Druga milosc Nataszy, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nora RobertsDruga miłoć NataszyTłumaczyła Barbara JanowskaTytuł oryginału: Taming NatashaROZDZIAŁ PIERWSZY- Dlaczego wszyscy przystojni mężczyni zwykle sš już żonaci?- To podchwytliwe pytanie? - Natasza posadziła na ladzie dużš porcelanowš lalkę iodwróciła się do swojej współpracownicy. - No dobrze, Annie, jakiego to przystojnegomężczyznę masz na myli?- Tego urodziwego wysokiego blondyna, który stoi przed wystawš ze swojš eleganckšżonš i licznš córeczkš. - Annie westchnęła przecišgle. - Wyglšdajš jak z reklamy wmagazynie rodzinnym.- To może wejdš i kupiš którš z reklamowanych zabawek.Natasza cofnęła się o krok i z zadowoleniem przyjrzała grupce lalek w staroangielskichstrojach. Wyglšdały dokładnie tak, jak chciała. Były wytworne, pełne dystynkcji i gracji.Sklep z zabawkami był nie tylko jej miejscem pracy, ale i największš przyjemnociš.Sama wybierała każdš rzecz, od najmniejszej grzechotki po największego pluszowego misia,zwracajšc uwagę na jakoć i nie pomijajšc żadnego szczegółu. W końcu to był jej sklep i toona odpowiadała za sprzedawane w nim towary. Zależało jej na najwyższej jakoci i nazadowoleniu każdego klienta. Jednakowo traktowała zarówno tego, który kupował lalkę zapięćset dolarów, jak i tego, który kupował miniaturowy samochodzik za dwa dolary.- Wiem - westchnęła Annie. - Szkoda, że nie widzę, jaki ma kolor oczu. Ale ma takšszczupłš, kocistš twarz. Jestem pewna, że jest niesamowicie inteligentny i że bardzo cierpiał.Natasza rzuciła jej przez ramię krótkie rozbawione spojrzenie. Annie, wysoka i chuda,miała serce miękkie jak wosk.- A ja jestem pewna, że jego żona byłaby zafascynowana twojš wyobraniš - stwierdziła.- To przywilej, nie, raczej obowišzek kobiety snuć wyobrażenia o takich mężczyznachjak ten.Natasza nie zamierzała spierać się z przyjaciółkš.- Masz rację. Otwórz sklep.- Tylko jedna lalka - powiedział Spence, lekko pocišgajšc córeczkę za koniuszek ucha. -Dwa razy bym się zastanowił nad wprowadzeniem do tego domu, gdybym wiedział, żeznajduje się w odległoci kilkuset metrów od sklepu z zabawkami.- Gdyby mógł, kupiłby jej cały cholerny sklep z zabawkami - odezwała się kobietastojšca obok niego.- Nie zaczynaj, Nino - rzucił półgłosem.Drobna blondynka w różowym żakiecie z lnu wzruszyła ramionami, po czym przeniosławzrok na dziewczynkę.- Miałam na myli, że twój tatu rozpieszcza cię, bo bardzo cię kocha. Zresztšzasługujesz na prezent. W czasie przeprowadzki była bardzo grzeczna.Frederica Kimball wydęła dolnš wargę.- Podoba mi się mój nowy dom. - Wsunęła ršczkę w dłoń ojca, dajšc tym wyrazsolidaryzowania się z nim przeciwko całemu wiatu. - Mam podwórko i hutawkę tylko dlasiebie.Od czasu gdy przed trzema laty po raz pierwszy otworzyła drzwi sklepu, uczyniła z niegojedno z najlepiej prosperujšcych przedsiębiorstw w małym uniwersyteckim miecie naobrzeżach Wirginii Zachodniej. Kosztowało jš to wiele pracy i samozaparcia, ale sukceszawdzięczała głównie temu, że doskonale rozumiała dzieci i miała z nimi wietny kontakt.Nie chciała, by jej klienci opuszczali sklep z jakš zabawkš. Chciała, by opuszczali go zzabawkš właciwš.- Chyba zaraz wejdš - rzuciła Annie, poprawiajšc krótko przycięte kasztanowe włosy. -Ta mała już nie może ustać w miejscu, tak się niecierpliwi. Mogę otworzyć?Natasza, jak zawsze dokładna, spojrzała na zegar wiszšcy na cianie.- Mamy jeszcze pięć minut.- No to co? Mówię ci, ten facet jest wprost niewiarygodny. - Chcšc mu się lepiejprzyjrzeć, Annie przesunęła pudełka z grami planszowymi. - Żeby wiedziała. Co najmniejmetr osiemdziesišt, bajecznie zbudowany, najwspanialsze ramiona, jakie kiedykolwiekwidziałam. O rety, tweedowa marynarka. Nie mylałam, że zgłupieję na punkcie faceta wtweedowej marynarce.- Zgłupiałaby nawet na punkcie mężczyzny w dżinsach.- Prawie wszyscy faceci, jakich znam, chodzš w dżinsach - mruknęła. Zerkała zzaregałów, żeby sprawdzić, czy mężczyzna wcišż stoi przed sklepem. - Latem musiał się nielewysiedzieć na plaży - zauważyła. - Jest cudownie opalony i ma włosy rozjanione słońcem. OBoże, umiecha się do tej małej. Chyba się zakochałam.- Nie pierwszy raz - skwitowała z umiechem Natasza. - Wcišż ci się wydaje, że sięzakochała.- Sam siebie oszukuję, wmawiajšc sobie, że to bez znaczenia, że ona niczego nie pamięta.- To jeszcze nic nie znaczy, że chce mieć lalkę z rudymi włosami i niebieskimi oczami.- Rude włosy i niebieskie oczy - powtórzył nerwowo. - Takie jak Angela. Ona pamięta,Nino. I nie można tego lekceważyć. - Wcisnšł ręce w kieszenie i odszedł o parę kroków.Trzy lata, pomylał. To już prawie trzy lata. Freddie jeszcze nosiła pieluchy. Ale pamiętaAngelę, pięknš, lekkomylnš Angelę. Nawet kto najbardziej liberalny nie uznałby, że Angelanadaje się na matkę. Nigdy jej nie przytuliła ani nie zapiewała na dobranoc, nie ukołysała aninie ukoiła.Wpatrywał się w małš lalkę z porcelanowš buziš, ubranš w jasnoniebieskš sukienkę.Długie cienkie palce, ogromne rozmarzone oczy. Oczy Angeli. Nieprawdopodobnie piękne. Izimne jak ze szkła.Kochał jš tak, jak mężczyzna może kochać dzieło sztuki, podziwiajšc na odległoćdoskonałoć formy i wcišż doszukujšc się ukrytego w niej znaczenia. Mimo to udało im sięstworzyć cudownš, przemiłš córeczkę, która jako chowała się przez pierwsze lata swegożycia niemal bez udziału rodziców.Będzie musiał jej to wynagrodzić. Spence na moment przymknšł oczy. Zamierzał zrobićwszystko, co w jego mocy, żeby dać Freddie miłoć, oparcie i poczucie bezpieczeństwa, najakie zasłużyła. Poczucie rzeczywistoci. To słowo mogło się wydawać banalne, ale najlepiejoddawało sens tego, czego pragnšł dla córeczki - prawdziwych, silnych więzów rodzinnych,po prostu prawdziwej rodziny.Dziewczynka kochała go. Czuł dreszcz wzruszenia,Nina obrzuciła wzrokiem wysokiego smukłego mężczyznę i małš zgrabnš dziewczynkę.Mieli takie same uparte podbródki. Jeżeli dobrze pamiętała, jeszcze nigdy nie zdołała żadnegoz nich przekonać.- Wydaje mi się, że tylko ja nie widzę dobrych stron przeprowadzki z Nowego Jorku. -Nina przybrała nagle cieplejszy ton i pogłaskała dziewczynkę po włosach. -Trochę się o wasmartwię. Nic na to nie poradzę. Chcę tylko, żeby była szczęliwa, kochanie. Ty i twój tatu.- Jestemy. - Żeby przerwać panujšce napięcie, Spen-ce chwycił Freddie w ramiona. -Prawda, buziaczku?- Ona by chciała, żeby bardziej. - Nina cisnęła dłoń Spence'a. - Otwierajš.- Dzień dobry. - Sš szare, zauważyła Annie, patrzšc w oczy Spence'a. Cudownie szare,westchnęła w duchu. - Czym mogę służyć? - spytała.- Moja córka jest zainteresowana lalkš. - Spence wypucił Freddie z objęć.- A więc jeste we właciwym miejscu. - Annie w poczuciu obowišzku skierowała swojšuwagę ku dziewczynce. Rzeczywicie była urocza. Miała szare oczy ojca i jasne rozwianewłosy. - Jakš lalkę by chciała?- Ładnš - odparła bez wahania Freddie. - Ładnš, z rudymi włosami i niebieskimi oczami.- Jestem pewna, że co znajdziemy. - Wycišgnęła rękę do dziewczynki. - Chcesz sięrozejrzeć?Dziewczynka zerknęła w stronę ojca, a widzšc w jego oczach przyzwolenie, podała rękęAnnie i poszła razem z niš w głšb sklepu.- Do diabła - skrzywił się Spence. Nina po raz drugi cisnęła jego dłoń.- Spence...gdy tylko pomylał o jej oczach błyszczšcych tak szczególnie, gdy jš utulał do snu, odrobnych ramionkach oplatajšcych jego szyję, gdy się pochylał nad jej łóżeczkiem. Być możenigdy sobie nie wybaczy, że kiedy była malutka, był tak bardzo pochłonięty własnymiproblemami, własnym życiem. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nawet przeprowadzkęzorganizował z mylš o niej.Usłyszał miech dziewczynki i ponure myli ustšpiły miejsca radoci. Nie było nicsłodszego ponad miech dziecka. Można by wokół niego zbudować całš symfonię. Nie będziejej przeszkadzał. Niech się nacieszy widokiem tych wszystkich lalek, zanim jej przypomni, żetylko jedna będzie do niej należała.Miał teraz chwilę czasu, by rozejrzeć się po sklepie. Był piękny i jasny. Choć niewielki,miecił w sobie wszystko, o czym dziecko mogło zamarzyć. Z sufitu zwieszała się złotażyrafa i ogromny pies. Na jednej z lad ustawiono rzędy kolejek, samochodów i samolocików,wszystkie w wesołych kolorach, a tuż obok miniaturowe mebelki dla lalek. Obok modelustacji kosmicznej stało starowieckie pudełko z wyskakujšcym ze rodka diabełkiem. Ioczywicie były lalki. Dużo pięknych lalek w najrozmaitszych strojach, usadowionych przymałych stoliczkach z serwisami do herbaty.Całoć, choć przemylana w najdrobniejszych szczegółach, sprawiała wrażenieimprowizacji, a nawet pewnego chaosu. To miejsce musiało urzekać dzieci. Była to istnajaskinia Aladyna, w której każdy mógł dla siebie co znaleć. Usłyszał radosny miechcóreczki. Już wiedział, że nie uda mu się jej powstrzymać od regularnych wizyt w tymbajkowym wiecie.To była jedna z przyczyn, dla których zdecydował się przeprowadzić do małego miasta.Chciał, by jego córka& 11poznała urok małych sklepów, w których sprzedawcy będš znali jej imię. Żeby mogłachodzić sama z jednego końca miasta na drugi, bezpieczna i spokojna. Żeby nikt jej nieuprowadził, nie oszukał, nie wcišgnšł w narkotyki. Tutaj nie potrzeba alarmów i wymylnychsystemów bezpieczeństwa, murów odgradzajšcych od ulicy i chronišcych od intruzów. Nawettaka mała dziewczynka jak Freddie będzie się tutaj czuła u siebie.I może on, pomału, sto...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]