Doyle Debra, e-book, D

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Debra Doyle
James D. MacDonald
Szkoła czarodziejów
Tuż przed południem Randal znalazł czarodzieja na schodach zamkowej wieży. Madoc czytał
niewielką, oprawną w skórę książkę.
-
Czego chcesz, chłopcze? - spytał, nie unosząc głowy.
-
Chcę być czarodziejem - odparł Randal. -Jak ty.
-Jak możesz pragnąć zostać czarodziejem? Nie masz nawet mglistego pojęcia, co to znaczy nim być.
Madoc wstał i spojrzał z góry na Randala.
- Nabędziesz moc, w sam raz taką, by do końca życia wpędzać się w kłopoty. Będziesz głodny
częściej niż syty i więcej nocy spędzisz na lodowatej ziemi niż pod bezpiecznym dachem. Być może,
nawet przetrwasz to wszystko, by w podeszłym wieku" Krąg Magii
JAMES D. MACDONAI^D
Ilustracje Judith Mitchell
Tłumaczenie Bartłomiej Ulatowski
EGMONT
Krąg Magii
JAMES D. MACDONAld
Ilustracje Judith Mitchell
Tłumaczenie Bartłomiej Ulatowski
EGMONT
© 1990 by Troll Communications L.L.C. © for the Polish edition
by Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2001
Ilustracje:
Judith Mitchell
Projekt okładki:
Shi Chen
Zdjęcie na okładce:
Steven Dolce
Redakcja:
Marek Karpiński
Korekta:
Anna Sidorek
Wydanie pierwsze, Warszawa 2001 Egmont Polska Sp. z o.o. 00-810 Warszawa, ul. Srebrna 16
ISBN 83-237-9885-0
Opracowanie typograficzne, skład i łamanie:
Grażyna Janecka
Druk i oprawa: Prasowe Zakłady Graficzne Spółka z o.o. w Koszalinie
Rozdział I
Gość w zamku Doun
-mówiłem, że będzie padać.
Randal spojrzał krzywo na upstrzone kroplami deszczu zakurzone kamienne płyty. Za minutę lub dwie
chodnik na dziedzińcu zamku Doun pokryje się śliską warstewką błota.
- Mówiłem wam, że Sir Palamon i tak każe nam dziś ćwiczyć - odparł Walter, zmierzając ku rzędom
grubych drewnianych słupów. Ich porozszczepiane, zryte głębokimi nacięciami boki świadczyły o tym,
że tutejsi rycerze i giermkowie nie oszczędzają mieczy przy szermierczych zaprawach.
Walter miał szesnaście lat i nosił już stalową zbroję. O niespełna cztery lata młodszy Randal wciąż
ćwiczył w stroju ochronnym z sukna i skóry. Patrząc na swojego kuzyna, sprawnie wyprowadzającego
wysokie i niskie cięcia, zastanawiał się, czy pancerz może dać jakąkolwiek osłonę.
Dzwonienie ostróg o kamienne płyty kazało mu się odwrócić. Dowódca oddziałów lorda Alyena, Sir
Palamon, stał wyprostowany z kciukami zatkniętymi za pas.
5
> A
-
Dobrze, że już jesteście, chłopcy - huknął. - Nie przerywajcie ćwiczeń.
Randal mocniej zacisnął dłonie na rękojeści miecza. Dwukrotnie zakręcił ostrzem nad głową,
przerzucił nad ramieniem i pchnął potężnie, czując, że impet uderzenia ciągnie go do przodu.
Próbując odzyskać równowagę, usłyszał szorstki głos Sir Palamona.
-
Powtórz ostatni ruch, ale tym razem zrób krok za ciosem.
Randal powtórzył wypad.
Sir Palamon skrzywił się.
-
Co ty wyprawiasz chłopcze? - jęknął. - Nakłuwasz worki z mąką? Spróbuj jeszcze raz!
Randal spróbował.
Sir Palamon smutno potrząsnął głową i wyciągnął własny miecz.
- Nadejdzie chwila - rzekł rycerz - kiedy nie będziesz miał swojej tarczy, zbroi ani przyjaciół za
sobą. Wówczas pozostanie ci miecz i twoje umiejętności. Te nigdy cię nie opuszczą. A teraz patrz...
Sir Palamon zamachnął się, jakby zamierzał ciąć przeciwnika w udo. W ostatniej chwili wyprostował
ramię, wysuwając stopę do przodu i przemieniając cios w potężne pchnięcie.
- O tak - rzekł Palamon, chowając miecz do pochwy. - Celuj w wybrany punkt, tuż za plecami
przeciwnika. Teraz ty.
Randal ważył miecz w dłoni. Marszcząc brwi, usiłował wyobrazić sobie stojącego przed nim wroga.
Niewysoki mężczyzna, nie dalej niż trzy kroki stąd. Wzrok chłopca błądził, szukając punktu, w jakim po
6
wyprowadzeniu ciosu powinien się znaleźć czubek miecza. Randal wciągnął powietrze i przeszył
niewidzialną postać na wylot błyskawicznym pchnięciem.
- O wiele lepiej - pochwalił go Sir Palamon. -Ćwicz wytrwale i nie pozwól błądzić myślom. Może
uda się zrobić z ciebie rycerza.
Od strony murów dało się słyszeć wołanie.
-
Wędrowiec zmierza ku bramom!
Nagły podmuch smagnął twarz Randala kroplami deszczu.
- W porządku, chłopcy - Sir Palamon skierował się ku bramie. - Pogoda i tak nam nie sprzyja.
Schrońcie się w środku.
Randal pośpiesznie pozbył się ćwiczebnej skórzanej zbroi. Nie mniej niż Sir Palamon był ciekaw, kim
jest ów śmiałek, który zawitał dziś do zamku Doun. W tych niespokojnych czasach, gdy w kraju
panowało bezkrólewie, a możni bezustannie walczyli o władzę, niewielu wędrowców samotnie
przemierzało szlaki.
Przybysz nie wyglądał imponująco: mężczyzna około czterdziestki, z krótką ciemną brodą,
podpierający się sękatym kosturem, wyższym niż on sam. Odziany był w przemoczoną lnianą koszulę,
żółtawą i mocno już spłowiałą. Jego biodra opasywał prosty kilt z szarej wełny.
„Przeszedł długą drogę" - pomyślał Randal. Tylko półdzikie plemiona z północnych krain ubierały się
w ten sposób.
W rzeczy samej, kiedy nieznajomy przemówił, w jego głosie dała się słyszeć melodyjna północna nuta.
7
-
Pozdrawiam cię, szlachetny rycerzu! Madoc Obieżyświat do twoich usług.
Sir Palamon zmierzył przybysza wzrokiem.
-
Jakież to usługi oferujesz, wędrowcze?
-
Wieści - wpadł mu w słowo Madoc - a także cuda w zamian za wieczerzę.
Na twarzy Sir Palamona pojawił się uśmiech.
-
Magik, co?
-
Czarodziej - poprawił Madoc.
Randal stał osłupiały. Nie dość, że gość przybył pieszo i bez broni, to jeszcze przemawiał do Sir
Palamona, jakby mówił z równym sobie. Nawet Walterowi, synowi lorda i niemal rycerzowi, nie
uszłaby na sucho taka arogancja. A jednak Sir Palamon tylko kiwnął głową.
-
Tym bardziej jesteś mile widziany.
Sir Palamon poprowadził gościa przez stajnie i kuźnię w stronę zamkowej wieży. Randal wciąż stał jak
wryty. „A więc tak wygląda prawdziwy czarodziej" - myślał. Nigdy przedtem nie spotkał maga, jeśli nie
liczyć mieszkającej we wsi znachorki. Przybycie Ma-doca napełniło jego młodzieńcze serce
drażniącym uczuciem: jakby wracało do życia po długim czasie odrętwienia.
Tego wieczoru na Randala przypadła kolej służenia do wieczerzy przy olbrzymim stole w wielkiej sali
zamku Doun. Lord Alyen wyznaczył czarodziejowi zaszczytne miejsce obok Sir Iohana, najstarszego
rycerza na zamku. Biesiadnicy rozprawiali niemal wyłącznie o polityce i wyglądali na mocno
zafrasowanych.
9
Chłopiec przypuszczał, że w przeciwieństwie do niego rycerze pamiętali czasy, kiedy sytuacja
królestwa nie budziła posępnych myśli i nie przemieniała twarzy w ponure maski. Mimo to obecny
stan rzeczy był jedynym, jaki znał. Na rok przed jego przyjściem na świat jedyna córka króla Roberta
w tajemniczy sposób znikła ze swojej kołyski. Sam król zmarł niespełna rok później. Od tamtej pory
książęta i hrabiowie pochłonięci byli wyłącznie walką o koronę.
Kiedy Randal uprzątnął ze stołu opróżnione półmiski, lord Alyen zwrócił się do czarodzieja i rzekł:
- Nasze pogwarki przy stole smuciły dziś miast rozweselać, mistrzu Madoc. Jeśli twoje czary mają moc
rozjaśniania stroskanych twarzy, bylibyśmy wdzięczni za pokaz.
Przez skórę Randala przebiegł dreszcz emocji. Za chwilę miał stać się świadkiem czegoś, na co czekał
od chwili, gdy Madoc przemówił do Sir Palamona, nazywając siebie mistrzem magii. Prawdziwej
magii.
Czarodziej wstał i pokłoniwszy się lordowi Alyenowi oraz damom, wystąpił na środek sali.
Odczekawszy chwilę, aż ucichnie gwar, rozkazującym tonem wypowiedział zaklęcie. Wszystkie
pochodnie zgasły.
Na krótką chwilę sala pogrążyła się w nieprzeniknionej ciemności, po czym w powietrzu zajaśniały
kolorowe światła. Zabrzmiała muzyka - do cichych pojedynczych pasm dźwięku dołączały kolejne,
coraz głośniejsze. Zdawało się, że przeplatające się nieziemskie melodie, grane na instrumentach,
których brzmienia Randal nigdy dotąd nie słyszał, dają życie
10
mieniącym się kulom i falującym potokom barwnego światła. Kiedy feeria kolorów i dźwięków
wypełniła salę po sam strop, muzyka nagle urwała się i nim umilkło echo ostatniego akordu, światła
zblakły i rozpłynęły się w ciemności. W ciszy Madoc wypowiedział zaklęcie - pochodnie rozbłysły
pełnym blaskiem.
Na sali wybuchł entuzjazm, tylko Randal stał jak kamień, oczarowany przywołaną przez Madoca wizją.
Zachwyt walczył w nim o lepsze z trwogą, przyprawiając chłopca o lekki zawrót głowy.
„Jakie to uczucie? - myślał. - Wyczarowywać coś tak pięknego jedynie z powietrza?".
Lord Alyen z zadowoleniem skinął głową.
- Pokazałeś nam piękno, mistrzu Madoc - oznajmił, nie wstając z miejsca. - Ośmielę się rzec, że
dałeś nam więcej, niż oczekiwał każdy z obecnych. Ale żyjemy w niespokojnych czasach. Czy
potrafiłbyś uchylić przed nami rąbka tajemnicy przyszłości?
- Zazwyczaj - odparł czarodziej - przyszłość jest czymś, czego lepiej nie znać, a zawiłość
przepowiedni najczęściej czyni je bezużytecznymi. Jednak dla ciebie i twojego dworu, lordzie Alyen,
uczynię, co w mojej mocy.
Madoc rozejrzał się wokół.
-
Potrzebna mi będzie misa, płaska i szeroka, jeśli to nie sprawi zbytniego kłopotu.
Zanim którykolwiek z giermków zdążył się poruszyć, Randal zniknął w jednej z bocznych wnęk, gdzie
w olbrzymim drewnianym kredensie przechowywano naczynia. Po chwili wybiegł na środek sali,
niosąc duży talerz z ciemnej gliny.
11
- Czy to wystarczy, mistrzu Madoc? - Randal nie śmiał podnieść wzroku. Policzki pałały mu
żywym ogniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl