Drake David-Belizariusz 3-Tarcza Przeznaczenia, j. LITERATURA POWSZECHNA

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eric Flint, David Drake - TARCZA PRZEZNACZENIA
Eric Flint, David Drake
TARCZA PRZEZNACZENIA
Destiny’s Schield
Tłumaczenie: Justyna Niderla-Bielińska
DONALDOWI
1
Eric Flint, David Drake - TARCZA PRZEZNACZENIA
2
Eric Flint, David Drake - TARCZA PRZEZNACZENIA
3
Eric Flint, David Drake - TARCZA PRZEZNACZENIA
Prolog
To było pierwsze publiczne wystąpienie cesarza, odkąd został ogłoszony nowym władcą Rzymu. Był bardzo
zdenerwowany. Na dworze miał się pojawić ambasador Persji.
- On będzie dla mnie niemiły, mamo - jęknął cesarz.
- Cicho, cicho - szepnęła regentka. - I nie nazywaj mnie mamą. To nie wypada.
Cesarz wpatrywał się w wysoką, imponującą sylwetkę swojej nowej mamy, która siedziała tuż obok niego na
własnym tronie. Kiedy napotkał jej zimne, czarne oczy, gwałtownie odwrócił głowę.
Jego nowa mama także budziła w nim niepokój. Nawet jeżeli stara mama powiedziała mu, że nowa jest jej dobrą
przyjaciółką, cesarz i tak nie dał się zwieść. Regentka Teodora nie należała do miłych koleżanek, które zaprasza się na
popołudniowe herbatki.
Regentka pochyliła się nad nim.
- Dlaczego myślisz, że ambasador będzie dla ciebie niemiły? - spytała szeptem.
Cesarz zmarszczył brwi.
- No bo... ponieważ tata tak strasznie stłukł tych Persów. To znaczy: mój stary tata - dodał po chwili, jakby coś sobie
przypomniał.
Cesarz rzucił na swego nowego ojca spojrzenie pełne tajonego poczucia winy. Mężczyzna stał niedaleko, po jego
prawej stronie. Spojrzał w puste oczodoły i natychmiast odwrócił wzrok. Bardzo szybko. Nawet jego prawdziwa matka nie
próbowała mu tłumaczyć, że Justynian to „miły człowiek”.
- I nie nazywaj cesarskiego doradcy wojskowego tatą - znów wyszeptała Teodora. - To nie uchodzi, nawet jeżeli jest
on twoim ojczymem.
Cesarz pochylił się na tronie i przybrał jeszcze żałośniejszy wygląd.
To wszystko jest takie zagmatwane. Nikt nie powinien mieś tatusiów i mamuś w takiej ilości.
Zaczął odwracać głowę w nadziei, że podchwyci uspokajające spojrzenie swoich prawdziwych rodziców. Wiedział,
że stoją gdzieś w pobliżu, pomiędzy innymi notablami rzymskiego dworu. Ale regentka znów przywołała go do porządku
przenikliwym szeptem.
- Nie wierć się! To nie wypada.
Cesarz całą siłą woli zmuszał się do siedzenia nieruchomo. Denerwował się coraz bardziej i patrzył na perskiego
ambasadora, który zbliżał się dostojnie, krocząc szerokim przejściem, prowadzącym do tronu.
Zobaczył, że perski ambasador się na niego gapi. Wszyscy się na niego gapili. Salę tronową wypełniali rzymscy
notable; wszystkie oczy zwrócone były na cesarza. Pomyślał, że większość musiała być mu nieprzychylna, a przynajmniej
tak wnioskował z sarkastycznych uwag, jakie robili przy nim rodzice. Wszyscy jego rodzice, cała czwórka. Paskudna
natura cechująca ludzi z oficjalnego rzymskiego dworu stanowiła jeden z niewielu tematów, który nie stał się przedmiotem
sporu pomiędzy rodzicami.
Ambasador podchodził coraz bliżej. Był to człowiek raczej wysoki i drobny w budowie. Miał cerę o ton ciemniejszą
niż większość Greków, szczupłą twarz oraz wielki nos, przywodzący na myśl dziób orła. Jego podbródek porastała broda,
przycięta na kształt trójkąta - wedle mody panującej wśród Persów.
Ambasador odziany był w szatę perskiego arystokraty. Przyprószone siwizną włosy przykrył tradycyjnym,
zdobionym złotą nicią kapeluszem, nazywanym przez Persów
citaris
. Tunika, chociaż podobna do strojów Rzymian, miała
długie rękawy, sięgające aż do nadgarstków. Spodnie także spływały aż do kostek i praktycznie skrywały uszyte z
czerwonej skóry buty.
Kiedy cesarz dostrzegł jaskrawe noski butów Persa, poczuł nagłe ukłucie żalu. Jego dawny ojciec, prawdziwy
ojciec, miał podobne buty. Nazywano je partyjskimi. Tata bardzo je lubił, podobnie jak większość trackich katafraktów,
którzy pozostawali pod jego rozkazami.
Ambasador podszedł już tak blisko, że cesarz mógł zobaczyć jego oczy. Mężczyzna patrzył na świat brązowymi
tęczówkami, zupełnie jak ojciec władcy (oczywiście jego dawny ojciec; obecny tata w ogóle nie miał oczu).
Ale cesarz nie widział nawet śladu ciepła, które zazwyczaj gościło w oczach jego dawnego ojca. Spojrzenie Persa
było zimne jak lód. Cesarz podniósł wzrok. Wysoko w górze, na ścianach i suficie sali tronowej, pyszniły się ogromne
mozaikowe postacie, patrzące na niego obojętnie. Wiedział, że to święci. Ludzie wybrani przez Boga. Ale ich oczy także
były zimne. Cesarz podejrzewał, że oni również nie należeli do ludzi miłych, co nie poprawiło mu humoru. Ich surowe
twarze przypominały mu nauczycieli. Skwaszonych, starych mężczyzn, których jedyną życiową przyjemność stanowiło
wytykanie błędów.
Poczuł się tak, jakby pogrzebano go żywcem.
- Gorąco mi - jęknął.
- Oczywiście, że ci gorąco - rzekła cicho Teodora. - Masz na sobie królewskie szaty, a przecież jest ciepły
kwietniowy dzień. Czego niby się spodziewałeś? Lepiej zacznij się przyzwyczajać - dodała oschle. - A teraz zachowuj się
odpowiednio. Ambasador już tu jest.
Świta ambasadora zatrzymała się sześć metrów przed tronem. Pers wystąpił dwa kroki naprzód, pokłonił się nisko i
przyklęknął na jedno kolano na grubym, luksusowym dywanie, położonym na zimnej, twardej posadzce sali tronowej
specjalnie po to, aby mu to umożliwić.
Cesarz wiedział, że ten dywanik wyciągano z odpowiedniego magazynu tylko i wyłącznie na okoliczność przybycia
wysłanników reprezentujących perskiego króla królów, szachinszacha. To był najlepszy dywanik, znajdujący się w
posiadaniu Cesarstwa Rzymskiego, a przynajmniej tak słyszał.
Persja od zawsze była poważnym rywalem Cesarstwa Rzymskiego. Nie należało więc obrażać jej przedstawicieli.
To nie mogło się opłacić.
Perski ambasador właśnie się podnosił. Ruszył w kierunku tronu. Mężczyzna wyciągnął rękę, w której trzymał zwój
potwierdzający jego status na dworze rzymskim. Ambasador skrzywił się lekko, kiedy musiał unieść dłoń, i rzymski cesarz
zaczął bać się jeszcze bardziej. Wiedział, że owo skrzywienie wywołał ból w zranionym ramieniu. Pers został poważnie
ranny trzy lata temu.
To prawdziwy ojciec cesarza go zranił. Podczas sławnej bitwy pod Mindos.
Na pewno będzie dla mnie nieuprzejmy.
4
Eric Flint, David Drake - TARCZA PRZEZNACZENIA
-
Przynoszę pozdrowienia dla basileusa
Rzymu od mojego pana, Chozroesa Anuszirwana, króla królów Iranu, a
także okolicznych ziem.
Ambasador mówił bardzo głośno, więc wszyscy znajdujący się w wielkiej sali mogli go doskonale słyszeć. Jego
głos był bardzo głęboki. Cesarz nigdy jeszcze nie słyszał kogoś mówiącego tak dźwięcznie, może z wyjątkiem kapłanów
śpiewających w bazylice.
- Nazywam się Baresmanas - kontynuował ambasador. - Baresmanas z rodu Surenów.
Cesarz usłyszał, jak przez tłum zebrany w sali tronowej przebiegła fala szeptów. Zrozumiał, co oznacza ów
niepokój, i przez chwilę poczuł dumę z tego powodu. Jego nauczyciele tygodniami bezlitośnie go zamęczali szczegółami
historii i tradycji Persów. Cesarz nie zapomniał tych lekcji.
Oficjalnie Surenowie należeli do
sahrdaran
, czyli siedmiu największych szlacheckich rodów perskich. Nieoficjalnie
uważano ich za ród najważniejszy spośród siedmiu. Sądzono, że Rustam, legendarny bohater Ariów, perski odpowiednik
Herkulesa, wywodził się właśnie z Surenów. Podobnie jak perski generał, który rozbił w puch rzymską armię Krassusa pod
Harran.
Cesarz zdawał sobie sprawę, że szachinszach, wysyłając Surena jako ambasadora, chciał podkreślić swój szacunek
dla Rzymu. Ale wiedza ta wcale nie zmniejszyła strachu.
Teraz to na pewno będzie dla mnie niemiły.
Surowa, wyniosła, arystokratyczna twarz perskiego ambasadora pękła nagle w nieoczekiwanym uśmiechu. Białe
zęby błysnęły pośród gęstej, zadbanej brody.
- Z wielką przyjemnością staję przed tobą, wasza wysokość - powiedział ambasador i skłonił się ku Teodorze. - I
przed twoją matką, regentką Teodorą.
Cesarz wyciągnął rękę i wziął zwój. Kiedy rozwinął pergamin, z ulgą stwierdził, że dokument napisano po grecku.
Umiał czytać, ale ciągle przychodziło mu to z trudem. A dokument był pełen długich i trudnych słów, których nawet nie
rozpoznawał. Zaczął wpatrywać się w pergamin z wielką uwagą, dopóki nie usłyszał dyskretnego kaszlnięcia.
Cesarz kątem oka dostrzegł, jak regentka skłania nobliwie głowę. Przywołał z pamięci instrukcje, z pośpiechem
zrolował pergamin i poszedł w jej ślady. Widząc, jak nowa matka nieznacznie marszczy brwi, poniewczasie przypomniał
sobie resztę wytycznych.
- Witamy przedstawiciela naszego brata - pisnął - basileusa Pers...
Cesarz zastygł ze strachu, orientując się, jaką gafę popełnił.
Od wielu lat, zgodnie z obowiązującym protokołem, rzymski cesarz zawsze tytułował władcę Persji basileusem
zamiast królem królów. Używając tego samego tytułu, jaki przysługiwał jemu, podkreślał specjalny status perskiego
monarchy. Rzymianie nie zwracali się tak do żadnego innego władcy, może z wyjątkiem
negusa nagast
Etiopczyków, ale i
to też przy niewielu okazjach.
Ale Persowie nigdy nie nazywali samych siebie Persami. Ten termin tyczył się mieszkańców perskiej prowincji
Fars, zasiedlonej głównie przez Greków. Stamtąd wywodziła się stara dynastia Achemenidów. Persowie zwali swój kraj
Iranem, ziemią, na której żyją Ariowie. I byli bardzo zasadniczy w tej sprawie, a szczególnie jeżeli chodziło o rozróżnienie
pomiędzy Ariami a pośledniejszymi rasami. Szachinszach panował nad wieloma narodami, które nie miały nic wspólnego z
Ariami i nie były formalnie uznane za część kraju Ariów. Nazywano ich po prostu nie-Ariami.
Cesarz zamarł ze strachu i dopiero lekki, zachęcający uśmiech na twarzy ambasadora przywrócił mu jasność
myślenia.
- Basileusa Irańczyków i nie-Irańczyków - poprawił się szybko.
Uśmiech na twarzy wysłannika stał się szerszy. W jego brązowych oczach zamigotały przyjazne ogniki. Przez
krótką chwilę, chwilę cudowną, przypominał rzymskiemu cesarzowi ojca. Jego prawdziwego ojca.
Spojrzał na okaleczoną twarz nowego ojca, byłego cesarza, Justyniana. Mężczyzna zwrócił ku niemu twarz bez
wyrazu, tak jakby Justynian wciąż miał oczy i widział. Ta nieruchoma, twarda, pełna goryczy twarz.
To niesprawiedliwe, jęknął cesarz w głębi ducha. Chcę mojego ojca z powrotem. Mojego prawdziwego tatę.
Ambasador zaczął się wycofywać. Cesarz Rzymu miał właśnie odetchnąć z ulgą, kiedy kątem oka dostrzegł wyraz
dezaprobaty na twarzy Teodory. Zesztywniał więc, pełen królewskiej godności.
W końcu może nie będzie dla mnie aż taki okropny.
Ambasador oddalił się już od tronu na kilka metrów. Ciągle wydawał się być uśmiechnięty.
To niesprawiedliwe. Sasanidzi także są z Fars, dlaczego więc nie możemy nazywać ich Persami?
Odetchnął wreszcie, ale bardzo ostrożnie. Poczuł, że regentka jest niezadowolona, lecz zignorował jej uczucia.
Za wiele rzeczy do zapamiętania jak na jeden raz.
Westchnął ponownie. Matka cesarza zasyczała, oburzona. Ponownie zignorował jej upomnienie.
Jestem cesarzem. Mogę robić, co tylko chcę.
To niestety nie była prawda i doskonale o tym wiedział.
To niesprawiedliwe.
Mam tylko osiem lat.
Ambasador oddalił się już na dziesięć metrów. Teodora wiedziała, że nie usłyszy ich z tej odległości, więc nachyliła
się ku cesarzowi.
Chłopiec skulił się, przerażony nieuniknioną naganą.
Co za niemiła pani. Chcę, żeby wróciła moja stara mama.
-
Bardzo dobrze sobie poradziłeś, Focjuszu - nieoczekiwanie oznajmiła regentka. - Twoja matka będzie z ciebie
dumna. Twoja prawdziwa matka - dodała z lekkim uśmiechem.
* * *
- Jestem z ciebie dumna, Focjuszu - powiedziała Antonina. - Doskonale sobie poradziłeś. - Pochyliła się nad wysoką
poręczą tronu i pocałowała go w policzek.
Jej syn zaczerwienił się, częściowo z radości, a po części z poczucia winy. Podejrzewał, że publiczne pocałunki
matki nie pasowały zbytnio do roli, jaką miał zagrać w tym przedstawieniu. Ale kiedy obrzucił salę tronową szybkim
spojrzeniem, odkrył, że mało kto zwracał na nich uwagę. Kiedy regentka opuściła pomieszczenie i wraz z ojcem cesarza (a
**
Basileus - król, władca. Od VI w. n. e. oficjalny tytuł cesarzy rzymskich.
5
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • monissiaaaa.htw.pl