Don Wollheim proponuje - 1989, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Don Wollheim - proponuje1989- David Brin - Plaga Hojnoci- Steven Gould - Brzoskwinie dla szalonej Molly- John Shirley - Szaman- George Alec Effinger - Kocištko Schrodingera- Ian Watson - Muchy Pamięci- Joanna Russ - Nadchodzš nowe czasy- Tanith Lee - Madonna Maszyny- Frederik Pohl - Czekajšc na olimpijczyków- B. W. Clough - Hound Dog- Jack L. Chalker - Wród Duchów- Geoffrey A. Landis - Fale na Morzu DiracaDavid BrinPlaga HojnociMylisz, że mnie dostaniesz, co? No to pomyl jeszcze raz, bo jestem przygotowany.Dlatego włanie mam w portfelu fałszywy żeton z grupš krwi: AB Rh(-), a także kartę ostrzegajšcš, że jestem uczulony na penicylinę,aspirynę i fenyloalaninę. Inna karta głosi, że jestem praktykujšcym, gorliwym wiadkiem Jehowy. Wszystkie te wybiegi powinny przy-sporzyć ci trochę kłopotów, gdy nadejdzie czas. A z pewnociš nadejdzie, i to niedługo.Nawet jeli to będzie sprawa życia i mierci, nie pozwolę sobie wetknšć w rękę igły do transfuzji. Nigdy. Nie w takiej sytuacji, w jakiejznajdujš się banki krwi.I tak zresztš mam przeciwciała. Trzymaj się więc z dala ode mnie, ALAS. Nie mam zamiaru być twojš ofiarš, ani twoim nosicielem.Widzisz, znam twoje słabe strony. Słabowity z ciebie drań, choć perfidny. Inaczej niż TARP, jeste wrażliwy na powietrze, ciepło,chłód, kwasy i zasady. Krew do krwi - to twoja jedyna droga. I po co ci jeszcze inna? Mylisz, że opanowałe tę technikę do perfekcji,nie?Jak to cię nazwał Leslie Adgeson? "Największy mistrz"? "Perła wród wirusów"?Pamiętam, jak dawno temu HIV, wirus AIDS, tak wszystkim imponował swojš subtelnociš i skutecznociš budowy. Jednak w porów-naniu z tobš HIV to brutalny rzenik, czyż nie tak? To maniakalny morderca z piłš łańcuchowš, prymityw, co zabija swych nosicieli, ado przenoszenia się wykorzystuje ludzkie nawyki. Przy pewnym wysiłku można się jednak z nim uporać. Owszem, stary HIV miałswoje chwyty, ale w porównaniu z tobš? Amator!Wirusy kataru i grypy też sš sprytne. Rozmnażajš się błyskawicznie, cišgle w nowych mutacjach. Dawno temu nauczyły się, jak spra-wiać, by ich nosiciele kichali, smarkali i kasłali, w ten sposób rozprzestrzeniajšc je we wszystkich kierunkach. Wirusy grypy sš też owiele mšdrzejsze niż AIDS, bo zazwyczaj nie zabijajš swych nosicieli; po prostu przysparzajš im niewygody, a same szalejš, infekujšckolejne osoby.Och, Les Adgeson zawsze obwiniał mnie o antropomorfizację naszych obiektów. Kiedy tylko wchodził do mojej częci laboratorium isłyszał, jak przeklinam którego cholernego upartego leukofaga, reagował zawsze tak samo. Widzę go teraz, jak unoszšc jednš brew, su-cho wypowiada się z nienagannym winchesterskim akcentem.- Wirus cię nie słyszy, Forry. Nie jest inteligentny; nie jest nawet, mówišc precyzyjnie, żywy. To w końcu tylko paczka genów w zasob-niku-proteinowym.- Owszem, Les - odpowiedziałbym mu na to. - Ale sš to s a m o 1 u b n e geny! Gdyby im tylko dać szansę, wdarłyby się do ludzkiejkomórki, wytworzyłyby wewnštrz armie nowych wirusów, po cnym ruszyłyby na zewnštrz, by atakować następne komórki. Może onenie mylš; może całe to ich zachowanie jest wynikiem lepego przypadku. Ale czy to nie w y d a j e s i ę zaplanowane? Tak jakby tymimałymi potworkami kto k i e r o w a ł, by nam uprzykrzyć życie... By nas wygubić.- A, tam; daj spokój,. Fony - umiechnšłby się z politowaniem nad mojš amerykańskš prostodusznociš. - Nie pracowałby w tej spe-cjalnoci, gdyby nie uważał, że fagi sš piękne na swój sposób.Dobry, stary, zadufany, więtoszkowaty Les. Nigdy nie pojšł, że wirusy fascynujš mnie z zupełnie innego powodu. W ich gwałtownymnienasyceniu dostrzegałem czystš, prostš esencję ambicji, która przewyższała nawet mojš własnš. I niewiele tu pomagało, że owa ambi-cja była niewiadoma. Zawsze uważałem, że opinie o wartoci ludzkich mózgów sš przesadzone.Spotkalimy się po raz pierwszy kilka lat temu, gdy Les korzystał z urlopu naukowego i odwiedził wówczas Austin. Już wówczas ota-czała go sława cudownego dziecka; oczywicie postanowiłem się z nim zaprzyjanić. Zaprosił mnie do Oxfordu, bym z nim pracował, awięc wkrótce się tam znalazłem i toczyłem z nim regularne spory na temat znaczenia zjawisk chorobowych, podczas gdy angielskideszcz sišpił na rosnšce na dworze rododendrony.Les Adgeson. To on, wraz ze swymi filozoficznymi pretensjami, wród pretensjonalnych przyjaciół, potrafił godzinami rozprawiać oelegancji i pięknie naszych paskudnych przedmiotów badań. Ale nie zwiódł mnie. Wiedziałem, że jest tak samo napalony na Nobla jakwszyscy z nas. Opętany obsesjš gonitwy, szukania owego fragmentu Układanki Życia, tego elementu, który dałby więcej funduszy, wię-cej laboratoriów, większy personel, więcej prestiżu... a w dalszej perspektywie więcej pieniędzy, wyższy status i może, w konsekwencji,Sztokholm.Twierdził, że go to nie interesuje. Ale Les to cwaniak: jak to się stało, że kiedy Thatcher masakrowała brytyjskš naukę, jego laborato-rium rozwijało się cały czas? A mimo to starał się zachowywać pozory.- Wirusy majš swojš dobrš stronę - stale utrzymywał. Jasne, z poczštku zabijajš: Wszystkie nowe patogeny tak się najpierw zachowujš.Ale póniej zachodzi jedno z dwóch zjawisk. Albo ludzkoć opracowywuje metody zapobiegania, albo...Och, Les uwielbiał takie dramatyczne pauzy. - Albo? - ponagliłem go, jak należało.- Albo dochodzi do przystosowania, kompromisu... może nawet przymierza.Les zawsze o tym mówił. S y m b i o z a. Uwielbiał cytować Margulisa i Thomasa, a nawet Lovelocka, u licha! Jego respekt wobec na-wet tak złoliwych, chytrych morderców jak HIV był zaiste przerażajšcy.- Zauważcie, jak on w istocie wciela się w DNA ofiar - rozważał na głos. - Następnie czeka, aż ofiarę zaatakuje jaki i n n y patogen cho-roby. Wówczas komórki obronne przygotowujš się do zwiększenia swej liczby w celu odparcia najedcy, tyle że teraz w mechani-zmach chemicznych niektórych komórek znajduje się nowy DNA i w wyniku podziału powstajš nie dwie komórki obronne, ale masanowych wirusów AIDS.- I co? - odparłem. - Pomijajšc fakt, że HIV to retrowirus, jego działanie nie różni się od zachowania innych wirusów.- Tak, ale popatrz dalej, Forry. Wyobra sobie, co się stanie, gdy w końcu wirus AIDS dostanie się do organizmu kogo, kogo układ ge-netyczny sprawia, że jest on odporny!- Masz na myli osobnika, którego reakcje antyciał sš wystarczajšco szybkie, by przeciwdziałać AIDS? Albo może leukocyty odepršatak?Och, Les tak często przybierał pozę wyższoci, gdy się do czego zapalił. - Nie, nie, pomyl! - zawołał. - Mówię o kim odpornym p oinfekcji. P o t y m, jak geny wirusa zostanš włšczone w jego chromosomy. Tylko u tego osobnika pewne inne geny przeciwdziałajš te-mu, by nowy DNA zapoczštkował syntezę wirusów. Nie powstajš nowe wirusy. Komórki nie ulegajš zniszczeniu. Dany osobnik j e s todporny. I teraz ma już ten nowy DNA...- Tylko w kilku komórkach...- Owszem. Ale przypućmy, że jedna z nich to gameta. I przypućmy dalej, że spłodzi niš dziecko. Wówczas k a ż d a komórka tegodziecka może zawierać zarówno cechę odpornoci, jak i nowe geny wirusowe. Pomyl o tym, Forry. Staje przed tobš nowy typ istotyludzkiej. AIDS nie może jej zabić. A jednak ma ona w sobie wszystkie geny AIDS, może wytwarzać te wszystkie niezwykłe, cudowneproteiny... Och, w większoci będš one ukryte lub bezużyteczne, nie ma wštpliwoci. Lecz teraz genom tego dziecka i jego potomkówobejmuje większš różnorodnoć...Kiedy go tak ponosiło, zawsze zastanawiałem się, czy naprawdę uważa, że słyszę to od niego po raz pierwszy? Brytyjczycy szanujšamerykańskš naukę, ale zawsze uważajš, że lekceważymy aspekt filozoficzny. Jednak ja już wiele tygodni temu widziałem, dokšd zmie-rzajš jego zainteresowania, i skrycie sobie to i owo przeczytałem.- Chodzi ci o co jakby te geny, które sš odpowiedzialne za niektóre typy dziedzicznego raka? - zapytałem ironicznie. Istniejš dowody,że niektóre onkogeny zostały pierwotnie wprowadzone do genomu ludzkiego jako wirusy, tak jak ty sugerujesz. Ci, którzy dziedziczšskłonnoć do artretyzmu, mogli również w ten sposób dostać swoje geny.- Włanie. Same wirusy mogš już nie istnieć, ale ich DNA żyje w naszych genach!- Słusznie. Mój Boże, ależ na tym ludzkoć skorzystała! . Och, jak ja nienawidziłem tej wyrazu wyższoci, jaka pojawiała się na jegotwarzy. (W końcu jednak wydarzenia sprawiły, że owa wyższoć zniknęła, prawda?)Les wzišł kawałek kredy i narysował na tablicy:NIESZKODLIWY-ZABÓJCA-CHOROBA ULECZALNA-DOLEGLIWOĆ-NIESZKODLIWY- Oto klasyczny sposób analizowania, w jaki sposób gatunek nosiciela reaguje na nowy patogen, szczególnie typu wirusowego. Każdastrzałka przedstawia oczywicie kolejny etap. mutacji i selekcji adaptacyjnej. a Na poczštku jaka nowa postać uprzednio nieszkodliwe-go mikroorganizmu przenosi się z poprzedniego typu nosiciela, powiedzmy człowieka: Oczywicie poczštkowo nie mamy odpowied-niego mechanizmu obronnego. Mikroorganizm dziesištkuje i nas tak jak na przykład syfilis w Europie w szesnastym wieku, zabijajšc wprzecišgu dni, a nie lat... w szaleństwie pożerania komórek, co w zasadzie nie jest najlepszym modus vivendi dla patogenu. Tylko zbytżarłoczny pasożyt tak szybko zabija swego nosiciela.Póniej więc następuje trudny okres zarówno dla nosiciela, jak i dla pasożytu, kiedy to obaj usiłujš się przystosować do siebie nawza-jem. Można to porównać do działań wojennych. Z drugiej strony można też uważać to za swoisty okres przecišgajšcych się negocjacji.Parsknšłem z obrzydzeniem. - Mistyczne bzdury, Les. Zgodzę się na twój diagram; ale analogia do wojny bardziej mnie przekonuje. Ztego wła... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl