Dobry interes, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz W. Stepie�Dobry interesINie�atwo jest wybi� si� na dobrego kilera w sprawlu. Du�a konkurencja, mn�stwo glin i jeszcze wi�cej ludzi, kt�rymmo�na si� narazi�. Dlatego dobrych jest niewielu i s� to zawsze ludzie wyj�tkowi. I dlatego te� trzeba robi� wszystko,�eby utrzyma� si� na fali - zawsze na bie��co z informacjami, a dopiero p�niej z broni� i reszt� sprz�tu. Kiedy wi�ckto� puszcza po ulicach info, �e szuka desperado do przetestowania zupe�nie nowego, eksperymentalnego z�omu, napewno znajd� si� ch�tni. To r�wnie pewne, jak japo�skie banki.IISiedzieli w podziemnym gara�u jakiego� opuszczonego biurowca. Ka�dy plecami do �ciany, �ypi�c czujnie napozosta�ych, z r�k� na gnacie. Desperados. Za m�odzi, �eby rozumie�, albo za starzy, �eby mie� inn� mo�liwo�� ni� ta.Po chwili na parking wtoczy�a si� panzerka. Kilkunastu m�czyzn z mniejszym lub wi�kszym zdziwieniem stwierdzi�o,�e jest to ni mniej ni wi�cej, tylko Ford T-Rex! Pot�ny, niemal�e wojskowy model VTOLa. Maszyna spokojnieosiad�a na ziemi z cichym szumem dysz. Otworzy�y si� boczne drzwi i z wn�trza pojazdu wyskoczy�o dw�ch ludzi zbroni� w r�kach. Natychmiast rozleg�o si� kilka nieopanowanych westchni�� na widok ich sprz�tu. Go�cie ustawili si�fachowo i pokryli ogniem wszystkich siedz�cych. Po chwili z T- Rexa wyszed� kolejny m�czyzna. By� w �rednimwieku, ubrany w cholernie elegancki garnitur. Stan�� w swobodnej pozie i zacz�� m�wi� stonowanym, znudzonymg�osem:- Panowie, zostali�cie zaproszeni do wzi�cia udzia�u w przedsi�wzi�ciu, kt�re ma szans� na zawsze zmieni� obliczetego �wiata. Jest to projekt o kolosalnym znaczeniu dla wszystkich my�l�cych istot. Jest on zbyt wa�ny, abyryzykowa�, �e pewne okre�lone grupy interesu zdo�aj� przej�� go i zamiast wykorzysta� dla dobra wszystkichcz�onk�w gatunku ludzkiego, b�d� si� stara�y nabija� swoj� kabz�. Nie musz� chyba dodawa�, �e odb�dzie si� tokosztem wszystkich uczciwie pracuj�cych obywateli, kt�rzy maj� takie samo prawo do korzystania z profit�wp�yn�cych z tego wiekopomnego odkrycia.Tu przerwa� i spojrza� po le��cych na ziemi �pi�cych m�czyznach i wszed� do wozu. Ochroniarze wy��czyli emitergazu i zaj�li si� pakowaniem do �adowni rozbrojonych wcze�niej u�pionych klient�w.IIICh�opak nagle odzyska� �wiadomo��. Zorientowa� si�, �e le�y na ��ku. Jego r�ka pow�drowa�a powoli w kierunkubiodra, celem sprawdzenia, czy ma swoj� bro�. Nie mia� jej. Fakt ten po chwili wyda� mu si� zupe�nie oczywisty.Us�ysza� g�os.- Dzie� dobry.Powoli otworzy� oczy. Ujrza� przed sob� posta� m�czyzny, kt�r� widzia� ju� na podziemnym parkingu. Towarzyszy�amu dw�jka tych samych ochroniarzy. M�czyzna nie zra�ony brakiem odpowiedzi, rzek�:- Zosta� pan zakwalifikowany do naszego eksperymentu, panie Rojas. Mam nadziej�, �e zgodzi si� pan na jegoprzeprowadzenie...Niedopowiedzenie by�o wystarczaj�co jasne, �eby nie pozostawi� mu w�tpliwo�ci, �e jego zgoda jest tutaj czyst�formalno�ci�.- Czy wolno mi spyta� na czym ma polega� ten eksperyment? - spyta� Jose.- Tak, oczywi�cie - odpar� garnitur - Wszczepimy panu najnowszy model wojskowego komputera taktycznego.Ch�opak zaniem�wi� z wra�enia. Przez g�ow� przelatywa�y mu setki my�li. Komputer taktyczny!!!! Kiedy� s�ysza�, �eniekt�rym ludziom z oddzia��w specjalnych New Edison montowano komputery taktyczne, ale by� to sprz�tpraktycznie bezcenny. I teraz on, Jose Rojas, zwyk�y chicano, ma szans� na taki sprz�ciol! W tym samym momencieprzysz�o zw�tpienie i strach. Dlaczego on? Przecie� mieli swoich zawodowych �o�nierzy, kt�rzy z pewno�ci� byli owiele lepsi od niego. Co� tu �mierdzia�o...- Dlaczego ja? Co mam zrobi�? - zapyta� ch�opak.- Ma pan dla nas zabi� pewnego cz�owieka - powiedzia� bez ogr�dek m�czyzna.- Je�li pan to zrobi, komputerprzechodzi na pana w�asno��. Je�li si� panu nie uda... No c�, nie rozpatrujemy takiej mo�liwo�ci.Ale Jose wiedzia�, co si� stanie je�li zawiedzie. W tym �wiecie nie dostawa�o si� drugiej szansy. Tu nie by�o miejscadla przegranych. Wygraj ile si� tylko da, albo gi�. Je�li zawiedzie, p�jdzie na przemia�.- Zgadzam si�.Facet w garniturze u�miechn�� si� cynicznie :- Ale� oczywi�cie, �e pan si� zgadza. Co do tego nie mamy najmniejszych w�tpliwo�ci...IVW ci�gu dw�ch miesi�cy wczepiono mu nie tylko komputer taktyczny, ale r�wnie� wiele innego, r�wnie po�ytecznegosprz�tu. Przeszed� przez niezliczon� ilo�� trening�w i symulacji. By� w szczytowej formie. Zdawa� sobie spraw�, �emusi wykona� robot�. Nie m�g� zawie�� swoich pracodawc�w. Pewnej nocy powiedziano mu, �e to ju� czas.Spokojnie uda� si� na l�dowisko budynku i wsiad� do zwyk�ego, cywilnego VTOLa. Kiedy maszyna startowa�a, onzak�ada� sw�j sprz�t.Kiedy znale�li si� nad celem, bez chwili wahania wyskoczy� w ciemno��. Komputer podawa� mu wszelkie niezb�dnedane. Wysoko�� zmniejsza�a si� bardzo szybko. Do dachu korpowej piramidy by�o coraz bli�ej. Odpali� silnikirakietowe po raz pierwszy na ca�e 0.2 sekundy. Przeci��enie uderzy�o go jak dobry L�D sieciarza. Po chwili znowuodpali�. Tym razem na 0.1 sekundy. Przeci��enia by�y straszliwe, ale by� to jedyny sensowny spos�b na niezauwa�onel�dowanie. Gdyby schodzi� delikatnie na sta�ym ci�gu, kupi� by kontr� od ochrony po paru sekundach. Wyl�dowa�ca�kiem poprawnie, je�li bra� pod uwag� jego stan. Szybko przetoczy� si� po dachu w kierunku jego kraw�dzi. Tamzacz�� wymiotowa�. Na symulacjach ci�ko jest odtworzy� rzeczywiste przeci��enia. Ale nie mia� czasu na rozczulaniesi� nad sob�. Za pomoc� rozkazu do komputera zaaplikowa� sobie kilka �rodk�w wzmacniaj�cych (czytaj: narkolibojowych). Po chwili zerwa� si� na nogi i pobieg� w kierunku szybu wentylacyjnego. Na bardzo d�ugim odcinku by� onpionowym kana�em, w kt�rym rozmieszczono wentylatory zasysaj�ce powietrze. Ramiona tych wiatraczk�w mog�yspokojnie poszatkowa� na kawa�ki faceta w bojowym egzoszkielecie, �eby nie wspomnie� o takim lekkozbrojnymchicano. Ale o wszystkim pomy�lano. Jose przecisn�� si� przez krat� i poczu� pot�ne ssanie. Wentylatory pracowa�y.Musia� walczy� z pot�nym pr�dem powietrza, kt�ry stara� si� go wessa�. Opu�ci� nogi, roz�o�y� je szeroko, tak abyopar�y si� o �ciany kana�u wentylacyjnego i uruchomi� serwomotory. Spowodowa�y one wysuni�cie si� z n�g ostrzy,kt�re wbi�y si� g��boko w �ciany zapewniaj�c mu solidne oparcie. Ostro�nie przeni�s� r�ce z kratownicy na �ciany izacz�� szykowa� si� do wykonania skoku. Schowa� ostrza z n�g i polecia� w d�. Kiedy zbli�a� si� nieuchronnie do�opat wentylatora, uruchomi� ostrza w nogach i d�oniach. Szarpni�cie by�o straszliwe. Ledwie uda�o mu si� zdusi� j�kb�lu. D�wi�k rozdzieranego metalu by� przera�aj�cy. Wyhamowa� na trzy metry przed wiruj�c� �mierci�. Uruchomi�monitor biostatusu. Prawie zwichn�� rami�. Kolejna dawka wzmacniaczy. Czeka� po dw�ch minutach, jak by�o toum�wione, wentylator zacz�� si� zatrzymywa�. 10 sekund. Cofn�� ostrza i polecia�. Prawie idealnie. Uderzy� tylkogoleniem w �opat� wirnika.. Szybko przesun�� si� przez krat� i zwiesi� w d�. Po lewej stronie znajdowa� si� kana�konserwatorski. Przeskoczy� tam. Zza plec�w doszed� go g�os przyspieszaj�cej maszynerii. Kana�em konserwatorskimdoszed� bez problem�w do w�a�ciwego apartamentu. Ilo�� zabezpiecze�, kt�re zobaczy�, mog�aby przyprawi� o zawa�niejednego technika. Z �adownicy wyci�gn�� ma�e pude�ko. Powiedziano mu, �e to urz�dzenie zag�uszy na kilkasekund wszystkie zabezpieczenia. I jakkolwiek wszystko co powiedzia� mu dotychczas jego mocodawca sprawdzi�o si�co do joty, to jednak spoci� si� jak mysz. Przygotowa� bro� i w��czy� zag�uszacz. Uderzy� b�yskawicznie w krat�zas�aniaj�c� mu przej�cie i skoczy� do �rodka. Znalaz� si� wewn�trz mniejszego kana�u. Szybko odnalaz� niewielk�klap�, zej�cie w d�, wiod�ce do ma�ej spi�arni. Bezg�o�n� seri� z automatu (mia� w ko�cu cybert�umik) pozby� si� jejbardzo szybko. Przecisn�� si� przez otw�r i wyl�dowa� mi�kko na pod�odze. Drzwi by�y w odleg�o�ci dw�ch metr�w.Szybki skok i by� ju� przy nich. Wzi�� g��boki oddech i otworzy� drzwi. Ko�o g�owy za�wista�a mu seria pocisk�w.Reagowa� instynktownie, polegaj�c na komputerze taktycznym. Porcja narkoli. �wiat zwolni�. Skok w prz�d zprzetoczeniem. Seria w locie. Jeden z g�owy. Ruch z lewej. Seria. Dwa cele na wprost. Cztery strza�y. Ci te� z g�owy.Nast�pne drzwi. Granat. Eksplozja po chwili zdaj�cej si� by� wieczno�ci�. Do �rodka. Dwie d�ugie serie. Zmianamagazynka. Jeszcze raz d�uga seria. Cel po prawej. Wyeliminowany. D�wi�k z ty�u. Pad. Przewr�t na plecy i seria.Kolejni frajerzy poza konkurencj�. Na nogi i w bok. Drzwi po lewej. To te. Nowy magazynek. Strza� w zamek. Kop wdrzwi i nag�e zderzenie z czterdziestotonow� ci�ar�wk�. Nowy wymiar b�lu... Z ciemno�ci wy�aniaj� si� trzypostacie... Jakby znajome... Facet w garniturze i dw�ch ochroniarzy... Ale dlaczego??? Co oni tu robi�?! Nag�y impuls.R�ka podnosi si� sama, bez udzia�u woli... Pada strza�. M�czyzna w garniturze pada. Karabiny ochroniarzy zaczynaj�plu� ogniem .... ciemno��...V- Szefie, nic panu nie jest ?- Nic powa�nego Marko. Mia�em przecie� niesamowite szcz�cie...Cyniczne u�miechy na twarzach. Tu nie trzeba nic dodawa�. Oni wiedz�.- Szefie, a co z ... - pytanie wisi w powietrzu, umy�lnie nie wypowiedziane.- Jak to co? Dzwo� natychmiast po ochron� i ambulans. I dopilnujcie, �eby nikt nie rusza� cia�, zanim nie przyjad�spece z firmy.A w my�lach dodaje: "Tak, m�j drogi Filipie. Jeste� za�atwiony. Oczywi�cie, �e b�d� mnie podejrzewa� o sfingowaniezamachu na samego siebie, celem osi�gni�cia jakich� korzy�ci... Ale przecie� �aden ksi�gowy nie ma dost�pu dotwoich cacek z niesamowicie-pilnie-strze�onego- dniem-i-noc�-dzia�u-badawczo-rozwojowego, nieprawda�?"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]