Dom przy ulicy polarnej, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czes�aw ChruszczewskiDOM PRZY ULICY POLARNEJTo by�, prosz� pana, bardzo nieprzyjemny wiecz�r. Ulice ton�y we mgle, nic, tylko mg�a,wie pan, jak to jest, ko�ca w�asnego nosa nie wida�, nie lubi� mg�y, jest niebezpieczna,wywo�uje depresje i B�g wie, co jeszcze, ludzie gin� w mgliste wieczory, gin� w tajemniczyspos�b, spojrza� pan na zegarek, tak, oczywi�cie, b�d� si� streszcza�. Jestem na razie jedynymlokatorem tego domu, wprowadzi�em si� pierwszy, mieszkania na pierwszym pi�trze s�jeszcze wolne. Ja zaj��em te dwa pokoje na parterze. Wczoraj by�o tu zimno, jak wszyscydiabli, za oknami mg�a, a tutaj przejmuj�cy ch��d, up�ynie wiele czasu, zanim �ciany nowegodomu rozgrzej� si�, pomy�la�em sobie, �e odrobina czego� mocniejszego dobrze mi zrobi, tonajlepsze lekarstwo na mg�� i zimno. Otworzy�em kredens i niemal w tym samym momencieco� grzmotn�o nad moj� g�ow�. �Ho, ho � powiedzia�em do siebie czy�by lokatorzywprowadzili si� na pierwsze pi�tro. Trzeba to sprawdzi�. Na schodach by�o ciemno,zapali�em latark� i z jej pomoc� dotar�em do drzwi oznaczonych numerem czwartym. Przezszpar� przegl�da�o �wiat�o. Nie mam zwyczaju wtr�ca� si� w nie swoje sprawy, lecz w tejwyj�tkowej sytuacji post�pi�em wbrew samemu sobie, mianowicie, zajrza�em przez dziurk�od klucza. Najpierw dostrzeg�em p�omie� �wiecy, a w chwil� p�niej wystraszon� twarzm�odego cz�owieka. Tak, by� bardzo przera�ony i fakt ten doda� mi odwagi, zapuka�em, zadrzwiami zabrzmia� dr��cy g�os:� Kto tam?Otworzy�em drzwi, nie czekaj�c na zaproszenie do wej�cia. M�ody cz�owiek cofn�� si�.Trzyma� w r�ku �wiec�, zgasi�em elektryczn� latark� i powiedzia�em:� Us�ysza�em �oskot, sam mieszkam w tym domu, nie s�dzi�em, �e zastan� tutaj lokatora,przepraszam. Kiedy pan wprowadzi� si�?� Nie wprowadzi�em si� tutaj.� A zatem, je�li wolno zapyta�, co pan robi w tym pokoju?� Sam doprawdy nie wiem � odrzek� rozgl�daj�c si� po mieszkaniu. � Prosz� miwybaczy�, nie mam poj�cia, jakim cudem znalaz�em si� w tym domu.� Pa�skie nazwisko?� Romeo, Romeo Monteki � przedstawi� si�.� Pan �artuje.� Nie, nie �artuj�. Tak rzeczywi�cie nazywam si� w tej chwili, gdy gram t� rol�.� Romea Szekspira.� Ot� to, Romea Szekspira.� A wi�c pan jest aktorem?� Tak, moje nazwisko Mabe, Grzegorz Mabe, z kim mam przyjemno�� prowadzi� t�niecodzienn� rozmow�?� Jakub Kyd � powiedzia�em g�o�no, gro�nie marszcz�c brwi. � A zatem, panie Mabe,co pan robi w tym pokoju?� Przed kilkoma minutami znajdowa�em si� na scenie. � M�ody cz�owiek podni�s�wy�ej �wiec�, zobaczy�em w�wczas bia�osrebrny kostium Romea.� Nagle zgas�y wszystkie �wiat�a, nie, �le m�wi�, prawie wszystkie, pali�a si� jedna,jedyna �wieca, umieszczona tu� przy rampie. Podnios�em j� i w�wczas otoczy� mnie ob�okbia�ego dymu. �Pali si� � krzykn��em przera�ony. Min�o kilka sekund, dym znikn��,sta�em w tym pokoju, kto� zapuka�, kto� otworzy� gwa�townie drzwi i zobaczy�em pana.� Nic z tego nie rozumiem.� Bo to nies�ychanie dziwne wydarzenie.� Zejd�my do mojego mieszkania � zaproponowa�em. � Pocz�stuj� panakieliszeczkiem koniaku, jestem przekonany, �e wsp�lnymi si�ami wyja�nimy tajemnic�.M�ody cz�owiek odetchn�� z ulg�.� Pan bardzo uprzejmy � powiedzia� � ch�tnie wypij� kieliszek. Zmarz�em, a koniakrozgrzewa.� Dobry Bo�e � zawo�a�, zobaczywszy lamp� elektryczn� � c� to za wspania�eo�wietlenie!� Lampa jak lampa, niech�e pan siada, zaparz� kaw� i za chwil� podam koniak.Pan Mabe w kostiumie Romea by� nad wyraz dziwnym go�ciem.Zachowywa� si� niczym dziecko, kt�re po raz pierwszy opu�ci�o sw�j dziecinny pok�j.Wszystko go bawi�o i zdumiewa�o. � Och, jakie to pi�kne! � wykrzykiwa�. � Jakiewspania�e!� Najzwyklejsza maszynka do parzenia kawy, najzwyklejsza lampa elektryczna,radioaparat.� Pierwszy raz w �yciu widz� takie przedmioty � o�wiadczy�.� Dosy� tych �art�w � zirytowa�em si�. � �yjemy przecie� w drugiej po�owiedwudziestego wieku.� W kt�rym wieku? Na Boga, co te� pan m�wi?� W dwudziestym.� Tym razem pan �artuje, to przecie� wiek dziewi�tnasty, rok 1870.� Chcia� pan powiedzie� � 1970.� Nie, prosz� pana, 1870.� Ale� to absurd! � zawo�a�em. � Absurd! powiadam. � Po�o�y�em na stole stert�gazet, ze �ciany zdj��em kalendarz. � Niech pan spojrzy na te gazety, to dzienniki zubieg�ego tygodnia, no, kt�ry rok?� 1970 � wyszepta�. � Pi�tego listopada. Dzie� i miesi�c zgadzaj� si�, lecz rok. Jachyba oszala�em, to przecie� niemo�liwe. � Urodzi�em si� w 1845 roku, s�yszy pan, oddw�ch lat wyst�puj� w teatrze Sandora.Skry� twarz w d�oniach. Nad naszymi g�owami da� si� s�ysze� �oskot, a potem krzykkobiety. Pobiegli�my do tego pokoju na pierwszym pi�trze. Na pod�odze le�a�a dziewczyna wbia�ej sukni.� To Krystyna! � o�wiadczy� m�ody cz�owiek.� Moja partnerka � t�umaczy� � gra rol� Julii. Otworzy�a oczy, przytomnieje.� Uciekajmy! Teatr si� pali! � krzycza�a. � Ratuj mnie!Z trudem zdo�ali�my j� uspokoi�. Romeo sprowadzi� dziewczyn� na parter, wypi�aszklank� wody i pocz�a m�wi�.� Sta�am za kulisami, czekaj�c na swoje wyj�cie. Nagle zobaczy�am smug� dymu ip�omienie, pali�y si� dekoracje, krzykn�am i zemdla�am. Gdy otworzy�am oczy, pochyla�e�si� nade mn�. Jakim cudem znalaz�am si� w tym domu? Kim jest ten pan?� To jest pan Kyd � wyja�ni� m�ody cz�owiek. � Znajdujemy si� w jego mieszkaniu.� Bardzo dziwne mieszkanie � stwierdzi�a z niepokojem. � Tyle tu �wiat�a, jakwydosta�e� si� z p�on�cego teatru? Kto mnie uratowa�?Pan Mabe wzruszy� ramionami.� Odpocznij, nie denerwuj si� � prosi�. � Potem porozmawiamy. Spr�buj zasn��, senprzywraca si�y.Tak, prosz� pana, m�ody cz�owiek powiedzia� �sen przywraca si�y� i Krystyna pos�usznieprzymkn�a powieki. Romeo, to znaczy Grzegorz, usiad� tu� przy swojej partnerce,spoczywaj�cej na tapczanie. Ja przysiad�em na krze�le. By�em zupe�nie oszo�omionypojawieniem si� tych m�odych aktor�w. Krystyna wyst�powa�a w roli Julii, oboje opowiadalio po�arze teatru. Romeo i Julia, ach, Julia, nie jestem kobieciarzem, prosz� pana, ale tadziewczyna oczarowa�a mnie, z�ociste w�osy opada�y na obna�one ramiona, przypomnia�emsobie bajk� o �pi�cej kr�lewnie, nie, skromne progi mego domu przekroczy�a Julia. Czy�by toby� sen, lecz kto w moim wieku �ni takie sny. D�wi�k dzwon�w sprawi�, �e otworzy�a oczy.� To dzwony bazyliki �wi�tego Leonarda � powiedzia�em.� Bij� na trwog�? � zapyta�a przera�ona.� Ale� nie, wydzwaniaj� jedenast� godzin�, niech�e pani uspokoi si�, nie manajmniejszego powodu do niepokoju.� Czy�by? � aktor mia� w�tpliwo�ci. Otworzy� okno, wyjrza� na ulic�. � Mg�a, nic niewida�. W kt�rym miejscu stoi ten dom?� W s�siedztwie Miejskiego Muzeum, przy ulicy Polarnej � odrzek�em. � W pogodnydzie�, tam, po prawej stronie wida� wie�e bazyliki, z lewej fragment Ma�ego Kana�u.� Fantastyczne � zawo�a� Mabe. � Identyczny widok ogl�dali�my z okien naszegoteatru. Ten dom stoi dok�adnie w tym samym miejscu, panie Kyd, co si� sta�o z naszymteatrem?� Z kt�rym?� Z teatrem Sandora.� Teatr Sandora, drogi panie, to bardzo stara historia, tak, by� w naszym mie�cie takiteatr, lecz sp�on�� doszcz�tnie przed stu laty.� Pi�tego listopada 1870 roku.� By� mo�e, dok�adnej daty nie pami�tam.� Przed stu laty? � odezwa�a si� Krystyna. O czym ten cz�owiek m�wi? No, m�w�ewreszcie, dlaczego milczysz?� Bo to trudno zrozumie� � odpar� m�ody cz�owiek. Po chwili wahania powiedzia�: �Nasz teatr sp�on�� w 1870 roku, a teraz, zdaniem tego pana, jest rok 1970, zreszt� pokaza� midzienniki.� Nasz teatr sp�on�� przed stu laty� � wyszepta�a Krystyna. � To znaczy, �ezgin�li�my w�wczas w po�arze, a teraz�Dziewczyna zblad�a, pomy�la�em, �e znowu zemdleje, pobieg�em do kuchni, wydawa�o misi�, �e prze�ywam koszmarny sen, na pr�no usi�owa�em wyt�umaczy� sobie zachowanie tychludzi. Zgin�li sto lat temu w czasie po�aru teatru? Po�ar Teatru Sandora, tak, czyta�em kiedy�w Kronice Miasta o tym tragicznym wydarzeniu, w czasie po�aru zgin�o kilku aktor�w, adom, do kt�rego wprowadzi�em si�, wybudowano na starym placu teatralnym. Przemy�emtwarz zimn� wod�, to nie by�, niestety, sen, us�ysza�em stukanie w szyb�, za oknem sta�cz�owiek w czarnym palcie, uchyli�em lufcik. Nieznajomy przy�o�y� palec do ust:� Niech pan m�wi szeptem, widzia�em ich!� Kogo?� Romea i Juli�. Musz� pana ostrzec, to mordercy!� Mordercy? Co te� pan m�wi? Kogo zamordowali?� Mnie.� Pan oszala�!� Nie, nie. Wiem, co m�wi�. By�em suflerem w teatrze Sandora. Przed stu laty. Gdy nascenie wybuch� po�ar, siedzia�em w suflerskiej budce. B�aga�em o pomoc, o �ycie. Uciekli,pozostawiaj�c mnie na pastw� p�omieni, lub raczej chcieli uciec. Dosi�g�a ich r�kaOpatrzno�ci. Zanim wyzion��em ducha, widzia�em ich �mier�.� Ale� panie�� Fakt pozostaje faktem. To mordercy. Od stu lat uganiam si� za nimi po Wszech�wiecie.Dzisiaj, wreszcie dzisiaj wpad�em na trop. Uwaga! Kto� nadchodzi.Do kuchni wszed� Mabe.� Wydawa�o mi si�, �e pan z kim� rozmawia. Zaprzeczy�em.Podszed� do okna.� Mg�a nie ust�puje. Wie pan co, doszli�my do przekonania, �e jednak pan ma racj�, odczasu po�aru teatru Sandora min�o sto lat.� Sto lat � powt�rzy�em.� Znajdujemy si�, jak pan widzi, w bardzo k�opotliwym po�o�eniu. Pan rozumie,wr�cili�my na ten �wiat po up�ywie ca�ego wieku. Jest to, b�d� co b�d�, niecodziennewydarzenie.� Istotnie � przyzna�em � jak najbardziej niecodzienne.� Ale zupe�nie zrozumia�e. Teatr Sandora sta� w tym samym miejscu, w kt�rym obecniewybudowano ten dom. Dzisiaj mamy 5 listopada. W tym�e dniu, w roku 1870 zgin�li�my wczasie po�aru. Miarodajne Si�y, ze wzgl�d�w tylko sobie wiadomych, wytworzy�yanalogiczn� sytuacj�. Istnieje uzasadniona obaw... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl