Doktorzy, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Erich SegalDOKTORZYT�umaczy�a Maria Streszewska-HallabJest to powie�� o fikcyjnych studentach Harwardzkiej Szko�y Medycznej. Wszystkiepostaci i zdarzenia s� tworem wyobra�ni autora. Jakiekolwiek podobie�stwo doprawdziwych zdarze� lub os�b, �yj�cych czy zmar�ych, jest zupe�nie przypadkowe.Wydanie II poprawione Pierwsze wydanie tej ksi��ki ukaza�o si� nak�ademWydawnictwa Podsiedlik-Raniowski i Sp�ka w 1993 roku ISBN 83-7150-493-4 Zysk iS-ka Wydawnictwo s.c. ul. Wielka 10,61-774 Pozna� tel. 853-27-51,853-27-67tel./fax 852-63-26 Dzia� handlowy tel. 864-14-03,864-14-04Dla Karen i Franceski "Fundamentaln� podstaw� medycyny jest mi�o��". Paracelsus(1493-1541) Wielka sztuka chirurgii "Nadali�my lekarzom status bog�w i czcimyjak b�stwa, oddaj�c im nasze cia�a i dusze, nie m�wi�c ju� o innych dobrach tego�wiata. A jednak - paradoksalnie - s� to najbardziej podatni na ciosy inajwra�liwsi z ludzi. Statystycznie liczba samob�jstw w�r�d nich jesto�miokrotnie wi�ksza ni� �rednia krajowa. Procentowo rzecz ujmuj�c, nadu�ywanielek�w i narkotyk�w jest stokrotnie wi�ksze ani�eli w�r�d reszty populacji.Bole�nie zdaj� sobie spraw� z tego, �e nie s� w stanie spe�ni� naszych oczekiwa�i to zwi�ksza jeszcze niepomiernie ich frustracje. Adekwatnie nazywa si� ichprzeto okaleczonymi uzdrowicielami*". Dr Bamey Liyingston, Doktorzy "StanyZjednoczone trac� rocznie r�wnowarto�� siedmiu klas absolwent�w szk�l medycznychna skutek r�nych na�og�w, alkoholizmu i samob�jstw w�r�d lekarzy". Dr DavidHilfiker, Leczenie ran Wst�p Poza jednym wyj�tkiem, wszyscy bohaterowie tejksi��ki s� biali i w wi�kszo�ci, z wyj�tkiem pi�ciu kobiet, s� m�czyznami.Niekt�rzy zaliczali si� do wybitnych, niemal do geniuszy. Inni byli geniuszamina skraju szale�stwa. Jeden z nich gra� na wiolonczeli i mia� nawet recital wCamegie Hali, a inny gra� zawodowo w koszyk�wk�. Sze�ciu pisa�o powie�ci, dwiew�a�nie opublikowano. Jest w�r�d nich niedosz�y ksi�dz oraz absolwent prawa. Awszyscy bez wyj�tku byli pocz�tkowo �miertelnie przera�eni studiami. Tegos�onecznego wrze�niowego poranka 1958 roku po��czy� ich status student�wpierwszego roku Harwardzkiej Szko�y Medycz-nej. Zebrali si� w sali "D", aby wys�ucha� powitalnego przem�wienia dziekanaCourtneya Holmesa. Rysy jego twarzy mog�y pochodzi� prosto z rzymskiej monety.Ca�� sw� postaw� sprawia� natomiast wra�enie, �e urodzi� si� ze z�otym zegarkiemi �a�cuszkiem za pasem zamiast p�powiny. Nie musia� nikogo ucisza�. U�miechn��si� tylko i widzowie natychmiast umilkli. - Panowie - zacz��. - Rozpoczynacieoto wsp�lnie wielk� podr� do granic medycznej wiedzy, gdzie zaczniecie swojew�asne, indywidualne badania i eksploracje tego jeszcze nie odkrytego w pe�ni inie nakre�lonego do ko�ca terytorium cierpienia i choroby. Kto� z was,siedz�cych tu teraz na sali, wynajdzie by� mo�e lekarstwo na bia�aczk�,cukrzyc�, liszaja rumieniowatego lub wielog�ow� hydr� nowotwor�w... Przerwa� nachwil� dla uzyskania odpowiednio dramatycznego efektu, a potem z b�yskiem wbladoniebieskich oczach doda�: - A mo�e nawet lekarstwo na zwyk�� gryp�.Roze�miali si� z uznaniem. Srebrnow�osy dziekan pochyli� g�ow�, by� mo�e wzamy�leniu. Studenci czekali w napi�ciu. W ko�cu spojrza� na nich i odezwa� si�g�osem o oktaw� ni�szym: - Pozw�lcie, �e zako�cz�, zdradzaj�c wam pewien sekret- r�wnie upokarzaj�cy dla mnie, jak i dla was. Odwr�ci� si� i napisa� co� natablicy. Dwie proste cyfry - liczb� dwadzie�cia sze��. Na sali rozleg�y si�pomruki zdziwienia. Holmes odczeka�, a� nastanie cisza, zaczerpn�� powietrza, apotem popatrzy� prosto na zahipnotyzowane audytorium. - Panowie, zakonotujcie tosobie dobrze w pami�ci - istniej� tysi�ce chor�b na tym �wiecie, jednak�emedycyna potrafi empirycznie wyleczy� tylko dwadzie�cia sze�� z nich. Reszta...jest czyst� zgadywank�. I to by�o wszystko. Wyprostowany niczym �o�nierz zszed�z gracj� atlety z podium i wyszed� z sali. T�um zaniem�wi� z oszo�omienia.Cz�� pierwsza NIEWINNO�� Wkraczaj� w ten nowy �wiat nadzy zimni, niepewniwszystkiego poza tym, �e w niego wkraczaj�... Cisza - wraz z nag� godno�ci�wej�cia zachodzi w nich zmiana - zakorzenieni, zaciskaj� r�ce i zaczynaj� si�budzi�. William Carlos Williams (1883-1963) Pediatra i poeta Rozdzia� I BameyLivingston by� pierwszym ch�opcem z Brook�ynu, kt�ry zobaczy� Laur� Castellanonago. Pewnego sierpniowego poranka w tym samym roku, w kt�rym przekroczy� pi�tyrok �ycia, zaw�drowa� do tylnego ogrodu, gdzie powita� go jaki� nieznany glos. -Cze��! Spojrza� w stron� s�siedniego domu. Zza p�otu wygl�da�a ma�a jasnow�osadziewczynka. Poczu� nagle uczucie t�sknoty za poprzednimi mieszka�cami tamtegodomu, a zw�aszcza za Murrayem, wy�mienitym pi�karzem. Tymczasem ci nowi - ztego, co s�ysza� - nawet nie mieli syna. Bamey zdziwi� si� zatem, kiedy poprzedstawieniu si� Laura zaproponowa�a gr� w pi�k�. Wzruszy� niezdecydowanieramionami na znak zgody i poszed� do domu po swoj� Spauldeen. Kiedy po chwiliwr�ci� z ma��, gumow� pi�k�, r�ow� niczym guma do �ucia Bazooka, Laura sta�aju� na �rodku ich ogrodu. - Jak si� tu dosta�a�? - zapyta�.- Wdrapa�am si� na p�ot - wyja�ni�a nonszalancko. - No a teraz, yamonos, podajmi wysok�. Wyprowadzi�o to troch� Bamiego z r�wnowagi. Nic wi�c dziwnego, �eniezdarnie poda� jej pi�k�. Laura z�apa�a j� jednak zr�cznie i odrzuci�asprawnie z powrotem. Zaniepokoi� go fakt, �e Murray mia� siedem lat i nadalpotrzebowa� pomocy w pokonywaniu p�otu, kt�ry Laura przeskoczy�a najwidoczniej z�atwo�ci�. P� godziny p�niej Bamey doszed� do wniosku, �e Laura ca�kiemzadowalaj�co mog�a zast�pi� Murraya. Si�gn�� do kieszeni i wyci�gn�� paczk�papieros�w z naklejk� "Lucky Stripe". Zaproponowa� jej jednego. - Nie, dzi�kuj�- odpowiedzia�a. - Tato m�wi, �e mam alergi� na czekolad�. -A co to jestalergia? - Nie jestem pewna - przyzna�a. - Najlepiej zapytajmy o to papacho. Onjest doktorem. Nagle wpad�a na pomys�. - Hej, a mo�e zabawiliby�my si� tak wdoktora i pacjenta? - A na czym to polega? - Najpierw ja przebadam ciebie, apotem ty mnie. - To troch� nudne. - B�dziemy musieli si� rozebra�. - Tak? - Tomog�o by� nawet ca�kiem interesuj�ce. Godziny przyj�� odby�y si� pod s�dziwymd�bem w najodleglejszym k�cie ogrodu Livingston�w. Laura kaza�a mu �ci�gn��pasiasty podkoszulek, pragn�c sprawdzi� stan klatki piersiowej pacjenta.Pos�u�y�a si� przy tym wyimaginowanym stetoskopem. - A teraz �ci�gaj spodnie. -Ale po co? - Nie psuj zabawy, Bamey. Z pewn� niech�ci� zdj�� niebieskie spodenkii stan�� przed ni� w majtkach, czuj�c si� coraz bardziej niepewnie i g�upio. -To te� �ci�gaj - rozkaza�a m�oda lekarka. Bamey spojrza� ukradkiem za siebie,sprawdzaj�c, czy nikt go przypadkiem nie obserwowa� z domu, po czym �ci�gn��reszt� swego odzienia. Laura obejrza�a go dok�adnie, zwracaj�c szczeg�ln� uwag�na drobny wisiorek pomi�dzy jego nogami.- To moja sikawka - wyja�ni� z nutk� dumy w g�osie. - Wygl�da mi to raczej napr�cie - odpowiedzia�a z kliniczn� oboj�tno�ci�. - W ka�dym razie jeste� wporz�dku. Mo�esz si� ubra�. Pos�ucha� skwapliwie, a ona spyta�a: - Mo�e zabawimysi� teraz w co� innego? - Nie, to niesprawiedliwe. Teraz moja kolej by�doktorem. - No dobrze. Rozebra�a si� pr�dko do naga. - Och, Lauro, co si� sta�oz twoim... no wiesz... - Ja nie mam takiego - odpowiedzia�a ze smutkiem. - Orany, a dlaczego? W tym momencie czyj� przenikliwy g�os przerwa� konsultacj�. -Baaamey, gdzie jeste�? W tylnych drzwiach domu pojawi�a si� matka. Pospieszniewym�wi� si� i wyjrza� zza pnia. - Tutaj jestem, mamo. - A co ty tam robisz? -Nic, bawi� si� z kim�. - Z kim? - Z dziewczynk� z s�siedniego domu, kt�rej naimi� Laura. - Ach, to ta nowa rodzina. Zapytaj j�, czy ma ochot� na ciasteczka imleko. Zza drzewa wy�oni�a si� figlarna twarz. - A jakie ciastka? - zapyta�aweso�o Laura. - Herbatniki - odpowiedzia�a z u�miechem pani Lmngston. - Prawietakie s�odkie jak ty. Rajem ich dzieci�stwa by� gwarny Brook�yn, pe�en radosnegojazgotu tramwaj�w, zlewaj�cego si� z brz�czeniem dzwonk�w na zabawniewymalowanym samochodzie sprzedawcy mro�onych smako�yk�w. Lecz przede wszystkimpe�en �miechu dzieci graj�cych w palanta, w pi�k� lub hokeja na wrotkach, wprostna ulicy. Brook�y�scy Dodgersi nie stanowili w�wczas tylko zwyk�ej dru�ynybaseballowej, lecz byli dla wszystkich zespo�em prawdziwych bohater�w. W atakugra� tam wtedy niejaki Duke, Pee Wee i Peacher. Mieli w�r�d siebie nawet faceta,kt�ry potrafi� biega� szybciej, ani�eli da�o si� wym�wi� jego imi� - JackaRobinsona.Oddaliby �ycie i serca za Brook�yn. No i co z tego, �e nigdy nie uda�o im si�pobi� nowojorskich Jankes�w*? A w ka�dym razie nie w 1942 roku. Wtedy bowiemAmerykanie walczyli na trzech innych frontach - w Europie przeciwko hitlerowcom,na Pacyfiku przeciwko hordom Tojo i u siebie przeciwko OPA. By�a to instytucjaustanowiona przez prezydenta Roosevelta w celu racjonowania cywilnych dostawnajistotniejszych artyku��w, aby w ten spos�b zapewni� wszystko co najlepsze dlawojska. I tak, kiedy marsza�ek Montgomery przyst�pi� do bitwy z Rom-mlem pod ElAlamein, a genera� Jimmy Doolittie bombardowa� Tokio, Estelle Livingstonwalczy�a w Brook�ynie o zdobycie dodatkowych znaczk�w na mi�so, dla zapewnieniaswoim synom zdrowia, prawid�owego wzrostu i rozwoju. M�� jej, Harold, zosta�powo�any do wojska rok wcze�niej. By� nauczycielem �aciny w szkole �redniej iprzebywa� teraz w bazie wojskowej w Kalifornii, ucz�c si� tam japo�skiego.Rodzinie m�g� tylko powiedzie�, �e by� w czym�, co nazywa�o si� "wywiadem". Toca�kiem zrozumia�e, t�umaczy�a swoim ma�ym synom Estelle, gdy� tatu� mia�ogromnie du�o wiadomo�ci. Z jakiego� niewiadomego powodu ojca Laury, doktoraLuisa Castellano, w og�le nie powo�ano do wojska. - Jaka jest ta Laura, Bamey? -...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]