak to wchodzi!). Wyli, tańczyli na stole i zaczepiali kelnerów. Na Rynku zachowywali się skandalicznie. Trzecia rano. Policjant i tłumaczenie, że to moi szefowie (i ta cipka). Byłam załamana..- Prezesie! No, po co to było? Musiałam się tłumaczyć szefowi Hawełki przy fakturowaniu kolacji. I to z tš durnš dupciš tego ich szefa. Wstyd!- Głupia. To jego asystentka. On jš uwielbia. Ona ze mnš załatwiła interes, ja z niš. Więc ja z nim załatwiłem interes! I wszyscy sš zadowoleni! A moja Agencja ma wyglšdać wiatowo! Pamiętaj!Fakt. Po dwóch tygodniach dostalimy nowe zlecenie od niego... Na duże pienišdze. Więc? Co jest ważne? Top, trend czy tequilla pita z kim ważnym, adorowanie głupawej asystentki, rozkładanie kolan przed szefem, taniec na stole...? Nie nadšżam.Dostroiłam się. Zamykam dziób. Mimikra.Z wyglšdem to ja nigdy nie miałam problemów. Jestem taka w normie, ani niska, ani wysoka. Naturalna blondynka po ojcu. Zawsze oceniano mnie na znacznie mniej, niż głosiła metryka. Niestety, od paru lat utrzymanie tego stanu rzeczy wymaga ode mnie znacznie więcej wysiłku i pieniędzy. Kremy, maseczki, rewitalizacja to było dobre. Do czterdziestki.Po przyjęciu z okazji dziesięciolecia firmy jeden z naszych klientów, niele już napity, wyrzęził mi w tańcu, że on lubi takie więdnšce lilie, bo z młodymi to różnie bywa: albo się ceregielš za dużo, albo technicznie kiepskie. Nie mogłam dać mu kopa w krocze, bo to był dobrze płacšcy klient, więc wykręciłam się bólem głowy i rycza... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl