Doncowa Daria - Zupa ze złotej rybki, j. LITERATURA POWSZECHNA

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Daria Doncowa
ZUPA ze ZŁOTEJ
RYBKI
Z rosyjskiego przełożyła
Agnieszka Lubomira Piotrowska
Tytuł oryginału
UCHA IZ ZOŁOTOJ RYBKI
Cykl
Rozdział 1
W małżeństwie trudno jest tylko przez pierwsze dwadzieścia pięć lat,
potem człowiek już rozumie, że nie może spodziewać się po
partnerze niczego dobrego i zaczyna wieść szczęśliwe życie. Prawdę
mówiąc, mnie ani razu nie udało się przetestować tej prawdy w
praktyce, od wszystkich mężów uciekałam, nie doczekawszy
srebrnego jubileuszu. Jeśli mówić całkiem otwarcie, to nie udało mi
się uczcić nawet dziesięciolecia związku małżeńskiego z żadnym z
mężów, a jeśli mam przestać udawać nie wiadomo kogo, to muszę
się szczerze przyznać: nie udało mi się wytrzymać w małżeństwie
dłużej niż trzy lata.
Wyrywając się już cztery razy ze szponów małżeństwa, doszłam do
wniosku, że zwierzę imieniem Daria Wasiljewa nie może żyć w
niewoli, i zaprzestałam prób uzyskania statusu zamężnej kobiety. Ale
niektóre moje przyjaciółki jak raz nastąpiły na grabie, tak robią to w
nieskończoność. Zalicza się do nich Li-ka Sołodko. Bawiłam się na jej
ośmiu weselach i nie mogłam wyjść z podziwu, że jej nie obrzydło tak
za każdym razem przygotowywać ucztę nad ucztami, wkładać białą
suknię, welon, wysłuchiwać uroczystych toastów gości, wróżących jej
szczęście z kolejnym wybrankiem serca.
Oczywista sprawa, że dwanaście miesięcy po weselnych hulankach
Lika wpadnie do Łożkina, rzuci się na kanapę i zanosząc się od
płaczu, oświadczy:
- Kolka to bydlak! Biorę rozwód i wracam do panieńskiego nazwiska!
Lika jest do tego stopnia głupia, że za każdym razem zmienia
nazwisko. W ostatnim czasie przysparza jej to nie lad kłopotów. W
wielu formularzach, które musi zapełnić w różnych sytuacjach
życiowych, znajduje się rubryka: „Czy zmieniał/a pan/i nazwisko?".
Uczciwa Lika złości się, próbując zmieścić w wąskiej ramce
konieczne informacje: Kowalowa, Jermołowa, Szłykowa, Szełatunina,
Arżannikowa, Nistratowa, Sołodko.
- Idioci - syczała - nie pozwalają pisać na marginesach. Jakim
organem myślał ktoś, kto opracowywał ten formularz? Dlaczego tak
mało miejsca zaplanował na odpowiedzi?
Nie miało sensu tłumaczenie Lice, że normalna kobieta zmienia
nazwisko raz, no dwa, dobra, niech będzie, trzy razy w swoim życiu.
Lika powinna zatrzymać się na etapie pani Kowalowej albo pozostać
przy panieńskim nazwisku, ale jak na złość, to akurat dosyć
śmiesznie brzmi - Podujwietier. A Lika za każdym razem wychodziła
za mąż na zawsze, przynajmniej bardzo w to wierzyła.
Dlatego też zupełnie mnie nie zdziwiło zaproszenie na kolejną
ceremonię zawarcia związku małżeńskiego.
W piątek razem z Manią i Kicią wchodziłyśmy do restauracji „Łakomy
Kąsek". Przy dźwigałyśmy dla Liki serwis na dwanaście osób. Fakt,
nad wyraz tradycyjny prezent, ale nasza fantazja była na
wyczerpaniu. W swoim czasie sprezentowałyśmy Lice komplet
bielizny pościelowej, srebro stołowe, mikrofalówkę, pralkę,
kryształowe kieliszki...
- Mam nadzieję, że jedzenie będzie smaczne - szepnęła Maniunia,
obciągając sukienkę - nienawidzę spódnic, chyba że ktoś inny je
nosi, wiecznie się zadzierają...
- A kupże sobie w końcu jakąś mniej obcisłą, w normalnym
rozmiarze - rzuciła kąśliwie Kicia, kręcąc się przed lustrem. -Wiecznie
byś chciała wyglądać lepiej i dlatego tak się ściskasz, a prawdę
mówiąc, na próżno, szczuplej i tak już nie będziesz wyglądać!
Wtuliłam głowę w ramiona. No tak, teraz się zacznie! Maruśka
napadnie na wredną Kicię... Ale Mania miała już za sobą okres
szczeniackiego nieprzejednania. Wytwornie uniosła brew i spokojnie
odpowiedziała:
- Tak, z pewnością masz rację, trzeba kupić sukienkę szerszą, rosnę
bez opamiętania, następnym razem wezmę czterdziestkę, a właśnie,
Kiciunia, a jaki ty rozmiar nosisz?
- Trzydziesty szósty - odparła Olga z satysfakcją. - Przedwczoraj
kupiłam sobie tę sukienkę i jestem bardzo zadowolona: trzydziesty
ósmy po prostu ze mnie spada.
I kontynuowała falę zachwytów nad sobą.
- Obawiam się, że jesteś w wielkim błędzie - westchnęła Mania. - Nie
chciałam cię martwić, ale tyjesz, i to bardzo, zobacz, jakie masz fałdki
tłuszczu na bokach.
- Gdzie? - Kicia przerażona wygięła nieprawdopodobnie szczupłą
talię.
- A ta sukienka to rozmiar czterdzieści dwa.
- Chyba zwariowałaś! - Olga podskoczyła. - Trzydzieści sześć!
- Właśnie, że nie, czterdzieści dwa! Spójrz lepiej na metkę.
Kicia pobiegła do toalety, Mania zaś nad wyraz spokojnie zaczęła
poprawiać włosy. Chwilę później zakłopotana Olga stanęła przede
mną.
- Rzeczywiście, czterdzieści dwa, ale jak to możliwe? W sklepie
przekonywali mnie, że to rozmiar trzydzieści sześć...
- W taki sposób sprytni sprzedawcy usiłują zadowolić klienta -
niewinnie odparła Maruśka - no i kłamią w żywe oczy. Wybacz, ale
jesteś grubsza ode mnie, zobacz, moja spódniczka, choć
rzeczywiście, troszkę mnie opina, ma metkę trzydzieści osiem, a ty
masz rozmiar czterdzieści dwa.
- Koszmar - wymamrotała Olga - ja tego nie przeżyję.
Oczy Kici zaczynały zachodzić łzami, a ja nieufnie spojrzałam na
Manię. Olga wyglądała znacznie wytworniej od swojej szwagierki. Co
za diabelskie sztuczki z tymi metkami - sama nie wiem.
- Halo, zapraszamy wszystkich do stołu! - krzyknął Witalij Kropotow -
starczy tych wygibasów przed lustrem. Olga, czemu jesteś taka
smutna? Czyżby twój durnowaty program w TV w końcu spadł z
anteny na zbity pysk?
- Żeby ci pypeć nie tylko na języku wyskoczył - obruszyła się Olga. -
My rozkwitamy.
- Czyli niedługo zaczniecie się kłosić, a potem zgnijecie
-podsumował Witalik z zadowoleniem.
Olga zacisnęła zęby i weszła na salę.
- Co zrobiłaś z metką? - nie wytrzymałam.
Mania zachichotała.
- Nakleiłam obok słowa „rozmiar" cyfry „cztery" i „dwa", wiesz, takie
naklejki, które sprzedają do klawiatury komputera.
- Po co?
- Oj, mamuńciu - Marusia wciąż się cieszyła - Kicia z tą swoją dietą
już całkiem zwariowała. Mogę się założyć, o co chcesz, że teraz tutaj
nawet wody mineralnej nie wypije!
- No, ale przecież wyjaśnisz jej, że to dowcip?
- Pewnie. Jutro.
Chciałam wygłosić Marusi prelekcję o miłości bliźniego, ale w końcu
się rozmyśliłam. Olga i Mania poradzą sobie beze mnie. Prawdę
mówiąc, jedna warta drugiej - stałe docinki, złośliwości. A co do diety,
to racja. Olga zachowuje się jak nienormalna, bez problemu może
schować się za kijem do hokeja, niemniej jednak siada przy stole z
kalkulatorem, na którym w skupieniu wylicza ilość spożytych kalorii.
Dwa listki sałaty -to dwadzieścia, filiżanka kawy bez cukru - zero, tost
z dżemem... O, to za nic w świecie! Tost z dżemem! Całe sto
pięćdziesiąt kalorii, a w kilodżulach jeszcze gorzej - prawie pięćset! I
tak w czasie każdego posiłku. Kiedyś Arkaszka zezłościł się i zabrał
żonie kalkulator, ale godzinę później Olga miała w rękach nowy.
- Ekran dodaje dziesięć kilo - mamrocze Kicia, odgryzając maleńki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl