Drugi swiadek obrony, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RYSZARD SAWWADRUGI �WIADEK OBRONYRay zacz�� schodzi� w dolin�, kiedy ju� wtargn�� do niej wieczorny ch��d g�rski.Poszed� szybciej, �eby si� rozgrza�. Chcia� przy tym zd��y� na kolacj� wschronisku. Spojrza� na zegarek. By�a ju� 18.00. Nowy dow�dca grupy kontrwywiadupu�kownik Alain Bradford by� bardzo wymagaj�cy, je�li chodzi o punktualno��.W�a�ciwie wszyscy rozumieli, �e sprawy zasz�y ju� za daleko, �eby pokpiwa� sobiez jego metod dzia�ania, ale te zakazy rozm�w na temat start�w sond i skrupulatna"opieka" nad wszystkimi pi�cioma cz�onkami Zespo�u Startowego by�y trudne dozniesienia.Min�� ostatni zakr�t w lewo i doszed� do znaku kilometrowego. Jeszcze p�godziny drogi i b�dzie w schronisku.Jutrzejszy dzie� musi rozstrzygn�� o dalszym planie badania sektora 10. Startb�dzie o 9.33. Taki czas ustalono dopiero w ostatniej chwili. O starciepoinformowa� go sam Bradford. Pu�kownik wprowadzi� zreszt� bardzo osobliw�metod� powiadamiania o momencie startu. Ju� wielokrotnie terminy by�y zmienianei nie ma �adnej pewno�ci, �e i ten jest prawdziwy. Ray u�miechn�� si�. Niewierzy�, aby to co� pomog�o. Je�li rzeczywi�cie chodzi o sabota�, to ci, kt�rzygo przeprowadzaj�, maj� ogromne mo�liwo�ci. By� przekonany, i� NOL-e pojawiaj�cesi� od czasu do czasu by�y dostatecznym dowodem na to, �e kto� sobie nie �yczyrakiet w sektorze 10 i �e trzeba w ko�cu przesta� wysy�a� sondy kosmiczne w tenrejon. Bradford nie dawa� si� jednak przekona� i twierdzi�, �e musi zdoby�dowody zamierzonej akcji, a nie b�dzie opiera� si� li tylko na hipotezach.Spojrza� na zegarek. Jeszcze kwadrans marszu. Regularna praca mechanizmudzia�a�a uspokajaj�co. Wszyscy cz�onkowie zespo�u byli ju� na granicywytrzyma�o�ci. psychicznej. W�a�ciwie wiadomo by�o, �e jutrzejszy eksperyment, wrazie niepowodzenia, musi by� dla tej grupy ludzi ostatnim przed d�u�szymurlopem.Ray przypomnia� sobie poprzedni� wycieczk� w to miejsce z ca�ym zespo�em. By�oto w dwa dni po nieoczekiwanej anihilacji pierwszej sondy niedaleko sektora 10.Ustawiono na kosmodromie nast�pn� sond�, a zesp� dosta� zezwolenie na niedalek�wycieczk�. Wszyscy zauwa�yli wtedy ten Nierozpoznany Obiekt Lataj�cy. By� toniewielki dysk z b�yszcz�cego materia�u, kt�ry uni�s� si� z odleg�o�ci oko�o 2km od nich i bardzo szybko znikn�� w ob�okach. Dyskusje na temat pochodzeniaNOL-i odwr�ci�y natychmiast zainteresowanie przyjaci� od Raya i jego zegarka.Ray znalaz� go przy �cie�ce prowadz�cej na szczyt. Musia� go kto� zgubi� conajmniej kilka dni temu, bo by� nie nakr�cony. Nikt z obecnych jeszcze wschronisku nie przyzna� si� do zguby i by�o jasne, �e nie ma sensu dalej szuka�w�a�ciciela.Zegarek spisywa� si� nie�le i Ray by� z niego zadowolony. Id�c u�wiadomi� sobie,�e wraz ze zbli�aj�cym si� terminem startu zaczyna si� denerwowa�. Ju� czterysondy przy starcie rozpad�y si� na py� metalowy bez jakiegokolwiek wybuchu, bez�adnych �lad�w jakiegokolwiek dzia�ania. Wysy�ane do innych rejon�w Galaktyki ztego samego kosmodromu startowa�y normalnie i ju� od kilku lat nadchodz� od nichinformacje o przebytych trasach. Sondy kosmiczne, bezza�ogowe, szybkie statkifotonowe mia�y za zadanie nawi�za� ��czno�� z przypuszczalnymi innymi istotamimy�l�cymi i prze��czy� kontakt na Ziemi�. Wysy�ano je w ramach programuodpowiedzi po wychwyceniu z szum�w Kosmosu wyra�nych sygna��w sztucznych.�wiat�o w schronisku ju� si� pali�o, kiedy wszed� i zrzuci� plecak. W jadalni zasto�em siedzia�a tylko jedna osoba. Chcia� usi��� przy innym stoliku, alezorientowa� si�, �e ten kr�tko ostrzy�ony, siwy m�czyzna w sportowym ubraniu -to Bradford. Nie spodziewa� si� go tutaj. Mimo woli poczu�, �e zasycha mu wgardle.Podszed� do stolika Bradforda i zauwa�y�, �e ten te� musia� przed chwil� wr�ci�z g�r.Bradford u�miechn�� si� i zaprosi� Raya do stolika.- Dobry wiecz�r panu, nie spodziewa� si� mnie pan tutaj, prawda ?Ray by� zawsze szczery w stosunku do Bradforda.- Tak, ma pan racj�, panie pu�kowniku, nie s�dzi�em, �e jestem szczeg�lnie przezpana wyr�niony. Nie bardzo �atwo bym uwierzy�, �e akurat dzisiaj chcia� pan wtym samym miejscu za�ywa� �wie�ego powietrza.Bradford zareagowa� spokojnie.- No c�, wie pan, �e mam swoje plany dzia�ania. Wola�bym takie, by�mywsp�pracowali w innym uk�adzie zada�, ale sytuacja wymaga ode mnie specjalnychkrok�w. Musi pan zrozumie�, �e sondy s� bardzo drogie i rz�d wymaga od naswykrycia sprawc�w dywersji.- I dlatego pewno szed� pan za mn� i �ledzi� mnie? Tylko nie rozumiem, jaki tomia�oby sens.- Widzi pan, mog� powiedzie� panu, �e jutrzejszy dzie� b�dzie decyduj�cy w�ledztwie przez nas prowadzonym. Mog� r�wnie� zapewni� pana, �e nie szed�em zapanem i nie �ledzi�em. M�j cel przybycia tutaj by� inny. A jaki - mo�liwe, �ewyja�ni� panu p�niej. Na razie chcia�bym jeszcze raz pana prosi�, aby dla dobra�ledztwa nie czyni� pan pr�b kontaktowania si� z kimkolwiek do jutra do godziny9.33. Niech pan nie s�dzi, �e jest pan, jak to pan powiedzia�, "szczeg�lniewyr�niony".Nie. Inni cz�onkowie zespo�u te� b�d� absolutnie skutecznie odseparowani odotoczenia.Po kolacji okaza�o si�, �e b�d� spali z Bradfordem w jednym pokoju.Ray by� zm�czony wspinaczk� i z przyjemno�ci� wyci�gn�� si� na tapczanie.Zasypia� szybko i zapami�ta� tylko, �e Bradford m�wi� co� jeszcze o �ledztwie.Ostatnie s�owa dotar�y do niego prawie wyprane z sensu. S�ysza� je, ale by�y totylko s�owa. M�g�by je podrzuca�, jak �ongler na arenie podrzuca jednakowe szarepi�eczki, spadaj�ce bez d�wi�ku na pod�og� i podskakuj�ce do jego r�k, i znowupodrzucane do g�ry.- ... Wie pan, Ray, s�dz�, �e kto� z zespo�u bierze w tym udzia�. Ale kto? Ijakim cudem? Przecie� znamy ka�dy krok cz�onk�w zespo�u. Ten kto� musiprzekazywa� czasy startu w jaki� bardzo dowcipny spos�b...Pi�eczki skaka�y coraz pr�dzej i ros�a ich ilo��. Ray czu�, �e s� coraz ci�szei �e nie mo�e ich podrzuca�. To one zaczynaj� podbija� mu r�ce. Jest ich corazwi�cej i w ko�cu unosz� go nad Ziemi� i oddalaj� coraz dalej i dalej. Znikaj��wiat�a miast. I Ziemia staje si� te� ma��, szar� pi�eczk�. A doko�a rozci�gasi� bezkresna, czarna pustka...Ryk l�duj�cego helikoptera by� doskona�ym budzikiem. Bradford by� ju� ubrany wsw�j mundur s�u�bowy i zamyka� walizk�, kiedy Ray zdecydowa� si� wsta�.- Dzie� dobry panu, Ray, szybciutko jemy �niadanko i do pracy. Ju� godzina 6.Na kosmodromie wyl�dowali w godzin� p�niej. Podziemne stanowisko dowodzenialotem by�o ju� przygotowane do startu. O godzinie 8, jak zwykle w dniu startu,rozpocz�a si� odprawa u kierownika programu, profesora Jeansa.Ray usiad� blisko koleg�w z zespo�u. Ka�dy mia� obok siebie "anio�a str�a".Wszyscy "anio�owie" byli w mundurach �andarmerii kosmicznej, co oznacza�o, �e s�na s�u�bie, i podkre�la�o wag� dnia. Tak by�o pierwszy raz. Ray widzia� wyra�nieniepok�j na twarzach koleg�w. Ka�dy my�la� o tym samym. Co przyniesie dzisiejszystart? I co przyniesie �ledztwo Bradforda? Patrzyli ukradkiem jeden na drugiego,�owi�c spojrzenia koleg�w.Jeans m�wi� kr�tko i zwi�le:- Prosz� koleg�w! Dzisiejszy start z wielu wzgl�d�w b�dzie decyduj�cy, je�lichodzi o dalszy program badania sektora 10, i mo�e by� bardzo wa�ki dla nas jakodla konkretnego zespo�u ludzi. Wszyscy wiemy, �e prowadzone jest �ledztwo wsprawie przyczyn poprzednich nieudanych start�w. Chocia� ja osobi�cie mam swojepogl�dy na t� spraw�, z materia��w zebranych przez koleg� Bradforda wynika, �eniewykluczone jest wsp�dzia�anie kogo� z obecnych tu na sali w sabota�u. Spraw�t� stawiam otwarcie z dw�ch powod�w. Po pierwsze - to jest ostatnia szansa dlaprzypuszczalnego przest�pcy: ma jeszcze mo�no�� wycofania si� z g�ry. I podrugie - je�eli si� nie wycofa, to b�dzie dzisiaj zidentyfikowany. Wtedy nieb�dzie dla niego lito�ci. Poniesie surow� kar� za zdrad� ludzko�ci. Apeluj� wi�cdo niego, by wykorzysta� szans�. Je�eli ju� przekaza� czas startu, mo�e si�zg�osi� do mnie i zmienimy program dnia, dla uniemo�liwienia sabota�u. Na pro�b�pu�kownika Bradforda od godziny 8.30 zarz�dzam pe�n� gotowo�� startow� na ca�ydzie�. Czas startu b�dzie og�oszony ca�ej za�odze kosmodromu na p� godzinyprzed rozpocz�ciem odliczania i startem. W tej chwili czas startu zna tylkoZesp� Startowy w sk�adzie 5 os�b. Prosz� o godz. 8.30 o zaj�cie stanowisk.Dzi�kuj�.Tak �ywych komentarzy nie by�o jeszcze nigdy, nigdy przecie� dotychczas niem�wi�o si� o sabota�ystach.Bradford spojrza� na Raya i rzek� z u�miechem:- Niech pan si� uspokoi, przecie� to chyba nie pan nas zdradza, prawda ?Ray nie odpowiedzia�. Wsiedli obaj do windy i pojechali do sterowni.O 8.20 Ray usiad� przy ekranie pulpitu sterowania silnikiem.O 8.30 zapali�y si� przy stanowiskach czerwone napisy "Gotowo�� startowa".Rozpocz�o si� czekanie. Ray zarz�dzi� sprawdzenie uk�ad�w sterowania i si�owychsilnika. Przez godzin� zd��y� zrobi� to 2 razy. Program sprawdzania zna� napami��.Zbli�a� si� start. Zgodnie z planem o godz. 9.00 niski g�os syreny i pulsuj�cenapisy "Operacja startowa" og�osi�y pocz�tek eksperymentu. Ray poprawi� si� wfotelu i spojrza� na stanowiska pozosta�ych cz�onk�w zespo�u. Wydawa�o mu si�,�e widzia� na ich twarzach zdziwienie. Czy�by nie znali prawdziwego momentustartu? Przycisn�� d�wigni� "Paliwo". Wiedzia�, �e zaczyna si� pompowaniep�ynnego deuteru do olbrzymich zbiornik�w sondy. Po dziesi�ciu minutach nadrukarce automatu kontroluj�cego wyskoczy� napis "Pompowanie zako�czone".W��czy� rozruch. Teraz zaczyna dzia�a� uranowy zap�on. Nie by�o �adnychzak��ce�. Og�osi� alarm startowy. Nikt nie ma prawa wychodzi� z bunkr�wkosmodromu. Otworzy� zaw�r zasilacza i deuter zacz�� si� s�czy� w ogniskoreakcji rozszczepiania j�der uranu. Gwa�towny wzrost jasno�ci w przyciemnionyc... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl