Douglas Adams - Dlugi mroczny podwieczorek dusz, Douglas Adams
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
D
OUGLAS
A
DAMS
Długimroczny
podwieczorekdusz
Przełozyła: Kinga Dobrowolska
Tytuł oryginału:
Long Dark Tea-Time of the Soul
Data wydania polskiego: 1999 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: r.
Rozdział pierwszy
Trudno doprawdy przypisac czystemu zbiegowi okolicznosci fakt, iz w zad-
nym z ziemskich jezyków nie powstało dot ad powiedzenie: „Ładny jak lotnisko”.
Lotniska s a brzydkie. Niektóre s a bardzo brzydkie. Niektóre zas wznosz a sie
na taki poziom brzydoty, jaki mozna osi agn ac jedynie w wyniku szczególnych
stara n. Ich brzydota bierze sie st ad, ze lotniska s a na ogół pełne zmeczonych i ro-
zezlonych ludzi, którzy dopiero co odkryli, ze ich bagaz wyl adował w Murma n-
sku — lotnisko w Murma nsku jest jedynym wyj atkiem od tej sk adin ad nieza-
wodnej reguły — a architekci z zasady staraj a sie odzwierciedlic ten stan rze-
czy w swych projektach. Dokładaj a wszelkich stara n, aby przy uzyciu brutalnych
kształtów i szarpi acych nerwy kolorów uwypuklic motyw zmeczenia i rozezlenia,
aby jak najbardziej ułatwic podróznemu rozstanie z najblizszymi i bagazem, aby
oszołomic go strzałkami, które na pierwszy rzut oka zdaj a sie wskazywac naj-
blizsze okno, jakis odległy stojak lub aktualn a pozycje Wielkiej Niedzwiedzicy
na nocnym niebie. Staraj a sie takze nalezycie wyeksponowac wszystkie instalacje
wodnokanalizacyjne — poniewaz s a funkcjonalne — oraz starannie zamaskowac
wszystkie wyjscia — pewnie dlatego, ze funkcjonalne nie s a.
W samym srodku morza mglistego swiatła oraz morza mglistego hałasu stała
Kate Schechter, pogr azona w w atpliwosciach.
W atpliwosci targały ni a przez cał a droge z Londynu na Heathrow. Nie chodzi-
ło tu o zadne przes ady ani o zw atpienie natury religijnej — po prostu wahała sie,
czy powinna leciec do Norwegii. Coraz łatwiej jednak przychodziło jej wierzyc,
ze Bóg (jesli Bóg istnieje i jesli zachodzi choc cie n mozliwosci, aby jakas boska
istota, która w akcie stworzenia zdolna była rozdysponowac wszystkie molekuły,
była zainteresowana regulacj a ruchu na trasie M-4) nie chce, zeby Kate tam lecia-
ła. Cały ten kłopot z biletami, znalezieniem s asiadki z przeciwka, która zaopiekuje
sie kotem, znalezieniem kota, którym mogłaby sie zaopiekowac s asiadka z prze-
ciwka, niespodziewany przeciek w dachu, zaginiony portfel, pogoda, niespodzie-
wana smierc s asiadki z przeciwka, ci aza kota — wszystko to razem przypominało
starannie zaaranzowan a kampanie przeciwnosci, która powoli zaczynała osi agac
rozmiary zaiste boskie.
Nawet kierowca taksówki — kiedy zdołała wreszcie złapac taksówke — po-
3
wiedział:
— Do Norwegii? A po co pani tam jedzie?
A kiedy zamiast odpowiedziec natychmiast: „Zorza północna!” albo „Fior-
dy!”, obrzuciła go pełnym zw atpienia spojrzeniem i przygryzła warge, dorzucił:
— Juz wiem. Załoze sie, ze wlecze pani a za sob a jakis typek. Wie pani co,
niech pani kaze mu sie wypchac. Niech pani jedzie na Teneryfe.
To był jakis pomysł. Na Teneryfe.
Albo zgoła, przemkneła jej przez głowe smiała mysl, do domu. Wpatrywała
sie niemo przez okno taksówki we wsciekł a gmatwanine ruchu ulicznego. Myslała
sobie, ze jakkolwiek panowała tutaj paskudna pogoda, to wszystko to i tak jeszcze
nic w porównaniu z tym, co czeka j a w Norwegii.
Albo tez, w rzeczy samej, w domu. Jej dom był obecnie tak samo skuty lodem
jak Norwegia. Skuty lodem i naznaczony buchaj acymi z ziemi gejzerami pary,
przyobleczonej w kształty na zimnym powietrzu i ulatniaj acej sie z wolna wsród
lodowcowych klifów Sixth Avenue.
Szybki rzut oka na zyciowy szlak, który Kate przebyła w ci agu swych trzy-
dziestu lat, pozwoli nam sie upewnic, ze bez w atpienia pochodzi ona z Nowego
Jorku, choc przezyła w tym miescie bardzo niewiele czasu, a wiekszosc swego
zycia spedziła z dala od niego: w Los Angeles, w San Francisco, w Europie, piec
lat temu zas, kiedy jej nowo poslubiony m az, Luke, zgin ał w wypadku, przywo-
łuj ac nowojorsk a taksówke, ruszyła w roztargniony wojaz po całej Południowej
Ameryce.
Lubiła myslec, ze Nowy Jork to jej dom i ze za nim teskni, ale tak naprawde
teskniła jedynie za pizz a. Nie za pierwsz a lepsz a staroswieck a pizz a, ale za tak a,
któr a przywioz a ci pod drzwi, jesli tylko zadzwonisz i o to poprosisz. To własnie
była jedyna prawdziwa pizza. Pizza, po któr a nalezało wyjsc z domu i siedziec
potem przy restauracyjnym stoliku, wpatruj ac sie w czerwone papierowe serwetki,
nie mogła byc prawdziw a pizz a — i to bez wzgledu na to, ile miałaby na sobie
dodatkowych pepperoni i anchois.
Londyn był miastem, w którym najbardziej lubiła mieszkac — rzecz jasna, je-
sli pomin ac problem pizzy, który doprowadzał j a do szewskiej pasji. Dlaczego nikt
tutaj nie chce dostarczyc pizzy do domu? Dlaczego nikt nie chce zrozumiec, ze
w całej naturze pizzy najbardziej fundamentalne znaczenie ma fakt, aby przybyła
pod drzwi zapakowana w kartonowe pudełko? Ze trzeba wyłuskac j a spomiedzy
pergaminów i jesc w złozonych na pół kawałkach przed telewizorem? Czego bra-
kuje tym głupim, nadetym, niemrawym Anglikom, ze nie mog a poj ac tak prostej
zasady? Z niewiadomych powodów była to jedyna przyczyna frustracji, z któr a
Kate za nic nie mogła sobie poradzic, dlatego mniej wiecej raz na miesi ac wpa-
dała w głebok a depresje, dzwoniła do którejs z pizzerii, zamawiała najwieksz a,
najbardziej suto przybran a pizze, jak a mogła wymyslic — tak a, która w zasa-
dzie miała na sobie w charakterze dodatku kolejn a pizze — a potem niesłychanie
4
uprzejmie prosiła o dostarczenie jej do domu.
— Co takiego?
— Prosze j a dostarczyc. Zaraz podam panu adres. . .
— Nie rozumiem. Czy pani nie zamierza jej odebrac?
— Nie. Czy pan nie zamierza jej dostarczyc? Mój adres. . .
— E, nie robimy tego, prosze pani.
— Czego nie robicie?
— E. . . Nie dostarczamy.
— Nie dostarczacie?! Czy ja dobrze słysze?
Tu wymiana zda n szybko przeistaczała sie w paskudn a i nieeleganck a szer-
mierke słown a, z której Kate wychodziła roztrzesiona i osłabła, lecz nastepnego
ranka czuła sie znacznie lepiej. Pod kazdym innym wzgledem nalezała do ludzi
o tak anielskim usposobieniu, jakich kazdy zyczyłby sobie poznac.
Lecz dzisiejsza próba siegneła granic jej mozliwosci.
Na drogach panowały potworne korki, a kiedy odległe błyski niebieskich swia-
teł uswiadomiły jej, ze przyczyn a jest wypadek drogowy gdzies daleko w przo-
dzie, Kate spieła sie jeszcze bardziej i z determinacj a utkwiła wzrok w przeciwle-
głym oknie, dopóki nie przepełzneli obok miejsca zdarzenia.
Kiedy wreszcie dotarli do celu, taksówkarz wpadł w zły humor, bo nie miała
odliczonych pieniedzy, co dla niego oznaczało długotrwałe przeszukiwanie kie-
szeni obcisłych spodni. Wszedzie wokół panowała ciezka i burzliwa atmosfera.
Stoj ac w głównej hali odpraw celnych na drugim terminalu lotniska Heathrow,
Kate nie mogła wypatrzyc stanowiska, przy którym odprawiano jej lot do Oslo.
Przez chwile stała nieruchomo, oddychaj ac spokojnie i głeboko, i próbowała
nie myslec o Jean-Philippie.
Jean-Philippe był, jak trafnie odgadł taksówkarz, t a przyczyn a, dla której uda-
wała sie do Norwegii, ale tez przyczyn a, dla której była przekonana, ze Norwegia
nie jest tym akurat miejscem, do którego chciałaby sie udac. Dlatego kiedy tylko
zaczynała o nim myslec, w głowie budziły sie leciutkie drgnienia waha n, lepiej
wiec było nie myslec o nim wcale i ruszyc do Norwegii, jakby i tak miała zamiar
tam jechac. Potem bedzie niesłychanie zaskoczona, kiedy wpadnie na niego w ho-
telu, którego nazwe zapisał jej na karteczce, tkwi acej teraz w bocznej kieszonce
torebki.
Prawde mówi ac, rzeczywiscie bedzie zaskoczona, jesli go tam zastanie. Jest
o wiele bardziej prawdopodobne, iz zastanie tylko wiadomosc, z której wyczyta,
ze wysłano go nieoczekiwanie do Gwatemali, Seulu czy tez na Teneryfe i ze stam-
t ad do niej zadzwoni. Jean-Philippe był najbardziej nieustannie nieobecn a osob a,
jak a znała. Punktem kulminacyjnym całej serii. Odk ad za spraw a wielkiego zółte-
go chevroleta utraciła Luke’a, w dziwny sposób uzalezniła sie od poczucia pustki,
jakie wzbudzali w niej wszyscy kolejni pochłonieci sob a mezczyzni.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]