Dryfujac miedzy wysepkami Langerkansa, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Harlan EllisonA Drift Just Of The Islets of Langerhans: Latitude 38�54� N 77�00�13�WDRYFUJ�C MI�DZY WYSEPKAMI LANGERKANSA:38�54� SZEROKO�CI PӣNOCNEJ, 77�00�13� D�UGO�CI ZACHODNIEJOckn�wszy si� pewnego ranka z niespokojnego snu, Moby Dick stwierdzi�, �e przemieni� si� wswym wodorostowym �o�u w odra�aj�cego Ahaba.Zwl�k�szy si� niemrawo z wilgotnego �ona po�cieli, pocz�apa� do kuchni i nape�ni� czajnik.Powiek� dra�ni�y tkwi�ce w k�cikach oczu �pioszki. Wsun�� g�ow� pod kran, pu�ci� zimn� wod� idelektowa� si� ch�odem, jaki ogarn�� mu policzki.Po salonie wala�y si� wyko�czone butelki. Tysi�c i jedna flaszka po robitussinie andromilarze�CF. Przebrn�� przez ca�y ten bajzel do drzwi wej�ciowych i uchyli� je. O�lepi�o go�wiat�o dnia. �O Bo�e� � st�kn�� i przymkn�wszy oczy, schyli� si� po le��c� na ganku gazet�.Znalaz�szy si� ponownie w mroku sieni, rozpostar� j�. AMBASADOR BOLIWIIZAMORDOWANY � g�osi� mu� artyku�u, w kt�rym szczeg�owo opisano odkrycie cz�cioworoz�o�onych zw�ok ambasadora, upchni�tych w lod�wce porzuconej na parkingu niedalekoSecausus w New Jersey.Zagwizda� czajnik.Powl�k� si� go�y do kuchni. Mijaj�c akwarium stwierdzi�, i� przebrzyd�a ryba �yje sobie wnajlepsze i tego ranka po�wistuje jak s�jka, wypuszczaj�c chmary male�kich b�belk�w,unosz�cych si� ku pokrytej ko�uchem powierzchni. Zatrzyma� si�, zapali� �wiat�o i zajrza� w g��bpoprzez dryfuj�ce k��by alg. Ryba zwyczajnie nie zdycha�a. Pozabija�a ju� wszystkie inne ryby wzbiorniku � i te �adniejsze, i te przyja�niejsze, i �ywsze, jak r�wnie� te wi�ksze i bardziejniebezpieczne � za�atwi�a wszy�ciutkie, jedn� po drugiej i wy�ar�a im oczy. Teraz p�ywa�a sobiesama; w�adczyni bezwarto�ciowych w�o�ci.Stara� si� u�atwi� jej zgon, zaniedbuj�c co si� da � z wyj�tkiem karmienia, bo to w jegomniemaniu graniczy�oby z pospolitym morderstwem � ale blade, r�owe jak robak bydl�, czu�osi� dobrze r�wnie� w ciemno�ciach i w zanieczyszczonej wodzie.A teraz �wiergota�a sobie niczym s�jka. Nienawidzi� jej z ca�ego serca i z trudem t�umi� w sobiet� nienawi��.Z plastykowego pojemniczka wytrz�sn�� na d�o� p�atki i rozcieraj�c je mi�dzy kciukiem apalcem wskazuj�cym, jak poradzili mu specjali�ci, obserwowa� osiadaj�ce na powierzchnidrobinki r�nokolorowego rybiego pokarmu: ikr�, mlecz, krewetki, jajeczka j�tki, m�czk� owsian�i ��tko, zanim z wody nie wynurzy� si� obrzydliwy pysk, aby wessa� to wszystko w siebie.Odwr�ci� si�, kln�c i z�orzecz�c rybie. Ona nie zdechnie. Nie zdechnie, tak jak i on.W kuchni, pochyliwszy si� nad wrz�c� wod�, po raz pierwszy zda� sobie spraw� z powagisytuacji, w jakiej si� znalaz�. Jakkolwiek �eglowa� prawdopodobnie z dala od nadgni�ego kra�caob��du, to na wietrze nadci�gaj�cym znad horyzontu �owi� jego od�r i niczym dzikie zwierz�, kt�rewywraca �lepiami, czuj�c w nozdrzach wo� �cierwa i padlino�erc�w, tak i on, op�tany przez �wzapach, z dnia na dzie� coraz bli�szy by� utraty zmys��w.Przeni�s� czajnik, kubek i dwie torebki herbaty na st� kuchenny i zasiad� do �niadania. Naplastykowej podp�rce, niezwykle przydatnej do wygodnego wertowania ksi��ek kucharskich,umie�ci� nie tkni�ty od poprzedniego wieczora Kodeks Maj�w. Nape�ni� kubek wod� i opuszczaj�cna dno dyndaj�c� na nitce torebk� herbaty, pr�bowa� si� skupi�. Odniesienia do Itzamny, stoj�cegona czele panteonu Maj�w, oraz jego domeny � medycyny � by�y niejasne. Ten piekielny poranekprzywodzi� na my�l jedynie bogini� samob�jstwa � Ikstab. Pr�bowa� czyta�, lecz s�owa tylkoprzelatywa�y mu przed oczyma i nic si� z nimi dalej nie dzia�o; nie chcia�y �piewa�. Siorbi�cherbat�, wybiega� mimowolnie my�lami do zmro�onej tarczy Ksi�yca w pe�ni. Zerkn�� przezrami� na kuchenny zegar. Si�dma czterdzie�ci cztery.Odsun�� si� od sto�u i bior�c do r�ki na wp� opr�niony kubek herbaty, pomaszerowa� dosypialni. Pogr��one przed momentem w dr�cz�cym �nie cia�o odcisn�o na po�cieli wci�� jeszczewidoczne �lady. Z kajdanek, przykutych do metalowych p�ytek wmontowanych w wezg�owie��ka, stercza�y k�pki zmatowia�ych od krwi w�osk�w. Pomasowa� nadgarstki w miejscach, gdziewidnia�y odci�ni�te pr�gi, zrosi� lewe przedrami� paroma kroplami herbaty.Swoj� drog� by� ciekaw, czy ten boliwijski ambasador to czasem nie jego robota z poprzedniegomiesi�ca.Zegarek le�a� na biurku. Rzuci� na� okiem. Si�dma czterdzie�ci sze��. Do spotkania w biurzefirmy konsultingowej pozosta�a godzina i nieca�y kwadrans. Wkroczywszy do �azienki, skierowa�si� do kabiny z natryskiem i kr�ci� kranem dop�ty, a� cienkie jak igie�ka stru�ki lodowatej,tryskaj�cej pod ci�nieniem wody, zacz�y siec wykafelkowan� �cian� pomieszczenia. Si�gn�� doapteczki po szampon. Do lustra przyklejony by� w�ski banda�, na kt�rym widnia�y dwie linijkiwydrukowanego wyra�nymi literami tekstu:DROGA, KT�R� KROCZYSZ, JEST CIERNISTA, M�J SYNU, ALE TO PRZECIE� NIETWOJA WINA.Otwieraj�c apteczk� i wyjmuj�c ze� butelk� zio�owego szamponu o zapachu przyjaznego,g��bokiego lasu, Lawrence Talbot podda� si� ostatecznie sytuacji. Odwr�ci� si� i wst�pi� podprysznic, by bezlitosne, lodowate wody Arktyki mog�y biczowa� jego zmaltretowane cia�o.* * *Pomieszczenie numer 1544 g��wnego budynku Portu Lotniczego Tishmana by�o ni mniej, niwi�cej, tylko m�sk� toalet�. Stan�� pod �cian� naprzeciw drzwi oznaczonych tabliczk� DLAPAN�W i z wewn�trznej kieszeni marynarki wyci�gn�� kopert�. Papier by� pierwszorz�dnejjako�ci. Zaszele�ci�a, gdy podwa�y� kciukiem jej klapk�. Wydosta� ze �rodka pojedynczy arkuszlistu. Adres si� zgadza�, pi�tro r�wnie�, podobnie jak i numer pokoju. Nie zmienia�o to jednakfaktu, �e pok�j 1544 by� tylko m�sk� toalet�. Talbot odwr�ci� si�. To by� jaki� krety�ski �art, wkt�rym nie dostrzega� niczego �miesznego, przynajmniej w tych okoliczno�ciach.Post�pi� krok w stron� windy.Drzwi toalety dla pan�w zamigota�y, zaparowa�y niczym szyba samochodowa w zimie i uleg�ytransformacji. Zmieni�a si� tre�� napisu, kt�ry brzmia� obecnie: AGENCJA INFORMACYJNA.W apartamencie 1544 mie�ci�a si� firma konsultingowa, ta sama. kt�r� wymieniono wzaproszeniu napisanym na papierze pierwszej jako�ci. By�o ono odzewem na pe�en pyta� listTalbota, kt�ry po przeczytaniu do�� enigmatycznego og�oszenia w �Forbesie�, chc�c rozwia�nasuwaj�ce si� w�tpliwo�ci, odpowiedzia� na zamieszczony anons.Pchn�� drzwi i wkroczy� do �rodka. Kobieta siedz�ca za recepcyjnym biurkiem z ��kowegodrewna u�miechn�a si� do niego. Jego wzrok zsun�� si� z wywo�anych u�miechem do�eczk�w najej buzi na nogi, niezwykle zgrabne nogi, skrzy�owane pod biurkiem i obramowane jego konturem.� Pan Talbot?Skin�� g�ow�.� Lawrence Talbot.Ponownie si� u�miechn�a.� Pan Demeter chce pana zaraz widzie�. Mo�e napije si� pan czego�? Kawa? Co� ch�odnego?Talbot dopiero teraz si� zorientowa�, �e �ciska r�k� marynark� na wysoko�ci wewn�trznejkieszonki, w kt�rej tkwi�a koperta.� Nie, dzi�kuj�.Sekretarka wsta�a i podesz�a do drzwi gabinetu.� Co pani robi, gdy kto� pr�buje przetrz�sn�� pani biurko? � rzuci� za ni� Talbot.Nawet nie sili� si� na uprzejmo��. By� poirytowany. Odwr�ci�a si� i popatrzy�a na niego.Pomin�a jego pytanie milczeniem.� Pan Demeter oczekuje pana, sir.Otworzy�a drzwi i odsun�a si�. Mijaj�c j�, Talbot poczu� zapach mimozy.Gabinet umeblowany by� jak czytelnia w ekskluzywnym klubie m�skim. Wielkie pieni�dze.G��boka cisza. Ciemne, ci�kie drewno. Wy�o�ony d�wi�koch�onnymi p�ytkami, podwieszanysufit, nad kt�rym najprawdopodobniej znajdowa�a si� niewielka przestrze� kryj�ca przewodyelektryczne. We�nisty, pomara�czowo�umbrowy dywan, w kt�rym stopy grz�z�y po kostki. Przezzast�puj�ce �ciany okna wida� by�o nie miasto rozpo�cieraj�ce si� wok� budynku, lecz ca��panoram� Zatoki Hanauma po tej stronie wyspy Oahu, po kt�rej znajdowa� si� cypel Koko. Czystoakwamarynowe fale podp�ywa�y podobne wij�cym si� w�om, wznosi�y si� jak kobry zwie�czonebia�ym pi�ropuszem, po czym za�amywa�y si� i rzuca�y niczym �mije na jaskrawo��t� pla��.Zaraz, to nie by�o wcale okno, tutaj nie by�o przecie� okien. To by�a fotografia. Wyrazista,prawdziwa fotografia, nie �aden hologram ani prze�rocze. Talbot mia� nikle poj�cie o egzotycznejflorze, mimo to dalby g�ow�, �e drzewa o li�ciach niczym ostrza brzytwy, rosn�ce po prawejstronie pla�y, s� identyczne z przedstawionymi w ksi��kach, w kt�rych opisany jest okres karbonu,czyli czasy, zanim na Ziemi pojawi�y si� wielkie jaszczury. Ogl�da� po prostu co�, co przemin�opiekielnie dawno temu.� O, pan Talbot. Dobrze, �e pan przyszed�. John Demeter.M�czyzna podni�s� si� z fotela, wyci�gaj�c r�k�. Talbot u�cisn�� j�. By�a twarda i zimna.� Zechce pan usi���? � spyta� Demeter. � Co� do Picia? Kawa, a mo�e co� ch�odniejszego?Talbot pokr�ci� g�ow�. Demeter spojrza� znacz�co na sekretark�, kt�ra wycofa�a si�natychmiast z gabinetu, zamykaj�c za sob� delikatnie drzwi.Talbot mia� okazj� przyjrze� si� Demeterowi w momencie, gdy ten siada� naprzeciwko fotela.By� po pi��dziesi�tce, zachowa� bujn�, siw� czupryn�, kt�ra opada�a mu w nie�adzie na czo�o.Oczy mia� niebieskie i przenikliwie, rysy regularne i nieco jowialne, twarz szerok� i szczer�. By�elegancki.Ciemnobr�zowy, modny, szyty na zam�wienie garnitur le�a� na nim jak ula�. Demeter rozsiad�si� wygodnie i za�o�y� nog� na nog�, ods�aniaj�c przy tym czarne podkolan�wki. Pantofle by�ywypucowane do po�ysku.� To niezwyk�e drzwi, te do waszego biura � zacz�� Talbot.� Czy b�dziemy rozmawia� o drzwiach? � spyta� Demeter.� Nie, je�li nie ma pan ochoty. Zreszt� nie po to tu przyszed�em.� Nie mam ochoty. B�dzie pan �askaw przej�� od razu do rzeczy.� Ja w sprawie og�oszenia. Zaintrygowa�o mnie.Demeter u�miechn�� si� zach�caj�co.� Czterech redaktor�w wyt�a�o intelekty,...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]