Dowod, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Isaac AsimovDow�dGregory Powell wyra�nie rozdziela� s�owa, by podkre�li� ich znaczenie:- Donovan i ja z�o�yli�my ci� tydzie� temu.Zmarszczy� czo�o z pow�tpiewaniem i poci�gn�� za koniec rudych w�s�w.W mesie oficerskiej na Stacji S�onecznej nr 5 panowa�a cisza, przerywana tylkocichym mruczeniempot�nego mechanizmu celowniczego gdzie� daleko w dole.Robot QT-1 siedzia� nieporuszony. Polerowane p�ytki jego pancerza l�ni�y w�wietle luksyt�w, a czerwonop�on�ce fotokom�rki oczu uporczywie wpatrywa�ysi� w siedz�cych po drugiej stronie sto�u Ziemian.Powell opanowa� nag�y przyp�yw zdenerwowania. Te roboty mia�y szczeg�lne m�zgi.Wpisane w niepozytronowe �cie�ki zosta�y zawczasu wyliczone i wszelkiemo�liwe odchylenia, kt�re mog�yby doprowadzi� do manifestacji gniewu czynienawi�ci, �ci�le wyeliminowano.A jednak - QT to zupe�nie nowa seria, a QT-1to pierwszy wyprodukowany model. Wszystko mog�o si� zdarzy�.W ko�cu robot przem�wi�. Jego g�os mia� zimn� barw� - to cecha nierozdzielniezwi�zana z metaliczn�przepon�.- Czy zdajesz sobie spraw� z wagi tego twierdzenia, Powell?- Przecie� k t o � ci� stworzy� - zauwa�y� pytany. - Sam przyznajesz, �e niesi�gasz pami�ci� poza zesz�ytydzie�. Wyja�ni� ci przyczyn�. Tydzie� temuz�o�yli�my ci� z przys�anych nam cz�ci.Robot w dziwnie ludzkiej zadumie spojrza� na swe d�ugie, gibkie palce.- Wydaje mi si�, �e musi istnie� jakie� bardziej zadowalaj�ce wyja�nienie. Tonieprawdopodobne, �eby�cie wy mieli stworzy� m n i e.Nieoczekiwanie cz�owiek roze�mia� si�:- Jak pragn� Ziemi, dlaczego?- Za��my, �e to intuicja. Tyle mog� na razie powiedzie�. Jednak zamierzamprzemy�le� t� spraw�. Logicznyproces my�lowy musi doprowadzi� do ustaleniaprawdy; nie spoczn�., p�ki jej nie odkryj�.Powell wsta� i usadowi� si� na brzegu sto�u, blisko robota. Nagle poczu� siln�sympati� do tej dziwnejmaszyny. W niczym nie przypomina�a zwyczajnegorobota, wykonuj�cego specjalistyczne prace na stacji, z zaanga�owaniem g��bokowpojonym w pozytronowe�cie�ki. Po�o�y� d�o� na stalowym ramieniu, zimnymi twardym w dotyku.- Cutie - powiedzia� - spr�buj� ci co� wyja�ni�. Jeste� pierwszym robotem, kt�ryzastanawia si� nad sensemswej egzystencji, i my�l�, �e pierwszym, kt�ryjest wystarczaj�co inteligentny, by zrozumie� �wiat zewn�trzny. Chod� ze mn�.Robot zgrabnie wsta� i ruszy� za cz�owiekiem, krocz�c bezg�o�nie na grubychkauczukowych podeszwach.Ziemianin nacisn�� guzik i prostok�tny fragment�ciany odsun�� si� na bok. Przejrzysta tafla grubego szk�a ukazywa�a upstrzonygwiazdami Kosmos.- Widzia�em to ju� przez luki obserwacyjne w maszynowni - rzek� Cutie.- Wiem - odpar� Powell. - Jak my�lisz, co to jest?- Dok�adnie to, co wida�; czarna materia poznaczona ma�ymi, b�yszcz�cymiplamkami. Wiem, �e z naszejstacji p�yn� strumienie energii do kilku takichpunkt�w, zawsze tych samych, �e te plamki przemieszczaj� si�, a strumie� jestprzesuwany zgodnie z ichruchem. To wszystko.- Dobrze! Teraz chc�, �eby� s�ucha� uwa�nie. Ta czarna materia to pr�nia -bezmierna pustka rozci�gaj�ca si�w niesko�czono��. Ma�e, b�yszcz�ce plamkito olbrzymie skupiska energii. S� kuliste i niekt�re z nich maj� milionykilometr�w �rednicy. Dla por�wnania,nasza stacja ma tylko p�tora kilometra.Wydaj� si� takie male�kie, poniewa� s� niewiarygodnie odleg�e. Plamki, dokt�rych kierujemy wi�zki energii,s� o wiele mniejsze i nie tak oddalone. Toplanety, a na ich powierzchni - o znacznie ni�szej temperaturze - �yj� miliardyludzkich istot takich jak ja.W�a�nie z jednego z tych �wiat�w przybyli�mytu - ja i Donovan. Nasze wi�zki dostarczaj� planetom energii pobieranej odjednej z tych olbrzymich, ognistychkul, nawiasem m�wi�c znajduj�cej si� do��blisko. Nie mo�esz jej zobaczy�, bo jest z drugiej strony stacji.Cutie sta� przed wizjerem bez ruchu, jak stalowy pos�g. Nie odwracaj�c g�owypowiedzia�:- Z kt�rej to dok�adnie plamy �wiat�a, jak twierdzisz, przybyli�cie?Powell szuka� chwil�.- To ona. Ta bardzo jasna, w rogu. Nazywamy j� Ziemi� - u�miechn�� si�. -Poczciwa, stara Ziemia. Mieszkatam pi�� miliard�w ludzi, Cutie - i za nieca�edwa tygodnie b�d� z powrotem w�r�d nich.Niespodziewanie robot zanuci� co� pod nosem. Brz�cz�ce d�wi�ki, chocia� bezmelodii, mia�y osobliwy ton,jakby szarpanych strun. Cutie urwa� r�wnie nagle,jak zacz��.- A co ze mn�, Powell? Nie wyja�ni�e� sensu m e g o istnienia.- Reszta jest prosta. Z pocz�tku stacje zbudowane dla przekazywania energiis�onecznej na planetyobs�ugiwane by�y przez ludzi. Jednak wysoka temperatura,twarde promieniowanie i burze kosmiczne czyni�y t� prac� nadzwyczaj trudn�.Zbudowano roboty, by zast�pi�ycz�owieka, i teraz na ka�dej stacji potrzebatylko dw�ch ludzi - nadzorc�w. Nawet tych. pr�bujemy zast�pi� i w�a�nie w tymcelu ci� stworzono. Jeste�najwy�szej klasy robotem, jakiego wyprodukowano,a je�eli udowodnisz, �e potrafisz samodzielnie kierowa� stacj�, to ju� nigdy nieprzyb�dzie tu �aden cz�owiek,nie licz�c dostaw cz�ci zapasowych.Powell wyci�gn�� r�k� i metalowa pokrywa wizjera z cichym trzaskiem zaskoczy�ana miejsce. Wr�ci� dosto�u, wytar� jab�ko o r�kaw i z apetytem wbi� wnie z�by. Znieruchomia� na widok czerwonego b�ysku w oczach robota.- Czy spodziewasz si� - powiedzia� wolno Cutie - �e uwierz� w tak�skomplikowan�, nie budz�c� zaufaniahipotez�, jak� tu przedstawi�e�? Za kogo mniemasz?Powell zakrztusi� si� opryskuj�c st� resztkami jab�ka i poczerwienia�gwa�townie.- Niech ci� szlag trafi, to nie jest hipoteza! To s� fakty.G�os robota brzmia� ponuro:- Kule energii o �rednicy milion�w kilometr�w! �wiat zamieszka�y przez pi��miliard�w ludzi! Niesko�czonapr�nia! Przykro mi, Powell, ale nie wierz�w to. Sam rozwi��� t� zagadk�. Do widzenia!Odwr�ci� si� i wymaszerowa� z pokoju. W progu otar� si� o Michaela Donovana;sk�oni� si� sztywno i ruszy�korytarzem, nie�wiadom zdumionych spojrze�,jakimi go odprowadzano. Donovan zmierzwi� swe rude w�osy i ze z�o�ci� popatrzy�na koleg�.- Co m�wi�a ta chodz�ca kupa z�omu? W co nie wierzy?Powell ze z�o�ci� targa� w�sy.- To sceptyk - odpar� kwa�no. - Nie wierzy, �e to my go stworzyli�my, �eistnieje Ziemia, Kosmos i gwiazdy.- O skwiercz�cy Saturnie! Mamy zwariowanego robota na karku!- M�wi, �e sam sobie wszystko wykoncypuje.- No, dobra - powiedzia� s�odkim g�osem Donovan. - Mam nadziej�, �e raczy miwszystko wyja�ni�, kiedy ju�rozwi��e t� zagadk�.W nag�ym przyp�ywie w�ciek�o�ci dorzuci�:- S�uchaj! Je�eli ta sterta �elastwa zacznie m n i e wstawia� takie gadki, tostr�c� mu t� chromowan� czaszk� zkad�uba!Usiad� gwa�townie i wyci�gn�� krymina� z wewn�trznej kieszeni kurtki.- W ka�dym razie ten robot mnie niepokoi - jest cholernie dociekliwy!Mike Donovan warkn�� co� zza olbrzymiego sandwicza z pomidorami i sa�at�, gdyCutie zapuka� delikatnie iwszed� do mesy.- Jest tu Powell?Donovan odpowiedzia� st�umionym g�osem, robi�c przerwy konieczne na �ucie:- Mierzy nat�enie przep�ywu strumienia elektron�w. Wygl�da na to, �e zbli�a si�burza.W chwili gdy to m�wi�, Gregory Powell wr�ci� i opad� w fotel, wci�� wpatruj�csi� w wykresy. Roz�o�y�arkusze przed sob� i zacz�� gryzmoli� obliczenia.Donovan zagl�da� mu przez rami� chrupi�c sa�at� i sypi�c wok� okruchami chleba.Cutie czeka� w milczeniu.Powell podni�s� wzrok.- Potencja� Zeta, chocia� wolno, ale ro�nie. Mimo to funkcje strumienia nie daj�si� wyliczy� i nie wiem, czegosi� spodziewa�. O, cze��, Cutie. My�la�em,�e nadzorujesz instalowanie nowego przepustu.- Zako�czyli�my prac� - rzek� spokojnie robot - wi�c przyszed�em porozmawia� zwami.- Aa! - Powell wygl�da� na zaniepokojonego. - No, siadaj. Nie, nie na tymkrze�le. Ma jedn� nog� s�absz�, a tysporo wa�ysz.Robot us�ucha� i powiedzia� �agodnie: - Ju� wiem.Donovan popatrzy� na niego spode �ba i od�o�y� resztki sandwicza.- Je�eli to znowu to kopni�te...Powell uciszy� go niecierpliwym gestem.- Dalej, Cutie. S�uchamy.- Ostatnie dwa dni sp�dzi�em na wyt�onych medytacjach - powiedzia� Cutie - irezultaty s� nadzwyczajinteresuj�ce. Opar�em si� na jednym fakcie, jakiegoby�em pewny. Ja istniej�, poniewa� my�l�...- Na Jowisza, robot-Kartezjusz! - j�kn�� Powell.- Co za Kartezjusz? - dopytywa� si� Donovan. - S�uchaj, czy musimy tu siedzie� is�ucha� tego �elaznegomaniaka...- Sied� cicho, Mike!- I niezw�ocznie powstaje pytanie - ci�gn�� niewzruszenie Cutie - co jestpowodem mojego istnienia?Powellowi opad�a szcz�ka.- Wyg�upiasz si�. M�wi�em ci ju�, �e to my ci� z�o�yli�my.- A je�eli nam nie wierzysz - doda� Donovan - z rado�ci� ci� zdemontujemy!Robot roz�o�y� ramiona z dezaprobat�.- Niczego nie przyjm� na wiar�. Hipoteza musi by� poparta dowodem, inaczej jestbezwarto�ciowa - asugestia, �e to wy mnie stworzyli�cie, przeczy wszelkimzasadom logiki.Powell uspokajaj�co po�o�y� r�k� na zaci�ni�tej w pi�� d�oni Donovana.- Dlaczego tak twierdzisz?Cutie roze�mia� si�. Jego �miech brzmia� zupe�nie nieludzko: po raz pierwszyrobot da� upust swym uczuciomi pierwszy raz tak bardzo przypomina� bezduszn�maszyn�. D�wi�ki, kt�re wydawa�, by�y ostre i g�o�ne, miarowe jak metronom ir�wnie pozbawione modulacji.- Sp�jrzcie na siebie - rzek� w ko�cu. - M�wi� to bez obra�liwych intencji, alesp�jrzcie tylko! Materia�, zkt�rego was zrobiono, jest mi�kki i wiotki,brak mu wytrzyma�o�ci i si�y, a waszym �r�d�em energii jest nieefektywneutlenianie materii organicznej - jakta.Pot�piaj�cym gestem wskaza� na resztki sandwicza.- Okresowo zapadacie w omdlenie, a nieznaczne zmiany temperatury, ci�nienia,wilgotno�ci lub nat�eniapromieniowania zak��caj� wasze funkcjonowanie.Jeste�cie p r o w i z o r y c z n i.Dla por�wnania, ja jestem produktem dopracowanym. Bezpo�rednio absorbuj� ene...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]