Drzewiński Ku północy, E-BOOK

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANDRZEJ DRZEWI�SKIKU PӣNOCY"Przynajmniej si� stara�em..."Ken Kesey, Lot nad kuku�czym gniazdemSzesna�cie razy uderzy� w gong cz�owiek odziany w ci�kie, sk�rzane ubraniezdobione rz�dami klamer. Miedziana kaskada d�wi�k�w spad�a na domy, przetoczy�asi� pustymi ulicami i uderzy�a w wie�e z bia�ego marmuru zamykaj�ce konturmiasta. Odpowiedzia�y tym samym. Strzeg�cy �witu budzili teraz mieszka�c�wokolicznych wiosek le��cych wok� muru jak pos�uszne psy: �pi�ce, kiedy pan �pi,gotowe do pracy, kiedy ich pan wstaje.By�o gor�co. Powierzchnia oceanu, jedynie lekko sfa�dowana, nie przynosi�aoch�ody. Patrz�c w niebo mo�na by�o dojrze� u�o�ony z chmur wierny duplikatlinii brzegowej. Ciep�e powietrze nad l�dem roztapia�o pierzaste ob�okiwyczo�guj�ce si� pracowicie zza horyzontu.Zostawiaj�c �lad py�ku, o okno przebieralni uderzy� motyl. W �rodku zwestchnieniem ulgi cz�owiek zdejmowa� str�j. Zgodnie z nawykiem policzy� klamry,jakie mia� prawo naszy� ka�dy nowy w�a�ciciel. By�o ich czterdzie�ci sze��.Starannie docisn�� ramieniem odstaj�ce drzwi drewnianej szafy. Rze�biona wpopularny motyw gorej�cego s�o�ca, liczy�a sobie ponad sto lat i czeka�a narych�y koniec. Sto lat - tyle wynosi� czas, po jakim wymieniano umeblowanie winstytucjach pa�stwowych.Ubrany w zwiewn� bia�� szat�, z du�� spink� na ramieniu, wyszed� na ulic�.W�a�nie nadje�d�a� pierwszy pow�z linii ok�lnej. Podni�s� r�k� i wo�nicazwolni�. Gorzej bywa�o wieczorami, kiedy zm�czone zwierz�ta, czuj�c blisk�stajni�, nie mia�y najmniejszej ch�ci na zmniejszanie tempa. Lecz i do tegomo�na by�o si� przyzwyczai�. Po prostu wskakiwa�o si� do wozu. Cz�owiek pokaza�konduktorowi znaczek, potem wszed� na pi�terko. Trz�s�o, lecz by�o za toch�odniej. My�l�c ju� o �niadaniu i wygodnym ��ku z sapni�ciem opad� na �awk�.Obok siedzia�o trzech m�odzie�c�w zaciekle graj�cych w Telgoton. Ten przepasany��t� chust� by� w najlepszej formie. Trzyma� na kolanach du�e pud�o z plansz�,a mimo to tempo, z jakim kr�ci� korbk�, manewruj�c jednocze�nie ryjkiemelektromagnesu, by�o godne pozazdroszczenia. Dwaj pozostali, mimo �e zjednoczyliwysi�ki, i tak przegrywali. Z trzaskiem dwie ostatnie kulki zosta�y wepchni�tedo otworu, zabrz�cza� dzwonek. Klepn�li go po plecach na znak podziwu, a zarazpotem z dolnego pomostu dobieg� okrzyk konduktora. S�ysz�c go, ch�opak wsun��pud�o do schowka pod siedzeniem i omijaj�c drzemi�cego cz�owieka w bia�ym zawojuzbieg� w d�. Przytrzymuj�c torb� wyskoczy� na chodnik, zatrzymuj�c si� dopieroprzy okienku trafiki.- Zwyk�y zestaw, poprosz�.Cz�owieczek pachn�cy czosnkiem poda� mu dwa dzienniki i tygodnik. Przechylaj�cg�ow� obejrza� numer, potem wr�ci� do rozwi�zywania krzy��wki. Wygl�da�a nas�ynn� szarad�, jak� u�o�y� pi��dziesi�t lat temu Bilow Stok, niezapomnianymistrz rozrywek intelektu.W g�rze wy�a syrena fabryczna. Jakby dopiero teraz Otto zauwa�y�, jak wieluludzi pod��a ku temu samemu celowi. ��te chusty, mocne spodnie i identycznesk�rzane torby przewieszone przez rami�. Twarze powa�ne, �wiadome czekaj�cejpracy.Ulica, kt�r� szli, ko�czy�a si� szarym murem spi�tym masywn� bram�. By�o cicho,tak jak zwykle. Dla nich poranek nie by� czasem zabawy. Jak�e r�nili si�robotnicy wychodz�cy z poprzedniej zmiany. Mijaj�c bram� u�miechali si�zadowoleni, pokrzykiwali do siebie. Ci przyzwyczajeni do spania wieczoramizbierali si� w wi�ksze grupki. Umawiali si� na ryby albo wsp�lne popijanie wina.Otta min�� w�a�nie starszy cz�owiek w niebieskiej koszuli. Ju� to wskazywa�o, �eprzepracowa� ponad trzydzie�ci lat. Szed� w kierunku g��wnej ulicy. Przy traficedolatuj�cy z okienka zapach czosnku zaostrzy� mu apetyt. Pewnie dlatego wcisn��gazety do torby i ruszy� dalej znacznie szybszym krokiem. Mieszka� dwie ulicedalej, w czteropi�trowej kamienicy o falistej elewacji na�laduj�cej ro�linnymotyw. Powyginana balustrada na klatce schodowej b�yszcza�a wypolerowanymmetalem. Id�c czu� lekkie dr�enie konstrukcji.Na ostatnim pode�cie drzwi z lewej prowadzi�y do jego mieszkania. U�miechn�� si�wiedz�c, �e Marta czeka przy nakrytym stole.- Dzie� dobry, kochanie - powiedzia� ca�uj�c j� w usta.Usiad� na podsuni�tym krze�le i zabra� si� do jedzenia. Marta siedzia�a za nim,z uwag� obserwuj�c ruchy m�a. Chrupi�ce w jego z�bach grzanki sprawia�yfizyczn� przyjemno��. Kocha�a mie� �wiadomo��, �e jest niezb�dna. Wiedzia�adobrze, co znaczy na poz�r drobny gest, jakim pog�adzi� jej w�osy. Gdy by� zabardzo zm�czony, nie robi� tego, tylko od razu wali� si� na ��ko. Nads�uchuj�cd�wi�k�w, jakie dobiega�y z �azienki, si�gn�a palcami pod bluzk� i wyuczonymruchem rozpi�a stanik. Fritz nie lubi� zb�dnych przeszk�d. Trzasn�y drzwi,potem rozleg�o si� plaskanie bosych st�p. Mog�aby do najdrobniejszych gest�wodtworzy� teraz jego ruchy. jak zwykle nie wszed� po ni�. Od razu poszed� dosypialni. Za chwil� zawo�a.- Marta! - dobieg�o zza d�bowych drzwi.Unios�a si� z krzes�a i dzwonek zaskoczy� j� w trakcie zdejmowania sukni.Zakry�a na powr�t piersi.- Poczekaj, kochanie! - krzykn�a. - Kto� dzwoni.�a�cucha nie zdj�a. Na pode�cie sta� listonosz.- List do pa�stwa.U�miechn�� si� �yczliwie, wyjmuj�c z przegr�dki plecaka tr�jk�tnie z�o�on�kartk� papieru. Kobieta wzi�a j� do r�ki. Zapisa� jej numer. Udawa�a, �e nierozumie, dlaczego wci�� stoi i patrzy.- Czy co� jeszcze?Obliza� wargi, szepn�� cicho, wr�cz niedos�yszalnie.- Lubi� dojrza�e kobiety.Zamkn�a drzwi bez s�owa. Zamki szcz�kn�y dwukrotnie, zanim zapakowa� plecak.Wyszed� z bramy. Na jad�cym �rodkiem ulicy beczkowozie siedzia� okrakiem ubranyna bia�o cz�owiek. Czerpakiem na d�ugim kiju nabiera� wod� i polewa� ulic�.Czasami, widz�c �adniejsz� dziewczyn�, �wiadomie celowa� pod jej nogizadowolony, gdy przy podskoku ods�ania�a �ydki. Raz dosta� za to nagan�, gdy�opryska� b�otem c�rk� Radcy. Przez miesi�c nie mia� prawa wst�pu do centralnychdzielnic.Czerpak zacz�� drapa� o dno; znak, �e nied�ugo b�dzie musia� zjecha� do portu powod�. Ale najpierw posili si�. Starannie odmierzonymi porcjami zrosi� jezdni�tak, �e akurat starczy�o do ko�ca ulicy. Jedn� r�k� zatrzyma� konia, a drug�docisn�� denko beczki. Ju� tylko szeroko�� chodnika dzieli�a go od sklepu Toma.Wkr�tce i on sam pojawi� si� w drzwiach. By� przepasany fartuchem pami�taj�cymchyba ca�e stulecia.- Upa� dzisiaj, Tomie - powiedzia� woziwoda wchodz�c do mrocznego wn�trza.Sklepikarz ubieg� go w drodze do stolika, wprawnym strzepni�ciem serweryczyszcz�c blat.- To co zwykle?Skin�� g�ow� i roze�mia� si�. Pytanie by�o tak obrzydliwie zb�dne,'�e zawszeza�miewali si� do �ez, gdy pada�o. Kielich wina, kromka razowca, ser i �wie�epomidory, wszystko to ju� po chwili znalaz�o si� na stole.Do sklepu wesz�a kobieta. Bia�a perkalowa sukienka i koszyk zdradza�y s�u��c�kt�rego� z dom�w mo�nych. Tom po�o�y� mu r�k� na ramieniu, jakby chcia�powiedzie�: poczekaj, obs�u�� j� szybko.Mia�a nie wi�cej ni� osiemna�cie lat. Czytaj�c niepewnie z kartki, dawa�adyspozycje. Nie oszcz�dzi�a przy tym nawet najwy�szych p�ek, gdzie sta�y s�oikiz miodem i konfiturami rzadko spo�ywanymi o tej porze roku. Zgodnie zezwyczajem, jak ka�dy nowy klient zap�aci�a got�wk�, odpowiadaj�c �miechem nadogaduszki. Koszyk by� ci�ki, wi�c po wyj�ciu ze sklepu musia�a nie�� goobur�cz. Na szcz�cie dom mo�nego Ronera le�a� niedaleko. Pozna�a na tylezwyczaje, �e wiedzia�a, i� pa�stwo wstaj� dopiero teraz, trzy godziny po niej.Po�o�y�a koszyk w kuchni na taborecie i zesz�a do piwnicy napompowa� wody.Wola�a zrobi� to raz a ,dok�adnie, aby mie� zapas do samej kolacji. P�ywakwska�nika by� w po�owie rurki, gdy kto� przes�oni� okienko. Z r�koma na d�wigniodwr�ci�a g�ow�. Sta� tam m�ody Roner, pan Jan.- Daj, pomog� ci.Wypu�ci�a metal robi�c dwa kroki do ty�u. Plecy m�czyzny zacz�y si� porusza�rytmicznie w takt przep�ywaj�cej rurami wody.Ju� pierwszego dnia, jak tylko przyj�to j� na s�u�b�, zrozumia�a, �e chcenale�e� do niego. Da�a mu czerwon� r��, symbol przyzwolenia. Niestety, niezabra� kwiatu do swojego pokoju ani nawet nie wyrzuci�. Wstawi� go do wazonu wewsp�lnej jadalni. Do dzisiaj nie wiedzia�a, jak ma to rozumie�. Mo�e uzna� kwiatza symbol ma��e�stwa i przestraszy� si�? Ale przecie� wtedy daje si� trzy r�e.Chlupot spadaj�cej wody �wiadczy�, �e zbiornik jest pe�ny. Wyprostowa� si�rozci�gaj�c mi�nie. Dojrza� wpatrzone w siebie zamglone oczy.Biedny g�uptas, pomy�la� i odezwa� si� dopiero po chwili, gdy wchodzi� poschodach.- Na drugi raz zawo�aj mnie, to ci pomog�.W pokoju na�o�y� kolorow� koszul�. Najwyra�niej odczuwa� potrzeb� nietypowegoubioru. Do akt�wki wsun�� par� kartek papieru i portfel. Kiedy wychodzi� naganek, dobieg� go z kuchni g�os pod�piewuj�cej Ingi.Gdy J�zef �ci�gn�� lejce, stali ju� przed urz�dem geografii. Ca�� elewacj� ci�yrytmicznie pasy balkon�w. Jak wi�kszo�� budynk�w w mie�cie, tak i ten mia�cztery pi�tra. Obok wej�cia sta� w�zek sprzedawcy pra�onej kukurydzy. Miarowymi,precyzyjnie odmierzanymi okrzykami nawo�ywa� ludzi. Chyba dla reklamy wyjada� poziarenku z pojemnika wyrazi�cie przewracaj�c przy tym oczami.Jan zatrzyma� si� w po�owie schod�w i wyt�y� s�uch. Mo�e mu si� zdawa�o, aleju� po chwili wiedzia�, �e si� nie myli. Dono�ny d�wi�k dzwonu i trzaskpodkutych kopyt o bruk przybli�a�y si� zbyt jednoznacznie. Ludzi jakby wymiot�o.Uciekali z chodnik�w, wciskali si� do bram i sklep�w. Sprzedawca kukurydzy by� otyle wygodny, �e skuli� si� za w�zkiem, nie fatyguj�c nawet do drzwi urz�du. Jannie poruszy� si�. Robi� tak od paru miesi�cy. Za pierwszym razem ciekawkonsekwencji, chyba troch� si� rozczarowa�. Pow�z Radcy przejecha� wtedy ko�oniego i zd��y� jedynie dostrzec znudzon� twarz starego cz�owieka. Zapami�ta�dwie szczeg�lnie ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl