Dollanganger (Tom 4 - Kto wiatr sieje), eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kto wiatr sieje...Virginia С.AndrewsKto wiatr sieje...»Z angielskiego przełożyłMarek Ostaszewski,% iAŚwiat KsiążkiTytuł oryginału SEEDS OF YESTERDAYProjekt okładki i stron tytułowych Ewa Lubicz-ZaleskaRedakcja Bożenna JakowieckaRedakcja techniczna Alicja Jabłońska-ChodzeńKorektaMonika Kern-Jędry'chowskaAgata BoldokCopyright © 1984 by Vanda Productions, Ltd © Copyright for the Polish edition by „Świat Książki ,Warszawa 1996© Copyright for the Polish translation by Phantom PressInternational/Refren, GdańskŚwiat Książki, Warszawa 1996Skład Joanna Duchnowska Druk i oprawa w GGPISBN 83-7129-958-3 Nr 1314W03CZĘŚĆ PIERWSZA\FOXWORTH HALLMiałam już pięćdziesiąt dwa lata, a Chris - pięćdziesiąt cztery, gdy stanęliśmy u progu bogactwa, które dawno temu obiecała nam matka, ja liczyłam wtedy lat dwanaście, a Chris -czternaście.Było lato. Staliśmy, gapiąc się na ogromny, przytłaczający dom, który odrodził się z pogorzeliska. Drżałam z przejęcia, patrząc na zrekonstruowany Foxworth Hall. Jakąż cenę musieliśmy oboje z Chrisem zapłacić, aby znaleźć się tutaj ponownie, my, tymczasowi władcy tego wielkiego gmachu, który podniósł się z popiołów. Kiedyś, dawno temu, myślałam, że będziemy mieszkali w tym domu jak księżniczka ze swoim księciem, otoczeni łaskawością króla Midasa.Od dawna nie wierzyłam już w bajki.Z taką ostrością, jakby to było wczoraj, przypomniałam sobie chłodną letnią noc, wypełnioną mistycznym światłem księżyca i czarodziejskimi gwiazdami na czarnym aksamicie nieba, kiedy pierwszy raz znaleźliśmy się w tym miejscu, spodziewając się wszystkiego, co najlepsze. Spotkało nas wszystko, co najgorsze.Byliśmy wówczas tacy młodzi i niewinni, zapatrzeni w naszą matkę, kochający ją... Ufaliśmy jej bezgranicznie, gdy tak prowadziła nas i nasze rodzeństwo, pięcioletnie bUźnięta, ciemną i nieco straszną nocą do ogromnego domu zwanego Fox-worth Hall. Wierzyliśmy, że wszystkie nasze przyszłe dni będą malowane na zielono - zdrowiem, i na żółto - szczęściem.Jakąż to ślepą wiarę mieliśmy wówczas.7Yirginia C. AndrewsZamknięci w ciemnych i ponurych pokojach na poddaszu, bawiąc się na tym zakurzonym, pełnym stęchłego powietrza strychu, podtrzymywaliśmy się na duchu obietnicą matki, że pewnego dnia Foxworth Hall wraz z całym swoim legendarnym bogactwem będzie nasz. Jednakże wyraźnie kpiąc z rachub naszej matki, nieustępliwe serce chorego i okrutnego dziadka nie przestawało bić. Dopóki żył ten stary człowiek, nie było dla nas miejsca na świecie. Czekaliśmy, czekaliśmy, aż minęły trzy długie, bardzo długie lata i w końcu Corrine zrezygnowała z dotrzymania obietnicy.Dopiero po jej śmierci, na mocy testamentu, Foxworth Hall dostał się pod naszą opiekę. Matka zapisała dwór Bartowi, swojemu ulubionemu wnukowi, a mojemu dziecku, ale dopóki nie skończy on dwudziestego piątego roku życia, majątkiem ma zarządzać Chris.Odbudowę Foxworth Hall rozpoczęto, zanim Corrine, poszukując nas, przeniosła się do Kalifornii, lecz ostatnie prace wykonano dopiero po jej śmierci.Przez piętnaście lat dom stał pusty, doglądany przez dozorców. Znajdował się pod opieką prawną zespołu adwokatów, piszących albo telefonujących do Chrisa, gdy pojawiały się problemy wymagające przedyskutowania. Czekająca na właściciela rezydencja wyglądała smutno. Teraz Bart, zanim zamieszka tutaj na stałe, zaproponował nam gościnę w Foxworth Hall.Za każdą przynętą kryje się pułapka, podpowiadał mi podejrzliwy umysł. Czułam przynętę, która mogła nas znowu zwabić w pułapkę. Czy musiehśmy przebyć z Chrisem tak długą drogę tylko po to, aby - po zakreśleniu koła - znaleźć się znowu w punkcie wyjścia?Co będzie pułapką tym razem?Nie, nie, mówiłam sobie, znowu moja podejrzliwa, zawsze wątpiąca natura bierze górę. Nasze złoto nie zmatowiało. Kiedyś musi spotkać nas nagroda. Noc się skończyła, nadszedł wreszcie nasz dzień i dobre sny zdają się spełniać.Nieoczekiwanie mając szansę zamieszkania w tym odrestaurowanym domu, poczułam w ustach znajomy smak gory-8Foxworth Hallczy. Cała przyjemność zniknęła. Urzeczywistniał się koszmar senny.Odpędziłam od siebie te natrętne myśli, uśmiechnęłam się do Chrisa, ścisnęłam jego dłoń i popatrzyłam na odbudowany Foxworth Hall, wzniesiony na zgliszczach starego, aby znowu zadziwić i onieśmielić nas swoim majestatem, rozmiarem, ponurą duszą, mnóstwem okien z czarnymi żaluzjami, które przypominały ciężkie powieki nad ciemnymi kamiennymi oczami. Wynurzał się potężny, rozłożony na powierzchni wielu akrów, wspaniały. Był większy od wielu hoteli, uformowany w kształcie wielkiej litery „T", z imponującą częścią centralną i oknami wychodzącymi na północ i południe, na wschód i na zachód.Zbudowany był z różowej cegły. Czarne żaluzje pasowały do dachu pokrytego dachówką: Cztery masywne korynckie kolumny podpierały zgrabny frontowy portal. Szyby w czarnych podwójnych drzwiach wejściowych wykonane były ze zbrojonego szkła, rzucającego refleksy. Drzwi ozdobiono potężnymi mosiężnymi płytami, którym grawerunek przydawał elegancji.Widok ten mógłby mnie ucieszyć, gdyby słońce nie schowało się nagle za ciemną chmurą. Spojrzałam na niebo zapowiadające nadejście deszczu i wiatru. Drzewa w pobliskim lesie zaczęły kołysać się tak, że zaalarmowane ptaki poderwały się z wrzaskiem i odleciały w poszukiwaniu schronienia. Połamane gałązki i opadłe Uście szybko zaśmieciły starannie utrzymane trawniki, a kwitnące na geometrycznych klombach kwiaty zostały bezlitośnie przyciśnięte do ziemi.Zadrżałam.Powiedz mi jeszcze raz, Christopherze Doli, że wszystko będzie w porządku. Powtórz, bo nie wierzę, że zaszło słońce i że zbliża się burza.Chris również spojrzał w górę, czując mój narastający niepokój, niechęć, aby iść dalej, mimo że obiecałam to mojemu drugiemu synowi, Bartowi. Siedem lat temu psychiatrzy orzekli, że kuracja zakończyła się powodzeniem, że Bart jest cał-9Yirginia C. Andrewskowicie normalny i że może żyć swoim własnym życiem, bez konieczności korzystania z regularnej opieki lekarskiej.Chris otoczył mnie ramieniem. Poczułam jego usta na policzku.- To się dobrze skończy dla nas wszystkich. Wiem, że tak się stanie. Nie jesteśmy już kukiełkami uwięzionymi w pokoju na górze, uzależnionymi od starszych. Jesteśmy już dorośli, odpowiedzialni za swoje życie. Dopóki Bart nie osiągnie postanowionego wieku dziedziczenia, to my jesteśmy właścicielami. Państwo Sheffield z Marin County w Kalifornii, i nikt nie będzie wiedział, że jesteśmy bratem i siostrą. Nikt nie będzie podejrzewał, że jesteśmy prawdziwymi potomkami Foxworthów. Wszystkie kłopoty mamy za sobą. Cathy, to jest nasza szansa. Tutaj, w tym domu, możemy naprawić całą krzywdę wyrządzoną nam i naszym dzieciom, szczególnie Bartowi. Będziemy rządzić nie na sposób Malcolma, stalową wolą i żelazną pięścią, ale z miłością, współczuciem i zrozumieniem.To, że Chris obejmował mnie mocno ramieniem, dodało mi sił i pozwoliło spojrzeć na dom w nowym świetle. Był piękny. Dla dobra Barta zostaniemy tutaj do jego dwudziestych piątych urodzin, a potem zabierzemy ze sobą Cindy i polecimy na Hawaje, tam gdzie zawsze chcieliśmy mieszkać, w pobliżu morza i białych plaż. Tak, tak powinno się stać. Tak musi się stać.- Masz rację. Nie boję się tego domu ani żadnego innego -z uśmiechem zwróciłam się do Chrisa.Roześmiał się, opuścił ramię i popchnął mnie naprzód.Zaraz po skończeniu szkoły średniej mój pierwszy syn, Jory, poleciał do Nowego Jorku, do swojej babki, Madame Marishy. W jej zespole baletowym został szybko zauważony przez krytyków, tak że niebawem powierzono mu główne role. Wkrótce też przyleciała do niego miłość z lat dziecinnych, Melodie.Mając lat dwadzieścia, Jory poślubił tylko o rok młodszą Melodie. Oboje ciężko pracowali, aby osiągnąć szczyty. Są10Foxworth Hallteraz najwyżej notowanym duetem baletowym w kraju, perfekcyjnie zgranym, rozumiejącym się w mgnieniu oka. Ostatnie pięć lat było dla nich jednym pasmem sukcesów. Każde przedstawienie zachwycało zarówno krytyków, jak i publiczność. Transmisje telewizyjne przysparzały im jeszcze większej widowni.Madame Marisha zmarła podczas snu dwa lata temu, pocieszaliśmy się jednak, że żyła osiemdziesiąt siedem lat i pracowała do ostatniego dnia.Mój drugi syn, Bart, przed ukończeniem siedemnastu lat zmienił się w cudowny sposób z chłopca zapóźnionego w nauce w jednego z najlepszych uczniów w szkole. W tym czasie Jory poleciał do Nowego Jorku. Pomyślałam wtedy, że to nieobecność Jory'ego pozwoliła Bartowi wydobyć się ze skorupy i zainteresować nauką. Właśnie dwa dni temu ukończył studia na Wydziale Prawa w Harvardzie i został wyróżniony zaszczytem wygłoszenia pożegnalnego przemówienia.Wraz z Chrisem spotkaliśmy się z Melodie i Jorym w Bostonie i wspólnie, w wielkim audytorium Wydziału Prawa Harvardu, uczestniczyliśmy w uroczystości odbierania przez Barta dyplomu ukończenia uczelni. Nie było tylko Cindy, naszej adoptowanej córki. Pozostała w domu swojej najlepszej przyjaciółki w Karolinie Południowej. Bolało mnie, że Bart nie pozbył się zawiści wobec dziewczyny, która zrobiła wszystko, aby zyskać jego aprobatę, podczas gdy on nie uczynił żadnego gestu w jej kierunku. Dodatkowy ból sprawiała mi świadomość, że Cindy nie zdołała pozbyć się niechęci do Barta na tyle, by uświetnić jego uroczystość.- Nie! - wołała do słuchawki. - Nie ma znaczenia, że wysłał mi zaproszenie! To jest jego sposób okazania niechęci. Może umieścić dziesięć tytułów przed swoim nazwiskiem, a ja nadal nie będę go ani podziwiać, ani lubić po tym wszystkim, co mi zrobił. Wytłumaczcie to Jory'emu i Melodie, aby nie czuli się urażeni. Ale nie musicie tłumaczyć tego Bartowi. On o tym wie.Usiadłam pomiędzy Chrisem i Jorym i rozmyślałam, jak mój syn, który był tak małomówny w domu, tak ponury i nie-11Yirginia C. Andrews...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]