Drugie rozdanie, E-book PL, Romans, Delinsky Barbara

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BARBARA DELINSKY
Drugie rozdanie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W normalnych okolicznościach Karen Drew nie
mogłaby się oderwać od lektury artykułu. Uwielbia­
ła podróżować, czy może raczej czytać o podróżach
do egzotycznych krajów, a tropikalne Seszele roz­
rzucone pośród lśniącego w słońcu turkusowego mo­
rza jawiły się jako wymarzone miejsce do odpoczyn­
ku, zwłaszcza gdy na co dzień mieszka się w północnej
części stanu Nowy Jork, a za oknem panuje lutowa
szaruga.
Dziś jednak nie cieszył jej widok palm kokoso­
wych, ogromnych żółwi i białych piaszczystych plaż.
Nie zwracała na nie uwagi; po prostu z całej siły
próbowała skupić się na tekście, który falował jej
6
DRUGIE ROZDANIE
przed oczami. Starała się czytać go płynnie, a jedno­
cześnie nie chuchać w twarz Rowenie Carlin.
Była chora. Od trzech tygodni walczyła z przezię­
bieniem, które pojawiało się, potem ustępowało, aby
po paru dniach znów powrócić. Kasłała, prychała,
czuła ucisk w klatce piersiowej. Nic nie pomagało,
żadne syropy wykrztuśne, żadne leki antyhistamino-
we. Chociaż udało jej się chwilowo powstrzymać
objawy, to jednak każdy oddech wymagał ogromnego
wysiłku.
Psiakość! Nie może sobie pozwolić na chorowanie.
Na samą myśl o tym robiło jej się słabo. Po pierwsze,
zbliżała się sesja; po drugie, prowadziła kwerendę dla
profesora McGuire'a; a po trzecie, pracowała jako
kelnerka w Pepper Mill. Nikt nie płaci obibokom,
a Karen potrzebne były pieniądze. Dlatego od trzech
tygodni ignorowała bakcyle, które zaatakowały jej
organizm. Niestety, przeziębienie nie chciało zniknąć.
Czuła się coraz bardziej osłabiona, coraz bardziej
wyzuta z energii.
Resztkami sił podniosła z kolan kolorowe pismo
z artykułem o Seszelach i położyła je na okrytych
kocem chudych kolanach staruszki.
- Widzisz, Roweno? Prawda, jak tam pięknie?
Rowena Carlin, która od kilku minut nie spuszczała
oczu z twarzy swojej młodej przyjaciółki, posłusznie
spojrzała na zdjęcie, po czym ponownie utkwiła w Ka­
ren wzrok. Dziewczyna starała się niczego nie dać po
sobie poznać, ale wiedziała, że jej próby skazane są na
Barbara Delinsky
7
niepowodzenie. Odkąd osiem miesięcy temu zaczęła
odwiedzać staruszkę, nie raz miała okazję przekonać
się, że nic nie uchodzi jej uwagi.
W wieku osiemdziesięciu jeden lat Rowena była
częściowo unieruchomiona po urazie kręgosłupa, a na
skutek udaru, jaki niedawno przeszła, miała kłopoty
z mówieniem; na szczęście zachowała świeży umysł
oraz doskonały wzrok. Oczami często potrafiła wyra­
zić więcej niż mową.
- C-coś się s-stało...
Chociaż wciąż się jąkała, mówiła znacznie wyraź­
niej niż jeszcze trzy miesiące temu. Poprawa na­
stępowała niemal z dnia na dzień. Staruszka nie
zamierzała się poddawać; z zapałem i niesamowitym
uporem ćwiczyła mowę pod okiem wykwalifikowane­
go logopedy. Powoli odzyskiwała też władzę w rękach
i nogach.
- Ależ nie, Roweno - skłamała Karen. - Nic się nie
stało.
- Źle się cz-czujesz.
Wygiąwszy w uśmiechu wargi, Karen energicznie
potrząsnęła głową. To był błąd, duży błąd. Kiedy
obróciła głowę w prawo, świat zawirował jej przed
oczami, a gdy zwróciła ją w lewo, miała wrażenie, że
zderza się sama z sobą. Zrobiło się jej duszno, jakby
w małym pokoju nagle zabrakło powietrza.
Minęło półtorej minuty, zanim odzyskała równo­
wagę, i kolejne pół minuty, zanim zdusiła atak kaszlu.
- Po prostu jestem trochę zmęczona - rzekła
8
DRUGIE ROZDANIE
ochryple. - Mam mnóstwo pracy, a za dwa tygodnie
zaczyna się sesja.
Urwała, widząc, że staruszka chce coś powiedzieć.
Czekała cierpliwie, aż ta wypowie swoją kwestię.
- I p-potem j-już b-będziesz w-wolniejsza?
Nie bardzo, pomyślała Karen.
- Troszeczkę - odparła. - Przynajmniej przez dwa
tygodnie nie będę miała zajęć na uczelni. Zostanie mi
tylko praca.
- U M-McGuire'a?
- Tak.
- I w r-restauracji?
- Tak.
- Karen?
- Słucham?
- W-wyjedź. O-odpocznij.
- Nie mogę.
- M-możesz. P-postaraj się.
- Nie mogę. Oczywiście restauracja będzie krócej
czynna, bo większość studentów rozjedzie się na ferie
do domu, ale profesor McGuire zostaje na miejscu; nie
mogę go zawieść.
Starsza pani westchnęła.
- I jeszcze te w-wizyty u m-mnie. Za d-dużo masz
o-obowiązków.
- Ale ja lubię cię odwiedzać.
- P-pracę też I-lubisz?
Karen zawahała się. O ile bowiem praca u profesora
sprawiała jej autentyczną satysfakcję i dostarczała wielu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl