X


Dolina śmierci, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Karol May Dolina mierciW powieci tej spotykamy większoć postacizaludniajšcych mayowski Dziki Zachód na czelez Old Firehandem i Winnetou oraz wszystkich,którzy pojawili się już na kartach "Derwisza"."Dolina mierci" będšc jego kontynuacjš stanowijednak całkowicie samodzielnš, zamkniętš całoć ofrapujšcej, miejscami pełnej grozy akcji.Dalsze losy bohaterów będziecie mogli Państwoznaleć w kolejnej ksišżce cyklu "Kozak i łowcasoboli", która ukaże się niebawem nakłademnaszego wydawnictwa..Życzymy przyjemnej lektury.Niecodzienny listSamotny mężczyzna jechał konno wzdłuż małego strumieniaspływajšcego z dalekiego wzgórza. Wzgórze to zdawało się być celemjedca, bowiem w pewnej chwili uniósł głowę i poszukał go wzro-kiem.Mężczyzna nie był już młody; w każdym razie z pewnociš miał nakarku pięćdziesištkę. Jego twarz zbršzowiała od wiatru, a oczy uważ-nie patrzyły w dal.Ale nie tylko w dal - usiłowały również przeniknšć zarolarozcišgajšce się po lewej i prawej stronie jedca. Od czasu do czasuprzechylał głowę na bok i nadsłuchiwał. W takich momentach zwykłbył trzymać swš strzelbę gotowš do strzału.Posuwał się wolno do przodu. Jego wychudły koń, podobnie jakpan był zmęczony. Włanie mijał kępę krzaków; wydało mu się, że zich strony doszedł go jaki cichy szmer. Zatrzymał konia i zaczšłnadsłuchiwać, ale na próżno. Było to tylko złudzenie. Już miałpodšżyć dalej, gdy nagle zarola poruszyły się i wyszedł z nichmężczyzna, na widok którego koń gwałtownie stanšł dęba, tak żejedziec miał sporo kłopotów, aby uspokoić swego rumaka.Wyglšd nieznajomego był, trzeba przyznać, bardzo dziwny.Spod smutnie zwisajšcego ronda przedpotopowego, filco-wego kapelusza wyglšdał spomiędzy zmierzwionej brodyprzerażajšcych rozmiarów nos. Z pozostałych częci twarzy widaćbyło jedynie dwa ruchliwe, pełne sprytu oczka, które patrzyły mš-drym spojrzeniem. Reszta ciała dziwnego mężczyzny tkwiła w starymubraniu myliwskim z kolej skóry, które zapewne zostało uszytena o wiele większš osobę i nadawało niskiemu wzrostem niezna-jomemu wyglšd dziecka, które postanowiło włożyć na siebie szla-frok dziadka. Z tego więcej niż dziwnego stroju wyglšdały dwiechudziutkie, krzywe nogi ginšce niemal w olbrzymich, indiańskichbutach. W ręce nieznajomy trzymał rusznicę, przypominajšcš bar-dziej kij aniżeli broń.- Good day\ - odezwał się z umiechem człowieczek.- Good day\-Przestał się pan już wreszcie dziwić? Otworzył pan swój dzióbjak bocian, który chce połknšć żabę razem z rogami, skórš i włosa-mi!- Dziękuję za pouczenie. Nie wiedziałem, że żaba ma rogi iwłosy. Poza tym nie wyglšda pan na tyle apetycznie, aby chciałpana ugryć.Człowieczek przyjrzał się jedcowi uważnym spojrzeniem ipo-. trzasnšł głowš.- Gdzie się podział pański wóz?Jedziec drgnšł i obrzucił pytajšcego spojrzeniem, w którym od-bijał się kompletny brak zaufania.- Skšd panu przyszło do głowy, by pytać mnie o jaki wóz?- Ponieważ miał go pan, jeli się nie mylę.- Do diabła! Czyżby pan rozmawiał z tymi łotrami?-Nie.- To mi się nie podoba! Pytał pan o mój wóz. Zaprzecza panjednoczenie, że rozmawiał z tymi łotrami. Żšdam uczciwej odpo-wiedzi, w przeciwnym razie zmuszę pana do niej. Niech pan nie myli,że westman zadaje pytania tylko dla żartów!Człowieczek rozemiał się rozbawiony.6- Pan jestwestmanem?ft/iflw! Nie musi pan przede mnš udawać!Wie pan, kogo mi pan przypomina teraz?-Kogo?- Porzšdnego, niemieckiego leniczego, który schwytał zło-dzieja drzewa i usiłuje mu przemówić do sumienia.- Pańskie oczy naprawdę nie sš złe, dobry człowieku!-Może pan spokojnie zostawić tego "dobrego człowieka", jelisię nie mylę. Pod tym względem nie znam się na żartach, sir!- Nie chciałem pana obrazić. Proszę mi wybaczyć! Ale topańskie porównanie z niemieckim leniczym... Niech mi pan po-wie, co pan wie o Niemczech?- Zapewne więcej od pana. A może... pański angielski pachniemocno popiołem drzewnym. To jest całkiem możliwe, że ssał pansmoczek nad Renem albo Łabš.- Bo to prawda.- A więc jednak! Jest pan Niemcem?-Yes.- Niech pan przestanie z tym swoim głupim yes\ Jeli jakiNiemiec chce mówić po niemiecku, to nie krzyczy przecież bezprzerwy- albo oui\ Ja też jestem stamtšd - kontynuował człowie-czek po niemiecku. - Jestemy więc rodakami, że tak powiem!Witam pana! Oto moja łapa!Jedziec wahał się jednak i nie od razu ucisnšł wycišgniętš rękę.Jeszcze raz przyjrzał się mężczynie w przedpotopowym kapeluszui olbrzymich indiańskich butach.- Nie tak szybko - stwierdził po chwili również po niemiec-ku. - Najpierw muszę się upewnić, że nie należy pan do tychłajdaków, którzy mnie okradli.- W swoim życiu poznałem wystarczajšco dużo łajdaków, aledam się raczej pożreć, jeli nie potrafię powiedzieć panu, który znich okradł pana. Kiedy to się stało?- Przed czterema dniami.7- Gdzie?- W okolicy, gdzie sš tylko same skały, gładkie jak stół.- Hm, znam takš okolicę. Ale ona leży nie cztery, tylko niecałyjeden dzień jazdy stšd.- To ona. Posuwalimy się bardzo wolno i musielimy częstozatrzymywać się na popas. Jest nas czworo, a mamy tylko jednegokonia.- Znaczy się, że na osobę przypada tylko jedno końskie kopy-to, jeli się nie mylę. A pan jeszcze siedzi na tym biednym koniu isam omal nie spada z siodła ze zmęczenia. Niech pan zsiada i dachwilę odpoczšć zwierzęciu! Dwóch rodaków spotykajšcych się wGórach Skalistych może chyba pozwolić sobie na kwadrans poga-wędki, prawda?- Nie wiem, czy mogę panu zaufać.- Posłuchaj przyjacielu! Komu innemu dałbym za takie słowapięciš w zęby! Przyjeżdża sobie kto na takiej sparaliżowanejszkapie i nie wie, czy może zaufać Samowi Hawkensowi! Oczywi-cie, tutaj nie wolno nikomu ufać, nawet swemu rodakowi, ale wmoim przypadku może pan spokojnie zrobić wyjštek. Nie pożrępana, hihihihi!- Sam Hawkens? Pan jest Samem Hawkensem? Słyszałem wieleo panu! Oto moja ręka!-No i wszystko w porzšdku. Niech pan więc zsiada w imię Boże!- Ale stracę przy tym mnóstwo czasu! Muszę polować. Jeli nicnie upoluję, to moja rodzina nie będzie dzisiaj wieczór miała co jeć.- Jeli tylko oto idzie, to nie musi się pan martwić. Mam wystar-czajšco dużo zapasów, aby podzielić się z panem i pana rodzinš.Jedziec zsiadł w końcu z konia, pucił go wolno i usiadł obokSama na trawie.- Kim sš te trzy osoby, które znajdujš się w pańskim towa-rzystwie?- To moja żona, syn i szwagierka. Chcę być wobec pana8uczciwy i opowiem panu wszystko. Uznał mnie pan za lenika.Jestem nim rzeczywicie. Nazywam się Rothe. Posiadłoć w którejpracowałem dostała się w inne ręce. Doszło do sprzeczki z nowymwłacicielem. Miałem rację i upierałem się przy niej. On zapomniałsię w gniewie i sięgnšł po szpicrutę. Tego było dla mnie za dużo;zaczšłem się bronić i powaliłem go. Oczywicie zostałem zwolnio-ny. Nie udało mi się znaleć nowej pracy. Czekałem, szukałem, wszy-stko na próżno. W końcu miałem już doć. Mój syn od dawna chciałwyjechać do Ameryki. Podjšłem szybkš decyzję. Spakowalimy się iwyjechalimy. Mylałem jednak, że to wszystko będzie o wiele ła-twiejsze. Chcielimy przejechać przez cały kontynent do Kaliforni.Kupilimy kilka wozów, koni i wołów, załadowalimy cały majšteki wyruszylimy do SantaFe. Tam spotkalimy ludzi, którzy też chcielijechać do Kaliforni. Dołšczyli do nas. Przed czterema dniamidotarlimy do skalistej wyżyny, o której mówiłem przed chwilš.Wtedy okazało się, że zgubiłem po drodze cały pakunek koców.Pojechałem z powrotem i po wielu godzinach znalazłem je. Nastałjuż jednak wieczór. Kiedy wróciłem do naszego obozu, karawany jużtam nie było. Tylko moja żona, syn i szwagierka leżeli zwišzani naziemi. Napadnięto na nich tuż po moim wyjedzie i zwišzano. Zarazpotem te łotry wyruszyły w drogę, zabierajšc ze sobš moje wozy.- Oczywicie postanowił pan dogonić tych żartownisiów?- Tak, ale ich nie znalazłem.- Musiał pan jednak odkryć jakie lady!- Na skalistej ziemi?Sam Hawkens umiechnšł się na swój sposób pod nosem.-I pan twierdzi, że jest lenikiem i myliwym! Tak, tak, jeli ladywozów nie sš tak szerokie i głębokie jak Łaba, to rzeczywicie trudnoje zobaczyć! To jasne! Czy stracił pan wszystko?- Wszystko, z wyjštkiem tego, co mam ze sobš.- Czy pienišdze także?- Tak. Były w wozie, którego pilnowały obie kobiety.9- Ile?- Wymienilimy marki w Nowym Jorku. Ja dostałem tysišcpięćset dolarów, ale moja szwagierka miała ich aż osiem tysięcy?- Do stu piorunów!- Tak, jest zamożna, albo raczej: niestety, była zamożna.- Mam wielkš nadzieję, że znowu będzie. Oczywicie odbie-rzemy pienišdze tym łotrom!- Powiedział to pan tak, jakby to było samo przez się zrozu-miałe. A my nawet nie wiemy, gdzie sš ci złodzieje?- Dowiemy się. .Wrócimy do miejsca, gdzie się to wszystkowydarzyło. Tam znajdę lady, za którymi po prostu pojedziemy.- Po czterech dniach? - zdziwił się lenik.- Dlaczego nie? Gdyby rosła tam trawa, to jej zgniecione dbławyprostowałyby się po takim czasie i nic bymy nie zobaczyli. Po-nieważ jednak jest tam skała, to możemy jeszcze mieć nadzieję, żeznajdziemy jakie lady. Ciężki wóz cišgnięty przez woły zostawilady nawet na najtwardszej skale. Od czterech dni nie było silnegowiatru, ani deszczu, lady nie zostały więc zatarte, lub rozmyte. Zpewnociš nie pojedziemy na próżno.-Nawet jeli dopadniemy tych złodziei, to nie odzyskam moichpieniędzy!- Dlaczego? Ilu ich jest?- Dwunastu.- I sšdzi pan, że musimy się ich obawiać? Ten nędzny tuzin łotrówzała... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.