Dramat w przestworzach, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Juliusz VerneDramat w przestworzach1Tytuł oryginału francuskiego: Un drame dans les airs Tłumaczenie:BARBARA SUPERNAT (1995)Ilustracje: Léon Benett Opracowanie graficzne, przypisy i korekta: Krzysztof Czubaszek, Michał Felis, Andrzej ZydorczakŠ Andrzej Zydorczak rzyjechałem do Frankfurtu nad Menem 2 we wrzeniu 185 roku. Mój przejazd przez główne miasta Niemiec chwalebnie znaczyły loty aerostatem.3 Do tego dnia jednak żaden z mieszkańców Zwišzku4 nie towarzyszył mi w koszu balonu i nawet wspaniałe eksperymenty, dokonane w Paryżu przez panów Greena, Godarda oraz Poitevina nie wystarczyły, aby skłonić poważnych Niemców do spróbowania powietrznych podróży.Tymczasem, gdy tylko rozeszła się po Frankfurcie wieć o moim planowanym pokazie, trzech notabli wyraziło chęć wzniesienia się w powietrze razem ze mnš. Za dwa dni mielimy wznieć się w niebo z placu Komedii. Natychmiast zabrałem się za przygotowanie balonu. Zrobiony był z jedwabiu nasyconego gutaperkš,5 substancjš odpornš na działanie kwasów i gazów, w pełni nieprzepuszczalnš; jego objętoć trzy tysišce metrów szeciennych pozwalała mu wznieć się na duże wysokoci.Datę lotu wyznaczono na dzień wielkich wrzeniowych targów, na które cišgajš do Frankfurtu tłumy. Gaz owietleniowy, doskonałej jakoci i o wspaniałej mocy wznoszenia został mi dostarczony w doskonałych warunkach i balon napełniony był około jedenastej rano. Wypełniłem go jednak jedynie w trzech czwartych, co było niezbędnym rodkiem ostrożnoci, gdyż w miarę wznoszenia się warstwy atmosfery ulegajš rozrzedzaniu a fluid6 zamknięty pod powłokš aerostatu, stajšc się bardziej elastyczny, mógłby wywołać jego eksplozję. Obliczenia których dokonałem pozwoliły mi okrelić iloć gazu, koniecznš do uniesienia moich towarzyszy i mnie.Mielimy wyruszyć w południe. Wspaniały to był widok, ten niecierpliwy tłum cisnšcy się wokół zarezerwowanej przestrzeni, zalewajšcy cały plac, okoliczne uliczki i zdobišcy domy wokół placu od parteru do szczytów dachów. Wielkie wiatry poprzednich dni ucichły. Z bezchmurnego nieba lał się paraliżujšcy żar. Atmosfery nie zakłócał najlżejszy powiew. W takš pogodę można opucić się na ziemię w tym samym miejscu, z którego się z niej wzniosło.Zabieralimy trzysta funtów7 balastu, rozdzielonego na worki; kosz okršgłego kształtu, czterech stóp8 rednicy i trzech wysokoci, był wygodnie zamocowany; podtrzymujšca go konopna sieć symetrycznie oplatała górnš półkulę aerostatu; busola była na swoim miejscu, barometr podwieszony na kole cišgajšcym podtrzymujšce kosz liny, a kotwica starannie przymocowana. Moglimy wyruszać.Wród ludzi cisnšcych się wokół ogrodzenia zauważyłem nerwowo zachowujšcego się młodego człowieka o bladej twarzy. Uderzył mnie jego widok. Był to wytrwały widz moich lotów, którego spotkałem już w różnych miastach Niemiec. Niespokojnym, zachłannym wzrokiem podziwiał dziwacznš, nieruchomš maszynę, znajdujšcš się o kilka stóp nad ziemiš i jako jedyny wród otaczajšcych go ludzi zachowywał milczenie.Wybiło południe. Nadeszła chwila odlotu. Moich towarzyszy podróży nadal nie było widać.Posłałem do domu po każdego z nich i dowiedziałem się, że jeden wyjechał do Hamburga, drugi do Wiednia a trzeci do Londynu. Serca nie wytrzymały napięcia w momencie, gdy mieli podjšć podróż, która, dzięki zręcznoci dzisiejszych aeronautów, pozbawiona jest jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Ponieważ stanowili w pewnym sensie element programu więta, ogarnšł ich lęk, że zostanš zmuszeni do wiernej jego realizacji. Uciekli więc z teatru w chwili, gdy podnoszono kurtynę. Ich odwaga była w sposób oczywisty odwrotnie proporcjonalna do kwadratu prędkoci z jakš uciekali.Tłum, na wpół rozczarowany, okazywał oznaki niezadowolenia. Nie zawahałem się wyruszyć sam. Aby uzyskać równowagę pomiędzy ciężarem własnym balonu a ciężarem, który miał unieć, zastšpiłem towarzyszy dodatkowymi workami piasku i wsiadłem do kosza. Dwunastu ludzi, którzy trzymali aerostat przy pomocy dwunastu lin przymocowanych do koła opasujšcego balon, popuciło je trochę między palcami i balon uniósł się o kilka stóp nad ziemię. Wiatru nie było, a powietrze ciężkie jak ołów, zdawało się tak gęste, że nie do przebycia.Czy wszystko gotowe? krzyknšłem.Mężczyni odstšpili od balonu. Ostatni rzut oka pozwolił mi się upewnić, że mogłem ruszać.Uwaga!Poród tłumu powstało zamieszanie, wyglšdało to, jakby chciano sforsować ogrodzenie.Pucić wszystko!Balon uniósł się powoli ale odczułem uderzenie, które przewróciło mnie na dno kosza.Kiedy się podniosłem, znalazłem się twarzš w twarz z nieprzewidzianym pasażerem, wiadomym młodym człowiekiem.Witam pana! powiedział z flegmš.Jakim prawem?Jestem tutaj? Prawem, które uniemożliwia panu mnie wyprosić!Patrzyłem osłupiały na intruza. Jego tupet zamurował mnie, lecz on nie zwracał uwagi na moje zdziwienie.Czy mój ciężar panu przeszkadza? powiedział. Pozwoli panI nie czekajšc na moje przyzwolenie, wypróżnił dwa worki z piaskiem za burtę.Proszę pana powiedziałem, przyjmujšc jedyne możliwe stanowisko pojawił się pan tutaj dobrze! Zostaje pan dobrze! Ale tylko ja kieruję aerostatemPańska uprzejmoć jest icie francuska odpowiedział. Pochodzi ona z tego samego kraju co ja! ciskam w myli rękę, której pan mi odmawia. Proszę czynić, co do pana należy i działać jak pan zechce! Czekam aż pan skończyAby?Aby porozmawiać.Barometr spadł do dwudziestu szeciu cali.9 Bylimy na wysokoci około szeciuset metrów nad miastem, ale nic nie zdradzało poziomego ruchu balonu, ponieważ masy powietrza, w których był unieruchomiony, płynęły razem z nim. Migoczšcy upał kšpał leżšcš pod naszymi stopami ziemię i nadawał konturom przedmiotów żałosne niezdecydowanie. Przyjrzałem się znów mojemu towarzyszowi. Był to człowiek w wieku około trzydziestu lat, skromnie ubrany. Jego surowe rysy zdradzały nieokiełznanš energię. Wydawał się mocno umięniony.Całkowicie zafascynowany tym cichym wznoszeniem, pozostawał nieruchomy, usiłujšc rozróżnić obiekty, które zamazywały się w niewyranej dali.Wstrętna mgła! powiedział po chwili.Nie odpowiedziałem.Jest pan na mnie zły stwierdził. Ba! Nie mogłem zapłacić za mojš podróż, trzeba więc było wsišć przez zaskoczenie.Ależ nikt panu nie każe wysiadać!Pan zapewne nie wie, że podobna historia przydarzyła się hrabiom de Laurencin i de Dampierre, kiedy odbywali lot w Lyonie 15 stycznia 1784 roku. Młody kupiec Fontaine sforsował barierkę ryzykujšc uszkodzenie maszyny! Odbył podróż i nikt od tego nie umarł!Zaraz po wylšdowaniu porozmawiamy odpowiedziałem, dotknięty lekkim tonem, jakim do mnie mówił.Ach, nie mówmy o powrocie!Myli pan więc, że będę opóniał lšdowanie?Lšdowanie! rzekł zaskoczony. Lšdowanie! Najpierw zacznijmy się wznosić.I zanim zdołałem mu przeszkodzić, dwa worki z piaskiem powędrowały za kosz nawet nie zostały opróżnione! Panie! wykrzyknšłem z wciekłociš.Znam pańskie zdolnoci odpowiedział spokojnie nieznajomy a pańskie wspaniałe loty stały się głone. Skoro dowiadczenie jest siostrš praktyki, jest ono poniekšd kuzynkš teorii, a ja poczyniłem długie studia nad sztukš latania. To wpłynęło na mój rozum! dorzucił smutno, zapadajšc w milczšce zamylenie.Balon znów wzniósł się i pozostał nieruchomy.Nieznajomy popatrzył na barometr i powiedział:No to jestemy na omiuset metrach! Ludzie wyglšdajš jak robaczki! Niech pan patrzy! Mylę, że to z tej wysokoci należy zawsze oceniać ich proporcje! Plac Komedii przekształcił się w wielkie mrowisko. Proszę zobaczyć tłum, który się przetacza po bulwarach i na zmniejszajšcy się Zeil.10 Jestemy nad katedrš. Men jest już tylko białawš liniš, przecinajšcš miasto, a ten most, Mein-Brücke,11 wydaje się nitkš rzuconš między dwoma brzegami rzeki.Temperatura powietrza lekko się obniżała.Nie ma takiej rzeczy, której bym nie zrobił dla mojego gospodarza powiedział mój towarzysz. Jeżeli jest panu zimno, zdejmę moje okrycie i użyczę go panu.Dziękuję odrzekłem oschle.Och, potrzeba czyni prawo. Proszę dać mi rękę, jestem pańskim rodakiem, mogę pana wiele nauczyć i rozmowa ze mnš złagodzi zamieszanie, jakie wprowadziłem.Usiadłem, nie odpowiadajšc, w przeciwległym kšcie kosza. Młodzieniec wyjšł zza poły podróżnego płaszcza grubš teczkę. Była to praca o latajšcych maszynach.Posiadam powiedział najdziwniejszš kolekcję rycin i karykatur, które powstały na temat naszych pasji powietrznych. Podziwiano i zarazem wyszydzano te cenne odkrycia! Szczęliwie nie jestemy już w epoce, w której bracia Montgolfier12 chcieli stworzyć sztuczne chmury z pary wodnej i wyprodukować gaz, majšcy własnoci elektryczne, poprzez kompostowanie mokrej słomy i siekanej wełny.Chce pan więc umniejszyć zasługi wynalazców? zapytałem, ponieważ miałem swój udział w tej przygodzie. Nie było to pięknym dowieć możliwoci wzniesienia się w przestworza?O, proszę pana, któż miałby podważyć glorię pierwszych nawigatorów powietrznych? Trzeba było olbrzymiej odwagi, by się unieć za pomocš tych kruchych powłok, zawierajšcych tylko ogrzane powietrze! Ale, pytam pana, jakiego postępu dokonała aerostatyka od wzlotów Blancharda,13 to znaczy od prawie wieku? Niech pan popatrzy!Nieznajomy wyjšł rycinę ze swojego zbioru.Oto powiedział pierwsza podróż lotnicza, podjęta przez Pilâtrea des Rosiers oraz markiza dArlandes, cztery miesišce po wynalezieniu balonów. Ludwik XIV14 odmawiał wyrażenia na niš zgody i jako pierwsi zaryzykować owš powietrznš eskapadę mieli dwaj skazani na mierć. Pilâtre des Rosiers oburzył się na t...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]