Domańska Antonina - Dziwni przyjaciele, Książki, Bajki dla Dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DZIWNI PRZYJACIELE
Był raz sobie ubogi wyrobnik, któremu się bardzo źle wiodło
na świecie. Miał wprawdzie poczciwą żonę i siedmioro
zdrowych dzieci, ale się gryzł i trapił ciągle, bo choć
pracował ze wszystkich sił, nigdy nie mógł tyle zarobić, żeby
w chacie był choć jaki taki dobrobyt. Ani się odziać
porządnie, ani zjeść do syta... Martwił się, martwił, aż w
końcu zachorował ciężko. Młodsze dzieci żałowały tatusia i
jeść im się bardzo chciało, więc płakały głośno, aż serce
bolało słuchać. Matka poszła do sklepiku, by za ostatnie
grosze kupić choć bochenek chleba; a najstarszy syn Antek
siedział na ławce przy stole, głowę podparł rękoma i
strasznie nad czymś rozmyślał. Gdy się już dość
namedytował, przybliżył się do łóżka chorego ojca i tak
powiedział:
- Pozwólcie mi, tatusiu, iść w świat, gdzie oczy poniosą;
wam będzie lżej beze mnie, a ja może przecie napotkam
gdzie szczęście, to was wszystkich potem z biedy wyratuję.
Takie mam przeczucie, że mnie coś dobrego czeka; ino ręce
wyciągnąć i chwycić.
- Idź, synku, idź, błogosławię cię na drogę - rzekł ojciec. - A
pamiętaj, bo to najważniejsze: nie dowierzaj pierwszemu
lepszemu i z byle kim się nie wdawaj. Jeżeli ci się trafi jaki
uczciwy towarzysz, to i owszem, wędrujcie razem, zawsze
co dwóch, to nie jeden. Ale nie z pierwszym lepszym i nie z
byle kim.
- Dobrze, tatusiu, nie zapomnę waszej rady.
- A jakbyś znalazł szczęście, to i nam biedakom przynieś
choć okruszynę.
- Przyniosę, tatusiu, dużo, coby dla wszystkich wystarczyło.
Ucałowali się serdecznie, aż tu i matka nadeszła.
1
Pobłogosławiła syneczka, dużą kromkę chleba dała mu na
pożegnanie i poszedł. Ku wschodowi słońca się obrócił i
prosto wali, jakby wiedział, gdzie i do kogo. Idzie, idzie, a
rozpamiętywa sobie słowa tatusia... że “z Byle Kim i z
Pierwszym Lepszym, broń Boże”.
- Łatwo to gadać, jak się ich zna; a ja przecie ani tego, ani
tamtego na oczy nie widziałem. Żeby mi choć tatuś byli
powiedzieli, jak który wygląda! A widno, że oba często się
włóczą po drogach, kiedy ich tak łatwo nadybać. Ha, trzeba
się strzec i uważać, bo to muszą być nie lada rzezimieszki.
Nie prędko, nie powoli, ot tak w sam raz, jak w bajce się
należy, zaszedł Antek do lasu. Rozbójników się nie bał, bo
grosza przy duszy nie miał, a sukmanczyna też pożal się
Boże... więc się położył pod drzewami i smacznie zasnął.
Nazajutrz rano ptaszki go zbudziły, umył się w strumieniu,
zjadł chleb od mamusi i dalej w drogę, a zawsze ku
wschodowi słońca. Z godzinę już maszeruje, aż tu słyszy za
sobą jakieś gwizdanie. Odwrócił się i patrzy z ciekawością,
kto tam idzie. Człek to był dosyć dziwny: wysoki, chudy, o
gęstej czuprynie, rozczochranej i poplątanej jak omłócona
słoma na boisku. [tu: klepisko w stodole] Twarz miał dość
przyjemną, oczy wesołe, ruchliwe, a jakby na
sprzeciwieństwo, pogwizdywał tak żałośnie i przejmująco, że
Antkowi aż łzy do oczu nabiegły.
- Dzień dobry! - rzekł podróżny i wykręcił się na pięcie, aż
zafurczało.
- Dzień dobry! - odpowiedział Antek i otworzył szeroko gębę
z wielkiego zdziwienia.
- Cóżeś się tak na mnie wgapił, głuptasie? Podobam ci się?
Widzę, że idziesz w tę samą stronę, wędrujmy razem.
“Aha... zaraz!” - pomyślał Antek, pomny przestróg tatusia, a
głośno rzekł: - Nie wiem, czy się zgodzę; nie znam cię,
muszę się zastanowić.
- Fiu, fiuuu! - gwizdnął mu podróżny w samo ucho. - Cóż to,
mam ci się przedstawiać? Może metrykę pokazywać? Ale
szczęście twoje, żeś mi na dobry humor utrafił, inaczej
2
krucho by było z tobą.
- Dy ja cię o nic nie pytam; idź, gdzie chcesz, ja se idę, gdzie
chcę.
- Oho, jaki hardy; musisz koniecznie wiedzieć, kim jestem?
Dziwno mi, żeś się już dawno nie domyślił... Mój ojciec
nazywa się Orkan, moja matka Burza, ja jestem Wiatr. Mam
starszą siostrę Wichurę i maleńkiego braciszka, co jeszcze
gwizdać nie umie i tylko między gałęziami drzew się bawi a
listkami szeleści. Przemiłe pacholę mój braciszek Wietrzyk;
jak dorośnie, będziemy razem dokazywać.
- To ty jesteś...
- Aha, Wiatr, Wiatr, do usług pana dobrodzieja! - zawołał
tenże ze śmiechem i znowu frunął na pięcie w kółko. -
Widzisz tedy, że śmiało możesz iść ze mną, nie jestem
pierwszy lepszy.
- Ach, kiedy tak, to dzięki Bogu... o to mi właśnie chodziło,
strasznie się bałem Pierwszego Lepszego... Przepraszam
cię, kochany Wietrze.
- Wierz mi, chłopcze, dobra to rzecz mieć we mnie
przyjaciela; kto ze mną idzie, ma lekką i miłą drogę, kto
przeciw mnie, temu na złość robię, piaskiem w oczy sypię,
kapelusz z głowy zdzieram, potrącam i wstecz go cofam, aż
nieraz bez siły przy drodze upada.
- Dlaczegożeś taki złośliwy?
- Taką już po mamie i tacie naturę odziedziczyłem. Ja
jeszcze jestem zanadto spokojny w porównaniu z innymi i
dlatego nie bardzo mnie lubią. Wichura to ich ukochana
córeczka; nie życzę ci spotkać jej nigdy, mógłbyś tę
znajomość chorobą przypłacić. Zwłaszcza jak w karnawale
wujaszek Mróz z ciocią Zimą bale wyprawiają, a córka ich
Śnieżyca z naszą Wichurą roztańczą się jak szalone, to
nawet ja sam powiadam, że za wiele tego dobrego. Ale tatuś
przezywa mnie mazgajem.
- A twoja mama daleko mieszka? - spytał Antek spoglądając
3
trwożnie ku niebu, czy chmury nie nadciągają.
- O, mama w różnych stronach świata ma swe pałace, ale
najchętniej przebywa w górach, tam się jej bardzo podoba, i
właśnie wczoraj wyjechała w Tatry. Ojciec zaś głównie lubi
podróżować po morzu. Teraz się wybrał do Włoch i do
Afryki, do naszych krewnych.
- Cóż to za jedni?
- Stryjeczny brat nasz Sirocco i żona jego Bora; ci mieszkają
we Włoszech, zaś dziadzio Samum w Afryce. Teraz już całą
moją rodzinę znasz, przynajmniej z nazwiska. Więc cię
pytam raz jeszcze, przyjmujesz mnie za towarzysza?
- O, z całego serca! - zawołał Antek podając obie ręce
Wiatrowi. - Rety... nie szarpże mnie tak strasznie! Cóż to za
figle niemądre! Ani tchu złapać nie mogę!...
- Pi, pi... jaki mi delikacik... nie wolno pożartować!
- Piękne mi żarty, podnosić kogo dwa łokcie od ziemi i
młynka nim wykręcać; dziękuję za łaskę.
- No, no, nie dąsaj się, już się poprawię, będziemy sobie szli
grzecznie razem, już ci dam spokój.
Idą, idą, jeść im się zachciało; Antek od rana ino na tym
chlebie, co go wziął z domu, a jego towarzysz także
niebogaty. Co tu robić... Stoi ogromna grusza przy drodze
obsypana owocem; ale co było na niższych gałęziach, to już
dzieci wiejskie i przechodnie oberwali, a reszta, śliczne,
soczyste, a wielkie jak pięść gruszki, tak bardzo wysoko, że
nie sposób dostać.
- Oj, zjadłoby się, zjadło!... - westchnął Antek. - Rękem se
nożem wczoraj skaleczył, nie chwycę gałęzi, nie wyspinam
się.
- Głupstwo... - roześmiał się Wiatr. - Ja skoczę na sam
wierzch i natrzęsę.
Gwizdnął sobie na uciechę, odbił się jedną nogą od ziemi;
4
Antek spogląda, gdzie się podział, a mój Wiatr już na samej
górze. Jak nie zatrzepie gałęziami w prawo, w lewo, jak nie
weźmie łomotać całym drzewem, tak najdojrzalsze gruszki
tararach! na ziemię.
- Dosyć... dosyć! bo nie uniesiemy! - krzyczy Antek.
Skoczył tedy Wiatr z drzewa, najedli się prędzej za dużo niż
za mało, resztę wsypali do worka, co go na szczęście Antek
z domu zabrał, i poszli dalej.
Pogoda śliczna, ciepło, niebo niczym ten bławatek,
macierzanki i mięty rozgrzane słońcem pachną, jak mogą,
siano skoszone po łąkach pachnie, jak może, aż tu spoza
żytniej sterty coś wyskoczyło i ku nim biegnie: chłopaczek
nieduży, zgrabny, buzia prześliczna, rumiana, włoski cudne
jak złoto, a kręte... cała głowa jak runo u baranka. Biegnie
prosto na nich.
- Panowie podróżni... weźcie mnie z sobą!
- Boję się - szepnął Antek Wiatrowi na ucho.
- Czegóż znowu?
- Nie znam tego chłopca, a tatuś mówili...
- Nie wiem, co tatuś mówili, ale ja ci powiem, żeś setnie
głupi. Królewski syn chce się do nas przyłączyć, a ten mi
będzie jakieś grymasy wyrabiał. Pokłoń mu się nisko i
podziękuj, że chce iść z nami. To nie byle kto, to Promień
Słońca.
- O Wiaterku mój kochany... jakżeś mnie pocieszył! Nie Byle
Kto, powiadasz?
Poskoczył ku Promieniowi Słońca i najgrzeczniejszymi słowy
go powitał.
- A gdzie idziecie? - zapytał złotowłosy chłopiec.
- Prosto przed siebie, szczęścia szukać.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]