Domy na piasku, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BIBLIOTEKA WYDZIAŁU PEDAGOGICZNEGOU n i we r s y t e t u WarszawskiegoMarekANDRZEJEWSKIDomyna piasku© Copyright by Marek Andrzejewski, 1997Projekt okładki i stron tytułowychPaweł SzychalskiISBN 83-7033-201-3„W drodze" jWydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów60-920 Poznań, ul. Kościuszki 99tel./fax 852-88-58 (redakcja); tel./fax 852-39-62 (dział handlowy)WSTĘPi .i iPracowałem w domach dziecka prawie dziesięć lat. Lata tam spę-dzone były dla mnie niezwykle ważnym okresem w życiu. Był to czasprzeżywany bardzo intensywnie, w poczuciu, że oto jestem w miej-scach pod wieloma względami szczególnych. Wśród licznych specy-ficznych cech może najważniejsza jest ta, że domy dziecka są miej-scem, gdzie wiele można dać z siebie innym, ale też praca tam ogro-mnie ubogaca.Tym placówkom daleko do doskonałości, a i rozmiary zjawiskaspołecznego sieroctwa są ciągle znaczne. Napisałem tę książkę, ponieważ żywię przekonanie, iż chcąc pomóc dzieciom osieroconym,trzeba wywołać rzetelną, uczciwą dyskusję, a może nawet solidniesię pokłócić. Gdyby pomogło to przyjęciu sensownych rozwiązań, tocena nie byłaby wygórowana. To nie może być jednak akademickadyskusja, wyłącznie w gronie specjalistów.jDlatego kieruję swe roz-ważania do możliwie szerokiego kręgu odbiorcówiGłównym adre-satem czynię wychowawców, tych, którzy w przyszłości chcą nimizostać, a także osoby kształcące przyszłych pedagogów. Jestem prze-konany, że lektura książki może być przydatna dla osób, które myślą0 przyjęciu do swego domu osieroconego dziecka i utworzeniu dlańrodziny adopcyjnej, zastępczej czy też tzw. zaprzyjaźnionej. Nie dla-tego, by ich zachęcać lub też cokolwiek im odradzać, lecz aby wie-dzieli, co czynią. Jestem przekonany, że zawarte w niniejszej pracykompendium wiedzy o domach dziecka i sieroctwie może okazać siępomocne sędziom rodzinnym przy ferowaniu orzeczeń, dotyczącychingerencji w sferę władzy rodzicielskiej. Zachęcam też do lektury1 dyskusji pracowników socjalnych, kuratorów sądowych i przedsta-Domy na piaskuwicieli innych służb, stykających się z patologią życia rodzinnego i jejbolesnym skutkiem, jakim jest sieroctwo społeczne.Ta praca byłaby zapewne dla Czytelnika ciekawsza, gdybym mógłopisać ze szczegółami losy znanych mi dzieci. Tego jednak nie uczy-niłem, i to z kilku powodów. Najpierw dlatego, że kieruję ją do ludziwrażliwych, a nie do sensatów. Ludzie wrażliwi z pewnością niskooceniliby kupczenie losem wychowanków. Poza tym opowieść0 Magdzie, Adamie i wielu innych byłaby gotowym scenariuszem naniezwykle wzruszający film, ale też jednocześnie stanowiłaby swoi-sty akt oskarżenia osób (i instytucji!), które wyrządziły im krzywdę.Tymczasem pomimo wszystko oni wśród swych winowajców żyją1 są poniekąd na nich zdani. Widząc to, nawet nie poprosiłem żadne-go z wychowanków o zgodę na przedstawienie opowieści o ich ży-ciu, gdyż obawiałem się, że... mi jej udzielą, a ja z kolei ulegnę po-kusie i opisując ich życie, przysporzę im tylko dalszych kłopotów.Pozostało ilustrować omawiane problemy jedynie co bardziej charak-terystycznymi epizodami z życia wychowanków.Większość rozdziałów książki kończą krótsze od nich, napisanew innej, możliwie najprzystępniejszej formie, fragmenty. Mają onespełnić funkcję swoistych ilustracji. Świat domu dziecka jest dlaśmiertelnika „zza płotu" na tyle innym światem, że opowieść o nimjest niełatwa. Może więc owe ilustracje pomogą w zrozumieniu oma-wianych problemów.To nie jest książka pisana z wyżyn pedagogicznego sukcesu, jejźródłem jest natomiast - czasami bolesne - pedagogiczne doświad-czenie. Zresztą, czym jest sukces w pracy opiekuńczo-wychowaw-czej? Jak go zmierzyć? Zawsze podejrzewałem, że ci, co przechwa-lają się takimi sukcesami, ciężko grzeszą pychą i brakiem pokory,dając dowód braku predyspozycji do zawodu wychowawcy.'STEREOTYPTNA^EMAT DOMÓW DŻIĘĆKAUważam, że bardzo trudno jest napisać dobry tekst o domach dziec-ka komuś, kto w nich nie przebywał, czy to jako wychowanek, czyteż jako wychowawca. Dziennikarz trafia zwykle do placówki pootrzymaniu jakiegoś sygnału i z reguły jest to sygnał, że dzieje siętam coś złego. Informacja o tym, że jest dobrze, nie jest zazwyczajgodna reporterskiej fatygi. Doświadczony wychowawca, oglądając lubczytając interwencyjny reportaż, już po kilku chwilach wie, kto zde-zorientowanego dziennikarza „wpuścił w maliny", by w ten sposóbodegrać się na nie lubianym koledze lub dyrektorze. Szczególne za-żenowanie budzą sceny podtykania mikrofonu dzieciom i wykorzy-stywania ich w rozgrywkach dorosłych. Naiwny dziennikarz, traktu-jąc swoją miarą odbiorcę reportażu, czyni wówczas - chcę ufać, żedziałając w dobrej wierze - ogromną krzywdę dzieciom. Po jegowyjeździe i emisji reportażu, zarówno dzieci, jak i wychowawcy po-zostaną ze swym problemem na powrót sami. I tylko żyć z sobą bę-dzie im jeszcze ciężej.Ten, kto „załapał się" na lata wysługiwania się dziennikarzy ko-lejnym ekipom, wie, że papier wszystko przyjmie. Młodsi natomiast-jako mniej odporni - łatwiej ulegają nie zawsze rzetelnym dzia-łaniom czwartej władzy. Gdyby chodziło tylko o dyletanctwo lubprzekłamania w publikacjach dotyczących polityki, wówczas rzecznie byłaby warta wspomnienia. Tymczasem jednak sprawy mają sięo wiele gorzej. Nierzetelność wielu dziennikarzy łatwo bowiem do-strzec również w artykułach, dotyczących kwestii poważnych. Wszy-8 Domy na piaskustkich Czytelników zachęcam do dużej rezerwy, gdy w czasopismachniefachowych natrafiają na tekst o sieroctwie i o domach dziecka.Gdyby mieć pewność, że redakcje za każdym razem opublikują po-lemikę z ewidentnymi głupstwami, jakie na swych łamach na tetematy głoszą, pewnie zaprzestałbym wszelkiej innej działalności,gdyż dochód z samych honorariów z tego tytułu sytuowałby mniew najwyższej grupie podatkowej. Żarty odsuńmy jednak na bok, gdyżsprawa jest poważna. Mój żal i irytacja kierowane są bowiem nie tyledo czasopism kiepskich, po których i tak niczego dobrego nigdy sięnie spodziewałem, lecz przede wszystkim do tych ze ścisłej czołów-ki. Obraz domów dziecka, jaki otrzymuje zwykle czytelnik tych cza-sopism, źle bowiem świadczy o odpowiedzialności za słowo i o wraż-liwości większości autorów. Próbując „ukazać dramat", powielająschemat pisania o sprawach głębokich w sposób powierzchowny,efekciarski czy wręcz sensacyjny. Sporadycznie ukazywana jest trudnacodzienność domów dziecka, nie zostanie natomiast przegapiona żad-na okazja, by nagłośnić (lub nierzadko wykreować) jakąś związanąz ich funkcjonowaniem aferę. Podobnie widz, znający domy dzieckajedynie z wyświetlanych w telewizji filmów, nie może nie nabraćpodejrzeń, że wychowawcy premiują lizusostwo, bezkrytyczne po-słuszeństwo i donosicielstwo, a wobec niepokornych stosują szantażi kary fizyczne.Wielu autorów gubi też niezachwiane przekonanie, że uderzającw pracowników domów dziecka, bronią dzieci. Pewność siebie wy-powiadających^ druzgocące sądy dziennikarzy idzie wówczasw zawody z ich ignorancją. Zilustruję to przykładami, wziętymiz bodaj najpoważniejszych dzienników w kraju. Celowo pomijam wy-twory prasy, na Zachodzie zwanej bulwarową. Dodać jeszcze mu-szę, że swym komentarzem opatruję poniżej teksty, których autorzy,moim zdaniem, napisali je w dobrej wierze.Na początek kilkuzdaniowa próbka, wyjęta z tekstu opublikowanegoprzed kilku laty w Gazecie Wyborczej '. Całość jest w sumie dość1 Wśród polemik, jakie pomieściłem w tej książce, zdecydowana większośćodnosi się do tekstów, ogłoszonych w Gazecie Wyborczej. Wynika to z faktu, żeStereotypy na temat domów dziecka 9sympatyczną opowieścią o życzliwej ludziom i chętnie niosącej in-nym pomoc aktorce, która, gdy usłyszała o trudnej sytuacji material-nej placówek opiekuńczo-wychowawczych, z potrzeby serca zarea-gowała następująco: „(...) kupiła słoiczki z zagranicznymi odżywka-mi. Poszła do najbliższego domu dziecka, weszła na salę i rozdałasłoiczki maluchom. Dzieci wyjadły odżywki do czysta, a później (...)dowiedziała się, że powinna wręczyć dar nie dzieciom, lecz opieku-nom (...). Każda inna kolejność jest sprzeczna z porządkiem".Wyobraźmy sobie teraz podobną scenę w typowym mieszkaniutypowej rodziny. Zgodzimy się wszak, iż (dom dziecka winien - natyle, na ile to możliwe - imitować prawdziwy dom, Jeśli obca oso-ba wchodzi do domu (a niechby nawet ciotka czy znajoma), to zanimcokolwiek w nim zrobi, najpierw wita się z gospodarzami. W domudziecka rolę gospodarza-rodzica pełni wychowawca. Bohaterka re-portażu go nie dostrzegła, od razu przystępując do „zagospodarowa-nia" dzieci.^Prestiż wychowawcy nie jest dla wychowanków, w odróż-nieniu od autorytetu ojca czy matki, czymś naturalnym - trzeba godopiero wypracować. Ignorowanie wychowawców przez osobyodwiedzające dom dziecka w tym dziele nie pomaga. Nasuwa się teżpytanie, czy nie można znaleźć sposobu, by obdarowując, uniknąćwyciągania ręki przez dzieci. Jeśli traktuje się je jak biedne sierotki,niektóre zaczynają z czasem wchodzić w tę rolę i wyciąganie ręki stajesię u nich utrwalonym odruchem.Scenki podobne do opisanej - wbrew najlepszym intencjom peł-nych współczucia ofiarodawców -^"kodują w dziecku przekonanie,że jest biedną sierotką z „bidula", nic nie ma, a w związku z tym możewyciągać rękę, aby otrzymać dobro, którego pragniej Dzieciomz domów dziecka ofiarność bliźnich jest bardzo potrzebna. Budżetytych placówek nie przystają do marnych możliwości resortu, a cóżdopiero do zakresu potrzeb. Skoro jednak w tak wielu ludziach doro-słych dostęp w ostatnich czasach do zagranicznych darów nie zro-...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]