Droga wiodla ugorem, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stanis�aw SosabowskiDroga wiod�a ugorem(Wspomnienia)Genera�a Sosabowskiego znamod lat bardzo wielu. ��czy on wsobie dwie podstawowe cechydobrego dow�dcy bojowego: wiedz�i charakter. Karno�� idyscyplin� wojskow� oficerawy�szego stopnia pojmuje on wspos�b w�a�ciwy, nieidentyfikuj�c jej z biernym,mechanicznym potakiwaniemprze�o�onemu. Genera� Sosabowskiposiadaj�c swe w�asne zdanie,umiej�c go broni� w spos�btwardy, niekiedy nieco szorstki,rozumie, �e ten rodzajpost�powania tylko dopom�c mo�erozs�dnemu prze�o�onemu dopowzi�cia trafnej decyzji. Zchwil� jednak, gdy decyzjazapad�a i rozkazy zosta�ywydane, genera� Sosabowski stajesi� lojalnym i sumiennym ichwykonawc�. Surowy i wymagaj�cydla siebie samego, ��da te�wiele od swych podkomendnych;ojcowski i sprawiedliwy wos�dach swych i w karaniu, umiepozyskiwa� zaufanie i mi�o���o�nierzy, tak sk�onnych p�aci�sercem za serce. Posiada on �wtajemniczy dar, kt�ry zawszeprzynosi obfite plony na polubitewnym - dar nawi�zywaniaw�z��w uczuciowych pomi�dzydow�dc� a podkomendnymi. Nicwi�c dziwnego, �e gdy genera�Sosabowski w spos�b taknies�uszny i krzywdz�cy zosta�pozbawiony stanowiska wkr�tce popowrocie Brygady z operacjiRe�skiej, jego �o�nierzemanifestowali swojeprzywi�zanie, odmawiaj�cprzyjmowania posi�k�w, iust�pili jedynie perswazjom iwezwaniom "swego genera�a",kt�ry uczy� ich dyscypliny iprowadzi� do boju. Wszyscywiedzieli, �e s�u�y on Sprawie istawia j� ponad wszelkie wzgl�dyosobiste.Takim zna�em gen.Sosabowskiego. Nie wiedzia�emjednak, �e ten wybitny �o�nierzRzeczypospolitej posiada r�wnie�niema�y talent literacki.Talentowi temu zawdzi�czamyniniejsz� ksi��k�.Ze "S�owa wst�pnego" gen. K.Sosnkowskiego napisanego doksi��ki gen. St. Sosabowskiego"Najkr�tsz� drog�".S�owo wst�pneW naszych czasach, gdywydarzenia przeistaczaj� takszybko oblicze �wiata iradykalnie zmieniaj� uk�adstosunk�w ludzkich, bledniewarto�� literackich fikcji, acoraz wi�kszego znaczenianabiera pami�tnik.Przed paru laty zwr�ci� si�do nas genera� Stanis�awSosabowski, aby rozwa�y� spraw�wznowienia b�d�cej ju� nawyczerpaniu jego ksi��ki"Najkr�tsz� drog�". Doszli�my dozgodnego wniosku, �e zamiastrobi� przedruk, lepiej wyda�nowy pami�tnik, daj�cype�niejszy obraz �o�nierskiejs�u�by: zrodzi�a si� ksi��ka"Droga wiod�a ugorem..."Dobijali�my ko�ca pracywydawniczej; autorowi pomaga�owielu ch�tnych; on sam pilnieczuwa� nad wyko�czeniem ksi��ki.Widywali�my go cz�sto wdrukarni. Nagle przysz�awiadomo��: gen. Sosabowski nie�yje! Jeszcze przed paru dniamiuzgadnia� uk�ad ilustracji...Prochy Dow�dcySpadochronowej Brygadypowieziono do Polski. Spocz�y wWarszawie na cmentarzuPow�zkowskim, �egnane przezby�ych �o�nierzy, ich rodziny iwarszawiak�w, kt�rzy pami�tali,�e zmar�y by� dow�dc� 21_gopu�ku "Dzieci Warszawy"."Najkr�tsz� drog�" by�ozawo�aniem Brygady. Tward� drog�wiod�o �ycie jej dow�dc�; doPolski nie dotar�, ale przy�o�y�r�k� do pomnika polskiegom�stwa, a jako dow�dca icz�owiek zaskarbi� sobie mi�o��wielu. "A na to warto �y�" -pisa� w ostatnich s�owachpami�tnika. Nie doczeka� si�wydania ksi��ki - �o�nierz_autorzosta� odwo�any...Nad mogi�� pochyla�y si�sztandary, �egnali genera�atowarzysze broni. Naszymudzia�em w po�egnaniu jestoddanie polskiemu Czytelnikowiopowie�ci o Jego pracy i walce.Dzi�kujemy wszystkim, kt�rzydopomogli i wsp�dzia�ali wwydaniu ksi��ki: redaktorowi igrafikom, drukarzom isubskrybentom.Niechaj "droga wiod�caugorem" powiedzie ku celowi,jakiemu s�u�y� autor, wszystkichCzytelnik�w, zw�aszcza - jakpragn�� - m�ode pokolenie,wzrastaj�ce na uchod�stwie i wKraju.Londyn, pa�dziernik 1967Biblioteka PolskaCz�� pierwsza~Moje m�ode lataCz�� pierwszaMOje m�ode lataHej strzelcy wraz, nad namiorze� Bia�y...(Pie��Polskich Dru�yn Strzeleckich)W Stanis�awowieStanis�aw�w, moje miastorodzinne - dzi� poza granicamipa�stwa polskiego - staje minieraz przed oczyma. Widz� tomiasto, a w nim siebie - ch�opca,ucznia gimnazjum, niepozornego,n�dznie ubranego,przebiegaj�cego ulice z jednejlekcji na drug�. Widz� go wtajnych k�kachsamokszta�ceniowych, wharcerstwie i organizacjiwojskowej.Widz� to miasto, gdzie wcodziennym trudzie zdobywa�emchleb dla siebie i mojejrodziny, kszta�towa�em sw�jcharakter i uczy�em si� �ama�pi�trz�ce si� przede mn�przeszkody; miasto, gdziepozna�em i pokocha�em idea�y,kt�re sta�y si� my�l� przewodni�mojego �ycia.Stanis�aw�w opu�ci�em nazawsze z chwil� wybuchupierwszej wojny �wiatowej.Gdy w p�niejszych latachniekiedy tam bywa�em, miasto towydawa�o mi si� ju� inne - nietakie, jak w moich latachm�odzie�czych, widziane przezpryzmat w�asnych prze�y�.Ojca straci�em bardzowcze�nie. MIa�em wtedy zaledwielat jedena�cie; brat m�j siedem,a siostra cztery. Ojca pami�tamjak przez mg��. Najbardziejutkwi�y mi w pami�ci jego oczy.Mia�y wyraz g��bokiej dobroci, aw razie potrzeby umia�y by�surowe. Nie podni�s� na nasnigdy r�ki; popatrzy� tylko, ito wystarczy�o. Jego serce czu�ena ludzkie k�opoty, zbytniezaufanie do otoczenia i�atwowierno��, a przy tym,niestety, "s�aba g�owa" by�y�r�d�em trosk i niepowodze�materialnych. Nieraz wraca� dodomu z pust� kieszeni�. Mimo �eby�em dzieckiem, ju� wtedyzrozumia�em, czego robi� nienale�y.�mier� ojca sta�a si�przyczyn� mojej przedwczesnejdojrza�o�ci. Utraci�em beztrosk�i rado�� dzieci�stwa i m�odo�ci.Pensja wdowia matki niewystarcza�a na nasze potrzeby. Zobszernego mieszkaniaprzenie�li�my si� do jednegopokoju z kuchni�. Matka, zaj�tadzie�mi, nie mog�a podj�� si��adnej dodatkowej pracy. By�o�le. Czasami g�odno. Zrozumia�emwtedy, �e ja musz� przecie�pomaga� matce. Ale jak?Wspomnienia z gimnazjumChodzi�em do Szko�y Realnejw Stanis�awowie (p�niejszegimnazjummatematyczno_przyrodnicze). By�to okaza�y, dwupi�trowy budynekw g��bi ogrodu, przy g��wnejulicy Sapie�y�skiej. By�em ju� wklasie III i mia�em trzyna�cielat.W lutym panowa� ostry mr�z.Na przerwach mi�dzy lekcjamich�opcy bawili si� na podw�rzuszkolnym lub na korytarzach.Sta�em i ja na korytarzu. By�emzzi�bni�ty i skulony. Kto�dotkn�� mego ramienia. Obr�ci�emsi�. Przede mn� sta� naszkatecheta, ks. prof. AndrzejNogaj.- Stachu, czemu nie w�o�yszp�aszcza? Trz�siesz si� z zimna.Chcia�em zaprzeczy�, onnalega�. Wtedy wydusi�em:- Ja, ksi�e profesorze, niemam p�aszcza.- Jak to, nie masz p�aszcza,na to zimno? Na Boga, jakdostajesz si� do szko�y?- Ja biegn�, ksi�eprofesorze.Dzwonek zako�czy� przerw�.Na dalsz� indagacj� nie by�oczasu.- S�uchaj, Stachu, przyjd�do mnie wieczorem - rzek� ks.Nogaj.Wieczorem opowiedzia�emksi�dzu wszystko o sobie i �eprzecie� ja, jako najstarszy,musz� pom�c mojej rodzinie, achyba jedyne rozwi�zanie by�obyw udzielaniu korepetycjis�abszym kolegom. Ks. Nogajs�ucha� i milcza�. Wreszcierzek�:- Pomy�l�, naradz� si� zprofesorami, co� uradzimy.I pami�tam jego twarz, jak zpewnym zak�opotaniem si�ga dosutanny i wciska mi do r�kikilka koron:- We� to, ch�opcze,przepraszam, �e tak ma�o. I jamam na utrzymaniu matk�staruszk�.Wzdragam si�, nie chc�przyj��, on za�:- Nie wstyd� si�, to nieja�mu�na, to po�yczka jedynie.Zwr�cisz mi j�, gdy b�dzieszm�g�.I wciskaj�c mi w d�o�pieni�dze, omal �e nie wyrzuci�mnie za drzwi. A potem znalaz�si� dla mnie p�aszcz...By� to dzie� �w. J�zefa.Marzec, pociepla�o. Ks. Nogajwezwa� mnie do kancelariiszkolnej:- Stachu, czy potrafiszpom�c twemu koledze M. wefrancuskim i matematyce?- Tak jest, ksi�eprofesorze, podo�am!- Id� zaraz po szkole doniego.Poszed�em. Po drodzewst�pi�em do ko�cio�a oo.Jezuit�w. Kl�kn��em przedo�tarzem, na kt�rym �w. J�zeftrzyma� Dzieci�tko. Popatrzy�emi bez s��w pomy�la�em jedno:"Pom�!"Do domu wpad�em jak burza.- Mamciu, b�dzie nam lepiej!Przynios� pieni�dze, b�d� dawa�lekcje!Tak wi�c w trzynastym roku�ycia rozpocz��em prac�korepetytora i oddawa�em matcezarobione pieni�dze.Nie by�em �atwymkorepetytorem. Jakkolwiekumawia�em si� na godzin�, niewypu�ci�em delikwenta z mych r�ktak d�ugo, a� nie umia� lekcji.By�em twardy, nieust�pliwy,nieraz bardzo niecierpliwy. Itak ros�a moja s�awa jakokorepetytora. Gdy matka czyojciec, stroskani z�ymipost�pami syna, pytali profesorao rad�, cz�sto s�yszeliodpowied�: "To le� i nieuk,koniecznie potrzebuje pomocy itwardej r�ki. Jest korepetytor,nazywa si� Sosabowski; je�eli onnie pomo�e, to chyba nikt".By�y okresy, �e mia�em popi�� korepetycji dziennie. Naukaw szkole odbywa�a si� od godz.#/8 rano do #/1 po po�udniu.Wpada�em do domu, by si� niecopo�ywi�, i ju� od godz. #/2biega�em z lekcji na lekcj�.Oko�o #/9 wieczorem wraca�em dodomu. W piecyku czeka�a kolacja.Po�yka�em j� i rzuca�em si� na��ko, by zapa�� w kamienny sen.- Stasie�ku, ju� si�dma,wstawaj, czas do szko�y! -budzi�a mnie matka.Tak bieg� tydzie� zatygodniem, miesi�c za miesi�cem- przez ca�e gimnazjum i okresstudi�w w Krakowie.Nasze skromne bytowanie nagranicy g�odu polepszy�o si�nieco od chwili, gdy zarabia�emlekcjami.Gdy dzi�, po tylu latach,wspominam stosunki, jakiepanowa�y w by�ym zaborzeaustriackim, musz� przyzna�, �ewolno�� osobista, swobodamanifestowania polsko�ci by�aca�kowita. Oczywi�cie by�ar�wnie� znana tzw. n�dzagalicyjska. Kraj by�eksploatowany przez przemys�austriacki i czeski. Handelprzewa�nie w r�kach ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl